Plany mieć fajnie. Można sobie zaplanować wszystko, co do minuty, co do centymetra, ale jak tu przekonać Matkę Ziemię, że ma być ciepło, bezchmurno i nie padać w ten i ten dzień konkretnie, w tym i tym miejscu, jak ja sobie akurat wymarzyłam majówkę na południu Polski? Ano, ciężko jest... Wszystko miałam jak zawsze pięknie przemyślane - poniedziałek po pracy ekspresem do Krakowa, nocleg, praca zdalna z biura we wtorek, potem dojazd do Nowego Sącza i tam w środę wyścig - Klasyk Beskidzki, dwa dni na rowerowy dojazd do Niska (tu, przyznaję, zostawiłam trochę miejsca na improwizację), sobota u rodziny i w niedzielę powrót do domu (250 km, atak na rekordowy kilometraż). Pięknie, prawda? Tyle, że prognoza na kilka dni wprzód mówiła o deszczu, odczuwalnej temperaturze 3 stopni i silnym wietrze. Przestraszyliśmy się - odwołaliśmy rezerwację noclegu, oddaliśmy bilety na pkp, tylko po to, by nowa zaktualizowana pogoda pokazała 16 stopni i pełne słońce... Zmieniała się jeszcze kilka razy i właściwie chyba mogliśmy nasz pomysł zrealizować specjalnie nie moknąc, ale ciepło nie było. Mało przyjemnie i ciuchów więcej by trzeba zabrać - i kurtkę, i trzepotkę, i ochraniacze wodoodporne na buty, i tak dalej, i tak dalej, i tak dalej. Zamiast tego dogadaliśmy się w pracy i w biurze pojawiliśmy się i 1. i 3. maja - odbierzemy sobie wolne, jak będzie warto. Tymczasem wymęczeni całym tygodniem wprosiliśmy się do kolegi na działkę na grilla, klik, klik, w drogę, i tak pękło pierwsze w tym roku dwieście kilometrów!
 |
off we go, niestety z plecakiem pełnym laptopów (jesteśmy na dyżurze) |
 |
płasko na tym Mazowszu naszym płasko, ale dzięki temu łatwiej z początkiem maja przejechać 200 kilometrów |
 |
mimo że płasko - brzydko nie jest |
 |
szczególnie że ma się taką modelkę do dyspozycji ;-) |
 |
za nazwę cukierni przyznaję wyróżnienie, skradła absolutnie moje serce (gwoli ścisłości, jeśli ktoś się jeszcze nie domyślił, na przerwę zatrzymaliśmy się w Tłuszczu) |
 |
za smak i za ceny (2.50 za ciasto pomarańczowe na kwaśnej śmietanie?!) wyróżnienie kolejne. Ocena 4.9 na mapsach zasłużona. |
 |
wjeżdżamy do Urli, więc mamy też kawałek podróży sentymentalnej. Ponoć już tu kiedyś byłam, na moich pierwszych wakacjach, 1989. Za dużo nie pamiętam :/ ale pewnie trochę się zmieniło... |
 |
szybki postój celem zakupu (ostatniej porcji!) karkówki i kiełbasek |
 |
jeszcze kilka fotek w Urlach |
 |
tabliczkę na wjeździe przegapiliśmy (albo jej nie było), na szczęście dowód udało się znaleźć na wyjeździe |
 |
grill tuż tuż, już prawie czuję zapach kiełbasek wolno skwierczących |
 |
ale zanim on, finałowy kilometr przed działką - piach, czyli zejść, prowadzić |
 |
... i napawać się otoczeniem |
 |
z działki wracamy już we trójkę, ze wsparciem |
 |
a wsparcie przy okazji robi nam piękne zdjęcie (dziękuję!) |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz