środa, 24 lipca 2024

[Furkapass] spóźnimy się - spokojnie, znamy się nie od dziś, przewidziałem to

Przełęcz świętego Gotarda nie była jedyną, którą podjechaliśmy tamtego dnia - bo jedyne co gorszego umiem sobie wyobrazić od brukowanego podjazdu to brukowany zjazd. Trzeba jakoś wydłużyć trasę i przełęcze zrobiły się trzy:

1. Furka - "super podjazd, super zjazd" - pass

2. Nufenen - "super podjazd, słaby zjazd" - pass

3. Sankt Gotthard - "słaby podjazd, super zjazd" - pass.

Do tego super towarzystwo - Ignacego, Grześka i Michała, dzięki którym mam fantastyczną fotograficzną pamiątkę i to właściwie koniec przepisu na udany dzień! Dzięki, chłopaki!

fot. Grzesiek

Zaczęło się jak powyżej. A właściwie zaczęło się wcześniej i zaczęło się gorzej. Cały pobyt w Szwajcarii to zabawa w kotka i myszkę z deszczem i nerwowe odświeżanie prognozy pogody. Zazwyczaj była dość pesymistyczna i udawało się znaleźć okienka, tymczasem ta na sobotę była optymistyczna, ale wstaliśmy i za oknem pada. Nic to, śniadanie, szybko, szybko, pakujemy się do auta, jedziemy i jedziemy, i jedziemy, a chmury za oknem wcale nie znikają. Nawet na parkingu i przez jakiś pierwszy kilometr rowerem. A potem nagle - puf! - magia - i wszystko zaczyna wyglądać tak:

fot. Grzesiek
fot. Grzesiek
fot. Grzesiek

Dalej jest tylko lepiej. Zdjęcia w losowej kolejności, dużo też widoczków, czego zazwyczaj nie znajdzie się w pamięci mojego telefonu; dobrze wziąć ze sobą na wycieczkę fotografów!

fot. Grzesiek
fot. Michał
nasza grupa wycieczkowa w szyku bojowym:
- jeden jedzie
- jeden robi zdjęcia jak drugi jedzie
- jeden patrzy jak drugi robi zdjęcia jak trzeci jedzie
- jedna patrzy jak drugi patrzy jak trzeci robi zdjęcia jak czwarty jedzie
 - jeden robi zdjęcia jak druga patrzy jak trzeci patrzy jak czwarty robi
zdjęcia jak piąty jedzie
fot. Michał
fot. Michał
fot. Michał
fot. Michał
fot. Michał
fot. Grzesiek
fot. Grzesiek
fot. Michał
fot. Michał
fot. Michał
fot. Grzesiek
fot. Grzesiek

poniedziałek, 22 lipca 2024

[przełęcz Świętego Gottharda] co mają wspólnego ze sobą dobre chęci i przełęcz Gottharda?

Gdybym nazywała się Lady Tadzia Jonaszka Cavendish, miała do dyspozycji wszystkie waty świata i układała listę wyścigów, które chciałabym wygrać, to Paryż - Roubaix [ten wyścig z brukowanymi segmentami] byłoby gdzieś na... halo, sufler, ile jest wyścigów na świecie? Dobra, dajmy na to, że sto. To Paryż - Roubaix byłby gdzieś na setnym miejscu aaaalbo dla pewności na sto pierwszym. Wobec powyższego jestem bardzo dumna z podjechania przełęczy Gottharda, bo piekło wcale nie jest wybrukowane dobrymi chęciami, a zwykłą kostką! I nie mówcie, że kostka Gotthard jest kostką premium, bo nie ma kostek premium!

poniedziałek, 1 lipca 2024

[Lublin] chrząszcz brzmi w trzcinie

Gdyby ktoś ostatnio miał wrażenie, że ja więcej kibicuję niż jeżdżę, to spieszę (na dwóch kółkach) poinformować, że jednak nie. Ale kiedy Tour de Pologne pań startuje prawie że pod domem (z naciskiem na "prawie"), żal nie skorzystać. Kolarstwo kobiet ciągle raczkuje i warto je wspierać - wyścigów jest mniej, są one krótsze, ale nie mniej trzymające w napięciu (a właściwie to nawet bardziej). TdP to raptem trzy etapy, wszystkie na Lubelszczyźnie. Pierwszy - ultrakrótka (niecałe pięć kilometrów) czasówka w centrum Lublina, drugi - 136 kilometrów z Krasnystawu do Kraśnika, trzeci - stówka z Nałęczowa do Kazimierza Dolnego. W piątek kibicujemy ramię w ramię z kulkami Lotto i setkami lublinian.

poluję na takie synchro, że jedna kolarka/kolarz dopiero startuje, a druga
już wraca i mijają się przed moim aparatem. Prawie...
pierwszy etap wygrywa osiemnastoletnia Szwedka Stina Kagevi

W sobotę łączymy przyjemne z pożytecznymi, czyli jazdę z kibicowaniem albo kibicowanie z jazdą (nie jestem pewna, co w tej parze ma uchodzić za przyjemne, nic w takim upale jaki był tego dnia przyjemne nie jest). Panie łapiemy na trasie - Piotrek znajduje na mapie podjazd i ustawiamy się przy drodze. Może to nie podjazd alpejski, ale wystarczający, żeby kolarki musiały zwolnić i peleton nie minął nas zanim powiem na głos słowo "peleton".

full profeska - zabezpieczone ulice, na skrzyżowaniach z trasą wyścigu
policja niepozwalająca wjechać na drogę. Przed kolumną wyścigu kilka
motorów i wóz na sygnale oznajmiający wszem i wobec, że jadą!
a potem... one!
hop hop hop!
i na koniec kolumna aut z rowerami, zapasowymi kołami, bidonami

Udało się też zapolować na podpis legendy (w tej sytuacji pełniącym rolę organizatora) na mojej koszulce.

A także trochę pojeździć samemu. 

kategoria: miasta znane z wierszyków dla dzieci
chociaż tu akurat pojeździć się nie udało - taki model Rometa prosto
na TdF wyhaczyliśmy, właściciel namawiał na testy, a tu ktoś tu
się jednak okazał cykorem!