środa, 20 marca 2019

[Madonna di Campiglio] czasem słońce, czasem mgła

Środek marca to absolutnie ostatni dzwonek na narty we Włoszech. Niebo przepięknie niebieskie, mało chmur, całość niesłychanie fotogeniczna, cóż z tego, skoro śnieg płynie... Były na tym wyjeździe dwa momenty dość osobliwe. Najpierw zjeżdżając w dół (okej, przy nie za dużym nachyleniu, ale zawsze) musieliśmy odpychać się kijkami. Potem na termometrze (okej, w pełnym słońcu, ale zawsze) dojrzeliśmy 19.7 stopnia. Na plusie. No więc ten. Ale narty to narty, pełnia szczęścia, niby tylko trzy dni, a jakoś na duszy łatwiej, że teraz długa przerwa od śniegu i znowu na tym rowerze trzeba jeździć w tę i z powrotem.
przedłużony weekend w wydaniu klasycznym: przelot w czwartek po pracy,
trzy dni szusowania, powrót w niedzielę wieczorem
lecimy (Ryanairem) do Mediolanu, stamtąd niecałe trzy godziny do
Madonny di Campiglio
czyli wracamy do miejsca, w którym już byliśmy - wcześniej 4.5 roku temu
na integracyjnym wyjeździe z pracy. Wtedy jeszcze nie jeździliśmy na
nartach, wszystkie stoki wydawały nam się strome i nie wyobrażaliśmy
sobie, że można po takich stromiznach zjeżdżać. Były to chyba jakieś
płaskie niebieskie kawałki...
rozglądamy się też z tęsknotą - czy byliśmy tu wcześniej czy nie?
Okolica znajomo nie wygląda,
ale jest pięknie! Chociaż tutaj nadchodzi pan Mgieł! Z nim nie ma przelewek,
pożegnała nas taka straszna mgła, że na zjeździe udało mi się przegapić
wyciąg, przejechać go i zacząć zjeżdżać trasą, której wcale nie przewidział
pan Kierownik. Na szczęście prowadziła w dobrym kierunku...
Madonna przeżywała w wybrany przez nas weekend oblężenie. Zjechali się tu na sobotę i niedzielę chyba wszyscy Włosi. Na szczęście z jakiegoś niezrozumiałego dla mnie powodu upodobali sobie trzy przypadkowe, dość nijakie wyciągi. Nie, że łączące ośrodki czy prowadzące do znakomitych tras, jakieś takie - losowe. I tam był tłum, i te wyciągi trzeba było omijać, poza nimi znośnie, dobrze lub znakomicie.
tu nie stajemy
Piotrek: jak pojedziemy takim rozklekotanym krzesełkiem, a potem
niebieską trasą i znowu krzesełkiem, to ominiemy ten tłum, jedziemy?

Jedziemy!
śnieg powoli się kończy
A na zakończenie tego krótkiego wpisu (nic ciekawego się nie działo, naprawdę) podgląd, co się je na stokach. Oczywiście makaron i pizzę, w końcu to Włochy, ale najbardziej typowa jest polenta.
polenta z gulaszem wołowym
rösti z giczą wieprzową
makaron w trzech odsłonach:
gnocchi z serem i masłem
reginette z sosem z jelenia
tortellone z grzybami i lokalnym serem

wtorek, 5 marca 2019

[Jamajka] setki watów, baterie prysznicowe i ja

Mieszkanie w stolicy i praca w centrum nie jest taka zła. W kilka minut można podskoczyć Veturilo na Halę Koszyki...
... i grzecznie ustawić się w kolejce do salonu Hansgrohe...
... bo w nim...
Maciek Bodnar, Paweł Poljański, Zgredek - Rafał Majka
dwoje brązowych medalistów Olimpiady
panowie podpisują i uśmiechają się do zdjęć
a po zakończonej sesji sami ustawiają się po autografy do Tomasza
Jarońskiego (tego od pchamy pchamy)
czas zamówić nową antyramę

[Warszawa] sto trzydzieści cztery sekundy

Sto trzydzieści cztery sekundy - tyle trwał nasz występ na kończących semestr Mistrzostwach Egurrola Dance Studio. To krótko, zważywszy na to, że przygotowania zaczęliśmy (liśmy nie łyśmy - w tym roku w zespole tańczył jeden rodzynek!) jeszcze w grudniu. Do tego rekwizyty (beczki, pałki, frędzle), stroje, a w dzień pokazu - fryzura, pazurki... Uch, dobrze, że następne MEDSy dopiero za rok ;-) [tak naprawdę za kilka miesięcy, bo w czerwcu, ale te czerwcowe terminy nigdy mi nie podchodzą, no i przecież niedługo odkurzamy rower na dobre, więc na tańce nie będzie czasu]
1.5 godziny pracy fryzjerki prezentuje się tak
taki outfit, że cieszysz się, że nie masz jeszcze kolarskiej opalenizny
za parę miesięcy na ramionach i udach będzie można zobaczyć wyraźną
kreskę
zwycięska ekipa w kategorii "ladies challenge - commercial"
występ do zobaczenia na YouTubie

poniedziałek, 4 marca 2019

[Pruszków] zobaczyć na żywo rekord świata: checked

Znowu w Pruszkowie, znowu kibicować, tym razem na Mistrzostwach Świata! Te odbyły się od 27 lutego do 3 marca i obfitowały w emocje. My wybraliśmy się na sesję wieczorną w czwartek i to był dobry wybór - zobaczyliśmy na żywo rekord świata. Padł w konkurencji drużynowej panów - do pokonania są cztery kilometry, startuje się w cztery osoby, liczy się czas trzeciego zawodnika i tylko trzech musi minąć linię mety. Nowy rekord należy do Australijczyków i wynosi 3:48:012, co daje średnią prędkość powyżej 63 km/h!!!
zdjęcia z toru standardowo w tonacji black & white
nie posiadamy bowiem wystarczająco dobrego sprzętu, żeby zrobić
ładne i wyraźne zdjęcia przy TYCH prędkościach
a tak to można naściemniać, że celowo i artistico
Australijczycy - mistrzowie i rekordziści
Polacy, w osobie Mateusza Rudyka, zdobyli medal jeden - brązowy w sprincie. Niestety nie w czwartek, a dopiero w niedzielę.
obok toru - mała ekspozycja muzealna. Tu rower z lat 40.: Bałtyk R15,
pierwszy powojenny polski rower wyścigowy, produkowany od 1948 w
Wirkach. Początkowo budowany z francuskich rur cienkościennych oraz
osprzętu firmy Simplex. Konstruktorem roweru był Józef Jelito, a dyrektorem
fabryki - Wacław Fajge. Pierwsze dziesięć sztuk wykonano dla reprezentacji
Polski na wyścig Warszawa - Praga - Warszawa.
trenażer - polska myśl techniczna
idealne drzewo do kibicowania na wyścigu Warszawa - Berlin - Praga
1975 - rozpiska treningów dla młodzieżowej grupy kolarskiejn