Czasami wyjazd zaczyna się tak dobrze, że aż podejrzanie. Na lotnisko dojeżdżamy spokojnie, zdecydowanie (kilkanaście minut!) przed oficjalnym końcem przyjmowania bagażu
[what could possibly go wrong vide wyjazd do Sankt Moritz]. Samolot wznosi się w powietrze bez opóźnienia i po bezturbulencyjnym locie o czasie pojawia się w Monachium
[what could possibly go wrong vide wyjazd do Vancouver]. Zakupy zajmują trochę czasu, ale nie zapominamy o pieczywie
[what could possible go wrong vide wyjazd do Sztubaju], udaje się je dokończyć, policja nie wyprasza, bo ktoś zostawił w markecie podejrzany ładunek
[what could possibly go wrong vide wyjazd do Mayernhofen]. Samochód czeka, duży, wygodny, z pojemnym bagażnikiem, dwie walizki i torby z jedzeniem mieszczą się bez upychania
[what could possibly go wrong vide wyjazd do Laax]. Na ulicach nie ma korków
[what could possibly go wrong vide wyjazd do Laax], sprawnie docieramy do Söll. Jest za pięknie.
No właśnie, jesteśmy dwa kilometry od apartamentu, przejeżdżamy przez Söll, widzimy ludzi wracających z wieczornych nart (na stoku jest dziesięć kilometrów oświetlonych tras, po których można zjeżdżać przy świetle lamp między 18.30 a 22.00, z których niestety nie skorzystamy tym razem), sklepy, restauracje. To jeszcze nie tam, wyjeżdżamy, ale zgodnie z oczekiwaniami, nasze lokum położone jest tam, gdzie diabeł mówi dobranoc. Kręta droga prowadząca w górę, w okolicy żadnych zabudowań, aż wreszcie dwa domy. Wysiadamy z samochodu i w nozdrza uderza nas zapach wsi. Konkretniej krów, jak się potem okaże sztuk czternaście. Przy stodole mieści się właśnie dom naszych gospodarzy. Mieszkają na parterze, a piętro wynajmują narciarzom. Miejsce, uch, oryginalne. Będzie co wspominać!
 |
za dnia; prawa część budynku to dom gospodarzy i wynajmowane
narciarzom piętro |
 |
lewa część i jej mieszkańcy
muczenie krowy o 5 nad ranem brzmi jak wibrujący telefon...
wiecznie wibrujący alarm na telefonie, którego nie da się wyłączyć... |
 |
za to widok sprzed domu pierwsza klasa |
Dalej było czasem lepiej, a czasem gorzej. Z gorszych poważna kontuzja koleżanki, ale to nie nasza historia. Z gorszo-lepszych pogoda. Prognoza była straszna, w niedzielę miało być +17 stopni, a przecież cały Skiwelt położony jest pomiędzy 900 a 1900 m npm. Czyli nisko. Za nisko. W wyobraźni widzieliśmy śnieg spływający z góry, odsłaniający ziemię, lód i kamienie. I faktycznie w pierwsze dwa dni na stoku była jedna wielka plucha, a takich muld, jakie musieliśmy pokonać zjeżdżając do domu nie widziałam *nigdy* w życiu. To właściwie nie były już muldy, to były małe górki! Za to w niedzielę idealnie - chłodniej, mniej słońca, a że i ludzi mniej, warunki śniegowe przez cały, niestety krótszy dzień (z racji niechęci do kuszenia losu przed odlotem,
[what could possible go wrong vide wyjazd do Sztubaju]) idealne. Wreszcie się wyjeździliśmy! <odrobina statystyk>
piątek: 46 km,
sobota: 38 km,
niedziela: 39 km</odrobina statystyk>
 |
i jak tu nie kochać gór, skoro takie widoki? |
 |
i jak tu w ogóle jeździć, skoro najchętniej człowiek by stanął i patrzył... |
 |
... i patrzył... |
 |
... i patrzył |
 |
chociaż jak jest za stromo, to lepiej nie patrzeć za dużo, tylko jechać! |
 |
stąd patrzeć fajnie, ale krzesła tak sobie wygodne |
 |
tu dobrze widać przebijającą się trawę |
 |
ostatnie widoczki, nacieszmy się nimi na kilka długich miesięcy! |
No i z lepszych akcentów - jedzenie, nie zapominajmy o jedzeniu, w końcu byliśmy w Austrii!
 |
zasłużone! |
 |
i te również |
Na koniec jeszcze jedna atrakcja ze stoku - toalety ze stoku. Z widokiem!
 |
my ich widzimy, ale oni oczywiście nie mogą widzieć nas |