Przełęcz świętego Gotarda nie była jedyną, którą podjechaliśmy tamtego dnia - bo jedyne co gorszego umiem sobie wyobrazić od brukowanego podjazdu to brukowany zjazd. Trzeba jakoś wydłużyć trasę i przełęcze zrobiły się trzy:
1. Furka - "super podjazd, super zjazd" - pass
2. Nufenen - "super podjazd, słaby zjazd" - pass
3. Sankt Gotthard - "słaby podjazd, super zjazd" - pass.
Do tego super towarzystwo - Ignacego, Grześka i Michała, dzięki którym mam fantastyczną fotograficzną pamiątkę i to właściwie koniec przepisu na udany dzień! Dzięki, chłopaki!
 |
fot. Grzesiek |
Zaczęło się jak powyżej. A właściwie zaczęło się wcześniej i zaczęło się gorzej. Cały pobyt w Szwajcarii to zabawa w kotka i myszkę z deszczem i nerwowe odświeżanie prognozy pogody. Zazwyczaj była dość pesymistyczna i udawało się znaleźć okienka, tymczasem ta na sobotę była optymistyczna, ale wstaliśmy i za oknem pada. Nic to, śniadanie, szybko, szybko, pakujemy się do auta, jedziemy i jedziemy, i jedziemy, a chmury za oknem wcale nie znikają. Nawet na parkingu i przez jakiś pierwszy kilometr rowerem. A potem nagle - puf! - magia - i wszystko zaczyna wyglądać tak:
 |
fot. Grzesiek |
 |
fot. Grzesiek |
 |
fot. Grzesiek |
Dalej jest tylko lepiej. Zdjęcia w losowej kolejności, dużo też widoczków, czego zazwyczaj nie znajdzie się w pamięci mojego telefonu; dobrze wziąć ze sobą na wycieczkę fotografów!
 |
fot. Grzesiek |
 |
fot. Michał |
 |
nasza grupa wycieczkowa w szyku bojowym: - jeden jedzie - jeden robi zdjęcia jak drugi jedzie - jeden patrzy jak drugi robi zdjęcia jak trzeci jedzie - jedna patrzy jak drugi patrzy jak trzeci robi zdjęcia jak czwarty jedzie - jeden robi zdjęcia jak druga patrzy jak trzeci patrzy jak czwarty robi zdjęcia jak piąty jedzie fot. Michał |
 |
fot. Michał |
 |
fot. Michał |
 |
fot. Michał |
 |
fot. Michał |
 |
fot. Grzesiek |
 |
fot. Grzesiek |
 |
fot. Michał |
 |
fot. Michał |
 |
fot. Michał |
 |
fot. Grzesiek |
 |
fot. Grzesiek |