środa, 14 marca 2018

[Skiwelt] muuuuuuuuuuu

Czasami wyjazd zaczyna się tak dobrze, że aż podejrzanie. Na lotnisko dojeżdżamy spokojnie, zdecydowanie (kilkanaście minut!) przed oficjalnym końcem przyjmowania bagażu [what could possibly go wrong vide wyjazd do Sankt Moritz]. Samolot wznosi się w powietrze bez opóźnienia i po bezturbulencyjnym locie o czasie pojawia się w Monachium [what could possibly go wrong vide wyjazd do Vancouver]. Zakupy zajmują trochę czasu, ale nie zapominamy o pieczywie [what could possible go wrong vide wyjazd do Sztubaju], udaje się je dokończyć, policja nie wyprasza, bo ktoś zostawił w markecie podejrzany ładunek [what could possibly go wrong vide wyjazd do Mayernhofen]. Samochód czeka, duży, wygodny, z pojemnym bagażnikiem, dwie walizki i torby z jedzeniem mieszczą się bez upychania [what could possibly go wrong vide wyjazd do Laax]. Na ulicach nie ma korków [what could possibly go wrong vide wyjazd do Laax], sprawnie docieramy do Söll. Jest za pięknie.

No właśnie, jesteśmy dwa kilometry od apartamentu, przejeżdżamy przez Söll, widzimy ludzi wracających z wieczornych nart (na stoku jest dziesięć kilometrów oświetlonych tras, po których można zjeżdżać przy świetle lamp między 18.30 a 22.00, z których niestety nie skorzystamy tym razem), sklepy, restauracje. To jeszcze nie tam, wyjeżdżamy, ale zgodnie z oczekiwaniami, nasze lokum położone jest tam, gdzie diabeł mówi dobranoc. Kręta droga prowadząca w górę, w okolicy żadnych zabudowań, aż wreszcie dwa domy. Wysiadamy z samochodu i w nozdrza uderza nas zapach wsi. Konkretniej krów, jak się potem okaże sztuk czternaście. Przy stodole mieści się właśnie dom naszych gospodarzy. Mieszkają na parterze, a piętro wynajmują narciarzom. Miejsce, uch, oryginalne. Będzie co wspominać!
za dnia; prawa część budynku to dom gospodarzy i wynajmowane
narciarzom piętro
lewa część i jej mieszkańcy
muczenie krowy o 5 nad ranem brzmi jak wibrujący telefon...
wiecznie wibrujący alarm na telefonie, którego nie da się wyłączyć...
za to widok sprzed domu pierwsza klasa
Dalej było czasem lepiej, a czasem gorzej. Z gorszych poważna kontuzja koleżanki, ale to nie nasza historia. Z gorszo-lepszych pogoda. Prognoza była straszna, w niedzielę miało być +17 stopni, a przecież cały Skiwelt położony jest pomiędzy 900 a 1900 m npm. Czyli nisko. Za nisko. W wyobraźni widzieliśmy śnieg spływający z góry, odsłaniający ziemię, lód i kamienie. I faktycznie w pierwsze dwa dni na stoku była jedna wielka plucha, a takich muld, jakie musieliśmy pokonać zjeżdżając do domu nie widziałam *nigdy* w życiu. To właściwie nie były już muldy, to były małe górki! Za to w niedzielę idealnie - chłodniej, mniej słońca, a że i ludzi mniej, warunki śniegowe przez cały, niestety krótszy dzień (z racji niechęci do kuszenia losu przed odlotem, [what could possible go wrong vide wyjazd do Sztubaju]) idealne. Wreszcie się wyjeździliśmy! <odrobina statystyk>piątek: 46 km, sobota: 38 km, niedziela: 39 km</odrobina statystyk>
i jak tu nie kochać gór, skoro takie widoki?
i jak tu w ogóle jeździć, skoro najchętniej człowiek by stanął i patrzył...
... i patrzył...
... i patrzył
chociaż jak jest za stromo, to lepiej nie patrzeć za dużo, tylko jechać!
stąd patrzeć fajnie, ale krzesła tak sobie wygodne
tu dobrze widać przebijającą się trawę
ostatnie widoczki, nacieszmy się nimi na kilka długich miesięcy!
No i z lepszych akcentów - jedzenie, nie zapominajmy o jedzeniu, w końcu byliśmy w Austrii!
zasłużone!
i te również
Na koniec jeszcze jedna atrakcja ze stoku - toalety ze stoku. Z widokiem!
my ich widzimy, ale oni oczywiście nie mogą widzieć nas

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz