Otóż nie można mieć ciastka i zjeść ciastka, to chyba o to tutaj chodzi. Południe Teneryfy jest słoneczne i ciepłe, niebo bezchmurne, a żółte piaszczyste plaże pełne turystów. Pani smaruje olejkiem do opalania wyrywające się do zbierania muszelek dziecko. Na panią spode łba patrzy pan. A nie, to okulary osunęły mu się na nos, a pan przysnął nad nudnym kryminałem. Widocznie wie już kto zabił. Wykorzystuje sytuację synek i zamiast budować zamek z piasku zakopuje lewą stopę taty. Poszło już na to osiem łopatek piasku. Albo może i wcale nie. Tak sobie tylko wyobrażam, bo na plażę dotarliśmy (aż) raz, w zwykły dzień pracujący i prawie nikogo na niej nie było. Ale faktem jest, że Teneryfa słynie z murowanej pogody i ponieważ nie pada, większość wyspy jest totalnie wyschnięta jak pomarszczona suszona morela. Jak do tego dodać zagłębia hotelowe, dużo budynków, jeszcze więcej aut, to wyjdzie nam, że wybrzeże wcale specjalnie ładne nie jest.
 |
niby ocean, górki, a widok jakoś za bardzo oka nie cieszy |
 |
dokumentacja, żeby ktokolwiek nam uwierzył, że odwiedziliśmy plażę! |
Inaczej wygląda krajobraz na północy. Tutaj pada częściej, chociaż na razie deszcz nas oszczędza, zatem i zielone rośnie wyżej, bardziej i mocniej. Zupełnie jak na Maderze! Bardzo przyjemnie i bardzo zielono jest na północnym wschodzie, w Rezerwacie Biosfery UNESCO - parku krajobrazowym w górach Anaga. Przyjemnie. Owszem, do chwili, kiedy wychłepcesz cały izotonik z bidonu i zorientujesz się, że w miejscach takich jak to nie ma zbyt wiele sklepów i knajp. Źródełek z pitną wodą też nie. Wtedy ratuje mnie mąż (od tego jest, nie? Od ratowania mnie!) - on jakoś na rowerze potrzebuje zdecydowanie mniej płynów i może oddać swój prawie pełny (po kilku godzinach jazdy!) bidon.
 |
pętlę zaczynamy od zjazdu do Santa Cruz de Tenerife i to nie jest miły początek, bo wiadomo, że co się zjechało, to będzie trzeba podjechać... |
 |
chwilę kręcimy się po ostatkach cywilizacji, by wreszcie wjechać w klimaty jak na zdjęciu - zielone i puste |
 |
bardziej zielone |
 |
zdjęcia trochę monotematyczne, ale nie wiem, które wybrać! |
 |
po podjeździe zjazd i znowu jesteśmy nad samym morzem (co oznacza, że znowu będziemy musieli się wspiąć - taka już dola kolarza) |
 |
ten kolarz na ten przykład tymi podjazdami zupełnie nie przejmuje się |
 |
co jakiś czas wyrywa do przodu i robi zdjęcia z serpentyny wyżej. Ta sylwetka w białej koszulce to ja. |
 |
tu też ja |
 |
i tu też |
 |
i zgadnijcie kto jedzie tutaj? |
 |
brawo! Tak, to ja! |
 |
i jeszcze tu, po raz ostatni |
 |
widok z punktu widokowego na bajeczne góry Anaga |
 |
chwila na sesję zdjęciową |
 |
i dalej już tylko zjazd, zjazd, do auta i do domu! |