środa, 22 lutego 2017

[Marmolada] potem stoczył go za ladę...

Druga wycieczka narciarska, jaką zrobiliśmy to na lodowiec o wdzięcznej nazwie Marmolada. Z wynikiem 3343 m n.p.m. jest najwyższym szczytem Dolomitów. Jak głosi legenda (taka ona mądra teraz, otworzyła wikipedię i tryska wiedzą na lewo i prawo), kiedyś rozpościerały się na nim żyzne łąki i pastwiska, aż do pewnego roku, w którym rolnicy nie uczcili dwóch wolnych dni na Wniębowzięcie Najświętszej Maryi Panny - jeden cały przepracowali, żeby zebrać suche ziarno. Wieczorem zaczął padać śnieg i padał tak długo, aż cała góra pokryła się lodowcem. No. I jeszcze z ciekawostek - marmoleda z ladyńskiego znaczy błyszcząca.

Dobrze, dobrze, koniec przepisywania wikipedii, o wyciecze miało być. Znajomi odradzali i straszyli długaśnymi kolejkami, ale nas nie tak łatwo przestraszyć :-) Dojazd faktycznie zajął chwilę, a wąskim gardłem na wyjeździe z Sella Rondy było głównie dwuosobowe krzesełko.
w prawo
i znów w prawo
wyciąg archaiczny; mega niewygodne krzesełka
Drugi raz czekaliśmy już na ostatniej prostej - na dole Marmolady, skąd kursuje duża kolejka linowa, do której naraz mieści się sześćdziesiąt osób. Jest ich dwie i kiedy jedna zjeżdża z góry na dół, druga wjeżdża z dołu na górę, ot co. Załapaliśmy się chyba dopiero do piątej, ale że jeżdżą co 2-3 minuty, to nie trwało tak długo, a sam proces wsiadania i ogarniania tłumu jest opanowany do perfekcji: ogonek zawijający się wzdłuż płotu, bramki odliczające pasażerów i wpuszczające ich partiami; jak tylko kolejka odjedzie, to kolejnych sześćdziesięciu narciarzy i snowboardzistów wpuszcza się za kolejne bramki - na platformę, z której wsiada się do kolejki. I można już odmierzać kolejnych sześćdziesięciu. Porządek jest! Jak we włoskim zegarku! Na sam szczyt wjeżdża się w trzech ratach, ciągle dużymi kolejkami linowymi. W końcu to daleka wyprawa (1815 metrów przewyższenia), na szczęście dzięki podzieleniu jej na trzy etapy, kolejka na dole nie jest tak długa jak mogłaby być :)
move to the top
Na górze trochę czasu spędzaliśmy rozglądając się dokoła - bo i jest na co patrzeć! Całe Dolomity u naszych stóp!
Chwila dla fotoreportera i komu w drogę, temu narty na nogi i w dół - około 10 kilometrów i z powrotem na Sella Rondę, do domu. Było pięknie, zjazd pyszny, ale w tej kolejce to jednak nie będziemy znowu stali!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz