KM 0: na dworzu mokro, padało w nocy, ale ustalamy, że drogi są wystarczająco suche.
KM 10: pierwsza przerwa na quesadillas. Jeszcze ciepłe, prosto z fabryki!
.jpg) |
quesadilla na blogu już była, zostały tylko okruszki |
KM 25: może drogi były wystarczająco suche, ale były też wystarczająco mokre, żebym miała już mokre buty, mokre nogawki, zziębnięte palce, trzęsące się ręce. Koniec pierwszego podjazdu; większość we mgle.
KM 50: mgła zostaje na zjazd. Drogi dalej mokre. No ekstra, po to tyle wjeżdżałam, żeby zjeżdżać po mokrym i to jeszcze nic nie widząc? :/ Ale halo, halo, na dole jest słońce!!!
KM 60: odmarzłam, czas na sekcje gravelowe. Najpiękniejsze kawałki na wyspie, serio! A więc: gravelowałam i było to tego warte!
.jpg)

.jpg)
KM 75: nowa droga, nowe odbitki! Krajobraz marsjański, totalnie inna część wyspy. Jest super gorąco. Czy ja naprawdę marzłam *dzisiaj*? Halo, gdzie jest jakaś cywilizacja? Sklep z piciem nie byłby zły...
KM 90: teraz miała być atrakcja - dawny południk zero (tak, kiedyś nie przebiegał przez Greenwich). W dawnych czasach wierzono, że za nim nie ma już nic - ocean się kończy i zaczyna się przepaść... Skręt na tę atrakcję opatrzony jest znakiem "solo 4x4", odpuszczamy taki gravel, ale do końca jazdy mam FOMO, że może jednak byśmy przejechali na naszych śmiesznych cienkich oponkach.
KM 100: długi długi podjazd, od trzydziestu kilometrów nie było cywilizacji. Żadnej. W szczególności nie było sklepu... Dawkowanie wody - jeden łyk nie częściej niż co kilometr.
KM 110: sklep! Timing mamy idealny, jest 16:38, a sklep otwiera się po sjeście o 16:30. Wykupujemy wszystkie butelki wszystkiego. Piiiiiić!

KM 120: kropi, ech, zrobiło się zimno. Przed nami hardcorowy zjazd (taki, że podjazdu nie dałabym rady, ale Piotrek był podjechał go kilka dni temu) - prawie 800 metrów na 6 km z konkretnymi ściankami. Znowu po trochę mokrym, nie mam dzisiaj szczęścia do śmigania w dół :)
KM 130: szybka matematyka mówi, że do 4000 up zabraknie mi 150 metrów, więc odbijam na chwilę na dół w stronę lotniska. Niby 4000 nie robią już na mnie dużego wrażenia - ta trasa ledwo załapała się do top 10 przewyższenia moich jazd, ale jednak ta 4 z przodu ciągle miło łaskocze w Garmina ;-)
KM 140: koniec!