Pierwszego wrażenia nie można zrobić za drugim razem. Albania? W połowie drogi między Hiszpanią a Marokiem i nie mówcie mi, że nie, bo to nie Gibraltar.
 |
podjazd na Teneryfie? |
 |
marokańskie śniadanie? |
 |
zakręty na Kanarach? |
 |
plastikowa kolekcja w Marrakeszu? |
 |
okolice Girony? |
 |
inne marokańskie śniadanko? |
 |
typowa droga na El Hierro? |
 |
przydrożny śmietnik w Essaouirze? |
 |
białe miasteczka pod Malagą? |
Krajobrazowo mamy morze i góry, czyli wszystko się zgadza. Żar leje się z nieba, prawie jak w Marrakeszu. Po lewej i prawej drzewa, krzewy, czerwone skały, kamienie, klimat Teneryfy, Majorki albo Costa Blanca. Ludzie życzliwi, chociaż za kierownicą zamieniają się w diabły. Względem nas (kolarzy) zachowywali się wystarczająco bezpiecznie, jednak w samym mieście na ulicy króluje wolna amerykanka (to jest ta, tfu, wolna albanka). Czerwone światła nie istnieją, kierunkowskazy są dla mięczaków, ograniczenia prędkości to tylko wskazówki. Parkowanie na środku ulicy, na zakręcie, na rondzie, na autostradzie - no problemo. Blokowanie drogi na długą chwilę, bo ktoś próbuje wyjechać, ale pechowo samochód się popsuł i trzeba go popchać? Zdarza się. Pierwszeństwo ma ten co jedzie z pewniejszą miną. Rowerem pod prąd? Jasne (żeby nie było, rowerem samej mi się zdarza pod prąd, ale niekoniecznie na głównej, czteropasmowej ulicy)! Z tego wszystkiego nie ma jednak wypadków, bo wszyscy wiedzą, że tak to wygląda. A ja może zagrożona się nie czułam, ale zirytowana to już owszem - wolę zachodnioeuropejską przewidywalność.
 |
miasto? Uciekamy! Byle dalej od cywilizacji! |
 |
dosłownie jedna fota w mieście i już nas tu nie ma |
 |
chyba że mówimy o takich malutkich miastach - one bywają okej |
 |
ale jednak poza nimi jest dużo bardziej okej |
 |
uwaga, teraz zaczyna się plejada zdjęć, bo ktoś nie umiał wybrać dziesięciu najlepszych, sorka! |
Albania jeszcze jest nieokiełznana. Trochę brudna, trochę ekskluzywna, często drzwi w drzwi. Marmury sąsiadują ze stertą pokruszonych cegieł, skrzynką z kablami i papierkami po lodach. Przyjeżdżają jednak turyści, a wraz z nimi leki (jeden lek to trochę ponad cztery grosze), buduje się, rozwija się. Za parę lat wszystko wyrównają, wymuskają i to będzie zupełnie inny kraj.
 |
Vlorë, nadmorski kurort. Niecałe stumetrowe mieszkanie to niecałe pół miliona euro (leki lekami, ale o poważnych kwotach rozmawia się tutaj w euro) |