Świętować należy z przytupem, szczególnie tak niepowtarzalny dzień jak 35. urodziny. Albo ten 8 miesięcy i trzy tygodnie po 32. urodzinach. To przecież również niepowtarzalna data. Oba uczciliśmy objeżdżając Teneryfę dookoła. No dobrze, może nie tak całkowicie całkowicie dookoła, w zasadzie przejechaliśmy najkrótszą rozsądną pętlę zahaczającą o wschód, zachód, północ i południe. I tak zajęła nam tyle czasu, że więcej byłoby logistycznie prawie-że-niemożliwe. Brutto cała historia zamknęła się bowiem w 14 godzinach, bo początek o 7:30 (dziesięć minut przed wschodem słońca), a koniec o 21:15 (pół godziny po zmroku). I oprócz kolejnych 225 kilometrów, wpadł rekord dziennego przewyższenia - 4279 metrów!
 |
albo grubo albo wcale... |
 |
poranek, rześko, jeszcze oczka się trochę zamykają, a tu na sam start można się obudzić (i trochę zmęczyć) - początkowe 20 kilometrów zajmują półtorej godziny - mozolnie wspinamy się o pierwsze 900 metrów. Czyli 20 już z głowy, zostało tylko 200! |
 |
jeśli chodzi o zdjęcia, ten post jest jednym wielkim oszustwem! Bardzo niewiele z nich pochodzi faktycznie z 17 kwietnia. Ja byłam zbyt zajęta jechaniem, Piotrkowi dość szybko rozładowuje się telefon... Fotki pokazują miejsca z pętli, ale pochodzą z innych przejazdów. |
 |
północny zachód. Tak jak i Maderę, tak i tę wyspę objeżdżamy przeciwnie do ruchu wskazówek zegara (głównie po to, by pierwszy podjazd zaatakować o świcie, kiedy aut jest mniej - praktycznie w ogóle - a więc i jest przyjemniej) |
 |
to i następne zdjęcia dość wyraźnie obrazują różnicę między północą... |
 |
...a południem |
 |
tutaj jeden z cięższych psychicznie kawałków. Wiemy bowiem, że słupki wskazują kilometraż "do", a my mamy dojechać do samego początku tej drogi... "Zaraz" będzie 92, potem 91, 90, 89, 88, 87, 86, 85, |
 |
79, 78, 77, 76, 75, 74, 73 |
 |
32, 31, 30, 29, 28, 27, 26 |
 |
8, 7, 6, 5, 4, 3, 2 i wreszcie zjeżdżamy z TF-28! |
 |
żeby wrócić na północ. W rzeczywistości godzina późniejsza, bynajmniej nie mieliśmy czasu i nastroju na sesje zdjęciowe. Ba, my nawet nie mieliśmy czasu na porządny obiad, a w roli tortu wystąpiły kanapki z tortillą i kurczakiem! |
 |
okolice już naprawdę naprawdę bliskie naszego tymczasowego domu (mieszkamy w Icod de los Vinos, jakby ktoś sobie życzył Google Maps odpalić) |
 |
ostatni zjazd pokonujemy już właściwie po ciemku, więc wolniej niż zazwyczaj, w związku z czym sprawia on trochę mniej przyjemności (wiadomo, że wjeżdża się po to, żeby zjechać), ale cały przejazd, świadomość dania rady i ukończenia pętli daje wystarczającą (nieziemską) przyjemność. Teraz jednak poproszę kilka dni odwyku od roweru! |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz