niedziela, 1 czerwca 2025

[Rzeszów] majopad

Dużą część majopada spędziłam w Rzeszowie. Miało być pięknie: rower, hopki, słońce, cola z lodem dla ochłody na stacji benzynowej, wiatr we włosach, wszechobecna zieleń. Było... pięknie: długie rękawki, hopki, ochraniacze na buty, odświeżanie aplikacji pogodowej i polowanie na bezdeszczowe okienka, gorąca herbata trzymana w rękawiczkach, zimny wiatr przedzierający się przez pięć warstw ubrań, wszechobecna poopadowa zieleń. Nadal jednak Rzeszów to Rzeszów, trzeba wyjść z domu i trenować, skoro warunki geograficzne do tego są idealne, więc podczas czternastu dni pobytu na rower wyszłam dziesięciokrotnie. Głównie poza strefą termicznego komfortu.

w komforcie czy bez, ale z uśmiechem

Czasem solo, czasem z grupą, w weekend z Piotrkiem. Głównie pojeździć, ale raz też pokibicować. Między 14. a 17. maja Czesław Lang organizował w okolicy Orlen Wyścig Narodów - międzynarodowy wyścig dla drużyn z developmentu. Dla juniorów, którzy dopiero marzą o starcie w Tour de France i tęczowej koszulce. Wielkich nazwisk na starcie nie było, ale może o niektórych z nich usłyszymy za kilka lat na Eurosporcie? Nie było też tłumów kibiców - tu jakaś grupka uczniów ze szkoły z Łańcuta (pierwszy etap to właśnie Łańcut - Jasło), tu kolega (wprawdzie po cywilu, ale na kolarzówce), który zrobił sobie przerwę w smażeniu naleśników. Kibiców w stroju kolarskim było sztuk jeden (ja), więc bez problemu dostrzegło mnie czujne oko pana Czesława. Zamachał, a potem dobre dziesięć minut rozmawialiśmy o rowerach i życiu.

pan Czesław
Niemcy
Szwedzi i Norweg
ruszyli!
okazuje się, że w Łańcucie peleton robi małą pętlę, więc jest szansa
zobaczyć ich ponownie - kolega od naleśników wskazuje drogę, jedziemy
razem i jesteśmy na czas!
chwila i już ich nie było

W Rzeszowie mam jeszcze jedno nietypowe zajęcie - szukam pomników Jana Pawła II. Koleżanka ma taką fanaberię, że je "zbiera". Musi być Papa, musi być rower, im szkaradniejszy (ten Papa, nie rower), tym lepszy. Dopóki nie napisała do mnie, kiedy siedzieliśmy w Sydney, że jeśli przy okazji byśmy byli, to tam jest taki jeden do obfotografowania, nie zwracałam uwagi ile ich w Polsce jest!

poniedziałek, 12 maja 2025

[Nowy Sącz] adzymka dostępna od łapy

Dominującym kolorem wiosennej Nowosądecczyzny jest zieleń. Oliwkowa, pistacjowa, butelkowa, szmaragdowa, szałwiowa, miętowa, seledynowa. Każda jest.

Z przysmaków rozsmakowujemy się w kuchni łemkowskiej - zaraz po tym jak próbujemy Franciszka i Franciszek jest dość ohydny.

wysowe wody mineralne do zadań specjalnych.
Franciszek - 1,61% szczawa wodorowęglanowo-chlorkowo-sodowa,
bromkowa, borowa (niezbyt rozumiem co kopiuję). Zalecana w chorobie
wrzodowej i przewlekłych nieżytach żołądka i dwunastnicy. Uzupełnia
niedobór jodu w organizmie. 
łemkowska przystawka: homiłka (twarogowa kulka) z adzymką (sodowy placuszek)
łemkowskie danie główne: hałuszki (kluski ziemniaczane) z maczanką
łemkowski deser: serowiec

poniedziałek, 5 maja 2025

[Girona] raj

Pierwsze moje zderzenie z Gironą to podcast rowerowy, w którym prowadzący utrzymują, że to miasto kolarzy już nie kocha. Bo jest ich za dużo. Bo są zbyt hermetyczni. Bo nie wychodzą ze swojej bańki. Nie zraża nas to - z innych źródeł słyszymy, że to dla takich jak my raj. Bo góry. Bo morze. Bo mało samochodów. Bo dużo kolarzy. Bo hermetyczne kolarskie knajpki.

Jedną z (hermetycznych) kolarskich knajpek jest La Fabrica - nie jest to rodzima Góra Kawiarnia, ale klimat jest. A przynajmniej: klimacik.

110 euro za koszulkę i dożywotnia kawa w gratisie (o ile przyjedzie się w tej
koszulce) to jak za darmo!
inna (hermetyczna) kolarska kawiarnia - w normalne niedziele czynna do 17,
ale w niedzielę z Paris - Roubaix czynna do końca wyścigu. Szczęśliwie
Matje z Tadkiem przycisnęli i chwilę po 17 zameldowali się na mecie.
Sala biła brawo.

Kolarzy zatrzęsienie, również tych "prawdziwych". Girona jest domem między innymi dla naszej wspaniałej Kasi Niewiadomej i w zasadzie Kasia mieszka zaraz za płotem naszego noclegu. Niestety - nie udaje nam się jej spotkać. Spotkaliśmy za to (i to trzykrotnie!) najgorętszą ostatnio koszulkę damskiego peletonu, czyli mistrzynię Mauritiusu. Dlaczego najgorętszą? Bo koszulka jest biała w kolorowe paski i łudząco przypomina tę najważniejszą - mistrzyni świata. A że Kimberley Le Court (mistrzyni Mauritiusu właśnie) kręci się w czołówce, to nie zawsze łatwo stwierdzić, czy patrzymy na nią czy na Lotte (mistrzynię Świata). Dyskusja, internetowe przepychanki, mała bieżąca drama.

Na zdjęciach z kolei nie jest tak łatwo stwierdzić gdzie jesteśmy, bo jest na nich wszystko - wysokie góry, hopki, lasy, pola, klify, zamki, miasteczka, rzepak. Raj różnorodności.

Z sekcji smakowej Obieżysmaka dzisiaj tylko jeden deser. Xuixo - na drugim zdjęciu na drugim planie, na trzecim na pierwszym planie, na czwartym na jedynym planie. W kształcie walec, z natury pączek - głęboko smażony, obsypany cukrem, wypełniony kremem katalońskim.

To co, jedziemy dalej?