niedziela, 3 sierpnia 2025

[Albania] chyba założyłem dzisiaj nie tę koszulkę

Z cyklu "dzikie zwierzęta drogowe" w Albanii:

czerwona koszulka? Idealna, kiedy drogę okupują byczki!
idealne towarzystwo dla Natalii na podjazdach
niezwykłe doświadczenie: totalny brak cywilizacji, zero domów, ludzi,
samochodów, przez drogę przechodzi stado kóz
kilometr dalej (słownie: tysiąc metrów): korek aut po horyzont, budki
z jedzeniem, ludzie, domy, miasto. Skąd? Jak? Dlaczego?
mrrrrrrrau

piątek, 11 lipca 2025

[Albania] różowo mi

Wprawdzie w Eurosporcie leci już Tour de France i mało kto jeszcze pamięta, co to było to Giro, ale już spieszę przypomnieć, nie bójcie kangura. Z nazwy - wyścig dokoła Włoch, jasne, ale obecnie co drugi rok duże toury nie startują ze "swoich" państw, a z lokalizacji "partnerskiej". Jasne, wiadomo, żadne tam przyjaźnie i partnerstwa, tylko chłodne kalkulacje i euro - bo już nie leki - tutaj na pewno rozmawiamy o poważnych pieniądzach za prawo do organizacji trzech pierwszych etapów. I w tym roku leki musiała (chciała) wysupłać Albania. My przy okazji sprawdzamy różowe pozostałości.

Vlorë - tutaj zaczął i zakończył się trzeci etap. Powtarzamy trasę.
pozostały malunki ścienne...
...i naziemne
forza Tiberi!!!

poniedziałek, 7 lipca 2025

[Albania] wolna albanka

Pierwszego wrażenia nie można zrobić za drugim razem. Albania? W połowie drogi między Hiszpanią a Marokiem i nie mówcie mi, że nie, bo to nie Gibraltar.

podjazd na Teneryfie?
marokańskie śniadanie?
zakręty na Kanarach?
plastikowa kolekcja w Marrakeszu?
okolice Girony?
inne marokańskie śniadanko?
typowa droga na El Hierro?
przydrożny śmietnik w Essaouirze?
białe miasteczka pod Malagą?

Krajobrazowo mamy morze i góry, czyli wszystko się zgadza. Żar leje się z nieba, prawie jak w Marrakeszu. Po lewej i prawej drzewa, krzewy, czerwone skały, kamienie, klimat Teneryfy, Majorki albo Costa Blanca. Ludzie życzliwi, chociaż za kierownicą zamieniają się w diabły. Względem nas (kolarzy) zachowywali się wystarczająco bezpiecznie, jednak w samym mieście na ulicy króluje wolna amerykanka (to jest ta, tfu, wolna albanka). Czerwone światła nie istnieją, kierunkowskazy są dla mięczaków, ograniczenia prędkości to tylko wskazówki. Parkowanie na środku ulicy, na zakręcie, na rondzie, na autostradzie - no problemo. Blokowanie drogi na długą chwilę, bo ktoś próbuje wyjechać, ale pechowo samochód się popsuł i trzeba go popchać? Zdarza się. Pierwszeństwo ma ten co jedzie z pewniejszą miną. Rowerem pod prąd? Jasne (żeby nie było, rowerem samej mi się zdarza pod prąd, ale niekoniecznie na głównej, czteropasmowej ulicy)! Z tego wszystkiego nie ma jednak wypadków, bo wszyscy wiedzą, że tak to wygląda. A ja może zagrożona się nie czułam, ale zirytowana to już owszem - wolę zachodnioeuropejską przewidywalność.

miasto? Uciekamy! Byle dalej od cywilizacji!
dosłownie jedna fota w mieście i już nas tu nie ma
chyba że mówimy o takich malutkich miastach - one bywają okej
ale jednak poza nimi jest dużo bardziej okej
uwaga, teraz zaczyna się plejada zdjęć, bo ktoś nie umiał wybrać
dziesięciu najlepszych, sorka!

Albania jeszcze jest nieokiełznana. Trochę brudna, trochę ekskluzywna, często drzwi w drzwi. Marmury sąsiadują ze stertą pokruszonych cegieł, skrzynką z kablami i papierkami po lodach. Przyjeżdżają jednak turyści, a wraz z nimi leki (jeden lek to trochę ponad cztery grosze), buduje się, rozwija się. Za parę lat wszystko wyrównają, wymuskają i to będzie zupełnie inny kraj.

Vlorë, nadmorski kurort. Niecałe stumetrowe mieszkanie to niecałe
pół miliona euro (leki lekami, ale o poważnych kwotach rozmawia
się tutaj w euro)

niedziela, 1 czerwca 2025

[Rzeszów] majopad

Dużą część majopada spędziłam w Rzeszowie. Miało być pięknie: rower, hopki, słońce, cola z lodem dla ochłody na stacji benzynowej, wiatr we włosach, wszechobecna zieleń. Było... pięknie: długie rękawki, hopki, ochraniacze na buty, odświeżanie aplikacji pogodowej i polowanie na bezdeszczowe okienka, gorąca herbata trzymana w rękawiczkach, zimny wiatr przedzierający się przez pięć warstw ubrań, wszechobecna poopadowa zieleń. Nadal jednak Rzeszów to Rzeszów, trzeba wyjść z domu i trenować, skoro warunki geograficzne do tego są idealne, więc podczas czternastu dni pobytu na rower wyszłam dziesięciokrotnie. Głównie poza strefą termicznego komfortu.

w komforcie czy bez, ale z uśmiechem

Czasem solo, czasem z grupą, w weekend z Piotrkiem. Głównie pojeździć, ale raz też pokibicować. Między 14. a 17. maja Czesław Lang organizował w okolicy Orlen Wyścig Narodów - międzynarodowy wyścig dla drużyn z developmentu. Dla juniorów, którzy dopiero marzą o starcie w Tour de France i tęczowej koszulce. Wielkich nazwisk na starcie nie było, ale może o niektórych z nich usłyszymy za kilka lat na Eurosporcie? Nie było też tłumów kibiców - tu jakaś grupka uczniów ze szkoły z Łańcuta (pierwszy etap to właśnie Łańcut - Jasło), tu kolega (wprawdzie po cywilu, ale na kolarzówce), który zrobił sobie przerwę w smażeniu naleśników. Kibiców w stroju kolarskim było sztuk jeden (ja), więc bez problemu dostrzegło mnie czujne oko pana Czesława. Zamachał, a potem dobre dziesięć minut rozmawialiśmy o rowerach i życiu.

pan Czesław
Niemcy
Szwedzi i Norweg
ruszyli!
okazuje się, że w Łańcucie peleton robi małą pętlę, więc jest szansa
zobaczyć ich ponownie - kolega od naleśników wskazuje drogę, jedziemy
razem i jesteśmy na czas!
chwila i już ich nie było

W Rzeszowie mam jeszcze jedno nietypowe zajęcie - szukam pomników Jana Pawła II. Koleżanka ma taką fanaberię, że je "zbiera". Musi być Papa, musi być rower, im szkaradniejszy (ten Papa, nie rower), tym lepszy. Dopóki nie napisała do mnie, kiedy siedzieliśmy w Sydney, że jeśli przy okazji byśmy byli, to tam jest taki jeden do obfotografowania, nie zwracałam uwagi ile ich w Polsce jest!