piątek, 1 lutego 2019

[Dolina Aosty] pogoda zmienną jest

KILOMETRAŻ.
Różnie. Raz dużo, raz mało, zależnie na co pozwalały warunki. A te były...
no... różne! W sumie w siedem dni przejechałam ponad 292 kilometry.
Najwięcej - absolutnie rekordowo jednego dnia - zjechaliśmy 67 km (ale
pogoda była miodzio!), najmniej - również absolutnie rekordowo - niecałe
10 km (prószyło całą noc i dzień, jedyny otwarty wyciąg to krótkie
krzesełko przy kilometrowej trasie niebieskiej i dwóch czarnych, na które
wyległo całe towarzystwo; było po prostu tłoczno i nieprzyjemnie, więc
szybko się poddałam, Pio wytrzymał trochę dłużej).
SKI THEM ALL.
Czy nudna i płaska niebieska, na której trzeba odpychać się kijkami, czy
stroma czarna, na której lepiej się nie zatrzymywać, bo jak się popatrzy
w górę i w dół, to ze strachu można już nie ruszyć - zawsze staramy się
chociaż raz przejechać każdą trasą. Tutaj udało nam się to... poniekąd.
Odhaczyliśmy wszystkie otwarte, ale to i tak kropla w morzu. Niestety, za dużo
śniegu i wiatru spowodowało, że połączenie z Francją zostało zamknięte.
FRANCJA,
Była kiedyś taka seria książek gdzie jest Wally?. To zdjęcie można by
nazwać gdzie jest wyciąg... Dopóki przez pierwsze dni rejon połączenia
międzynarodowego był nieczynny i nie mogliśmy zobaczyć, jak wygląda
sytuacja, łudziliśmy się, że jeszcze nam otworzą Francję. Do czasu...
NIC.
Czasami nie widać było nic. Parę metrów do przodu, na szczęście po
pierwszym pięknym dniu wiedzieliśmy, co i jak, gdzie trzeba uważać,
gdzie co bardziej niebezpieczny zakręt...
WIDOCZNOŚĆ.
Czasami widać było dobre kilkanaście / kilkadziesiąt metrów.
CHMURY.
Czasami widoczność na trasie była zmienna - zaczynało się na przykład
w pełnym słońcu, potem przejeżdżało kilkaset metrów w chmurach, gdzie
nie było widać nic, a potem już było dobrze. No bo kto powiedział, że
chmury muszą być zawsze nad, a nie mogą być pod nami?
WIATR.
Czasami (głównie drugiego dnia) wiało też bezlitośnie. 20+, 30+ km/h
powoduje, że odczuwalna temperatura przy mrozie rzędu -15 stopni
to jakieś -22 stopnie. A to już jest ZIMNO.
Najgorsze jednak w wietrze jest to, że zwiewa śnieg z trasy - lodowacieje
ona i robi się po prostu trudna. Tu widać wędrówki płatków śniegu.
A w ogóle to ja za tym panem wszędzie - na koniec świata! A nawet na
koniec orczyka!
ŚNIEG.
To co jeszcze może pójść nie tak? Jak nie wieje i coś widać, to zawsze
jeszcze może padać śnieg. Ok, jest on nieodzowny i nie jest czymś
egzotycznym w górach zimą, ale zawsze lepiej, jak był już napadał niż jak
właśnie pada. Bo jak pada, to A) ciężej się jeździ B) wsypuje się toto
wszędzie (do rękawiczek, buzi, pod kurtkę) C) zazwyczaj oznacza, że nie
ma słońca, jest szaro, buro i ponuro.
NAJLEPIEJ.
Jak jest tak!
KUCHNIA.
Czyli nieważne gdzie, zawsze będzie smacznie. Tak to już jest we Włoszech.
Na stoku najczęściej wjeżdżają makarony - spaghetti, lasagne, fiocchi,
gnocchi, tortellini, tagliatelle. Każdorazowo pyszne.