piątek, 29 listopada 2024

[Teneryfa] hasta luego

Z Kanarami żegnamy się na Teneryfie i to żegnamy się z przytupem. I z Makitkiem. I z aparatem Makitka.

fot. @makitek
fot. @makitek
fot. @makitek
fot. @makitek
fot. @makitek
fot. @makitek
fot. @makitek
fot. @makitek
fot. @makitek
fot. @makitek
fot. @makitek
fot. @makitek
fot. @makitek
fot. @makitek
fot. @makitek
fot. @makitek
fot. @makitek
fot. @makitek
fot. @makitek

piątek, 22 listopada 2024

[El Hierro] objeżdżaj Żelazo póki gorące

KM 0: na dworzu mokro, padało w nocy, ale ustalamy, że drogi są wystarczająco suche.

KM 10: pierwsza przerwa na quesadillas. Jeszcze ciepłe, prosto z fabryki!

quesadilla na blogu już była, zostały tylko okruszki

KM 25: może drogi były wystarczająco suche, ale były też wystarczająco mokre, żebym miała już mokre buty, mokre nogawki, zziębnięte palce, trzęsące się ręce. Koniec pierwszego podjazdu; większość we mgle.

KM 50: mgła zostaje na zjazd. Drogi dalej mokre. No ekstra, po to tyle wjeżdżałam, żeby zjeżdżać po mokrym i to jeszcze nic nie widząc? :/ Ale halo, halo, na dole jest słońce!!!

KM 60: odmarzłam, czas na sekcje gravelowe. Najpiękniejsze kawałki na wyspie, serio! A więc: gravelowałam i było to tego warte!

KM 75: nowa droga, nowe odbitki! Krajobraz marsjański, totalnie inna część wyspy. Jest super gorąco. Czy ja naprawdę marzłam *dzisiaj*? Halo, gdzie jest jakaś cywilizacja? Sklep z piciem nie byłby zły...

KM 90: teraz miała być atrakcja - dawny południk zero (tak, kiedyś nie przebiegał przez Greenwich). W dawnych czasach wierzono, że za nim nie ma już nic - ocean się kończy i zaczyna się przepaść... Skręt na tę atrakcję opatrzony jest znakiem "solo 4x4", odpuszczamy taki gravel, ale do końca jazdy mam FOMO, że może jednak byśmy przejechali na naszych śmiesznych cienkich oponkach.

KM 100: długi długi podjazd, od trzydziestu kilometrów nie było cywilizacji. Żadnej. W szczególności nie było sklepu... Dawkowanie wody - jeden łyk nie częściej niż co kilometr.

KM 110: sklep! Timing mamy idealny, jest 16:38, a sklep otwiera się po sjeście o 16:30. Wykupujemy wszystkie butelki wszystkiego. Piiiiiić!

KM 120: kropi, ech, zrobiło się zimno. Przed nami hardcorowy zjazd (taki, że podjazdu nie dałabym rady, ale Piotrek był podjechał go kilka dni temu) - prawie 800 metrów na 6 km z konkretnymi ściankami. Znowu po trochę mokrym, nie mam dzisiaj szczęścia do śmigania w dół :)

KM 130: szybka matematyka mówi, że do 4000 up zabraknie mi 150 metrów, więc odbijam na chwilę na dół w stronę lotniska. Niby 4000 nie robią już na mnie dużego wrażenia - ta trasa ledwo załapała się do top 10 przewyższenia moich jazd, ale jednak ta 4 z przodu ciągle miło łaskocze w Garmina ;-)

KM 140: koniec!

wtorek, 19 listopada 2024

[El Hierro] kanaryjskie homonimy

Tortilla z masy kukurydzianej z roztopionym serem, ale również ciastko w kształcie gwiazdy z lokalnego kanaryjskiego sera, cukru, cytryny i anyżu z pieca opalanego drewnem. Przed Państwem: quesadilla. Wzięłam na siebie arcytrudne i nieprzyjemne zadanie przetestowania lokalnych wyrobów, nie ma za co.

bardzo nieprzyjemne okoliczności wykonywania bardzo nieprzyjemnego
zadania testowania quesadilli w terenie
niby podobne, a jednak trochę różne
blind test
żeby było sprawiedliwie
korespondent w terenie

sobota, 16 listopada 2024

[El Hierro] łańcuszek ludzi dobrej woli

Brak cywilizacji? Uwielbiam! Puste drogi (na użytek tego posta do cywilizacji nie zaliczamy asfaltowych dróg), zero spalin, nie trzeba uważać na wyprzedzające samochody, można rozmawiać, można słuchać ciszy. Wszystko fajnie dopóki nie stanie się coś złego lub nie ma się ochoty na coś niecodziennego. Szpital na wyspie oczywiście jest, ale mały i pewnie nie tak wyposażony (i nie z tak dobrymi lekarzami) jak w stolicach na kontynencie. Sklep rowerowy z zapasowymi częściami? Najbliższy na Teneryfie. Coś innego na obiad niż carne fiesta (skądinąd smaczne marynowane kawałki wieprzowiny podawane na stosie frytek) lub generalnie mięso i ziemniaczki? Zrób sobie samemu, w knajpach nie zamówisz. Zajęcia z pilatesu? A co to w ogóle jest pilates? Podobnie z nieoczywistymi zawodami. Raz dziennie (poza sobotą) z wyspy kursuje prom na Teneryfę (dwie i pół godziny), tam wysadza ludzi, zabiera nowych, wraca (kolejne dwie i pół godziny) i tutaj śpi w porcie. To oznacza, że na El Hierro potrzeba jednego i w zasadzie tylko jednego kapitana promu. A jeśli zachoruje? A co jak pojedzie wakacje? A jeśli nie chce pracować w rytmie sześciodniowym? Na te wszystkie pytania można znaleźć odpowiedź (między wyspami latają jeszcze samoloty czy raczej samolociki - przy tym dystansie to dosłownie parę minut i z głowy, więc potencjalnie pilota można ściągnąć, ale przecież lotnisko jest w konkretnym miejscu i loty są o konkretnej godzinie i to jednak zajmuje czas - wszystko to sprawia, że logistyka jest bardzo trudna).

pilates jako przykład nie wylosował mi się zupełnie bezpodstawnie!
W ramach festiwalu w miasteczku na placu pod naszym domem
zorganizowano darmową lekcję - to niebieskie to ja, frekwencja jak
widać nie powaliła. Przy okazji chciałam podkreślić odwagę koleżanki
w niebieskim - to wszystko działo się po hiszpańsku!

Ja o przykrościach związanych z brakiem sklepów / serwisów / wypożyczalni rowerowych przekonuję się szybko, bo już drugiego dnia. Wsiadam na rower, a on... nie jedzie. W transporcie albo podczas przydomowego manewrowania pękła przerzutka. Dzwonię do Bike Pointu, jedynego słusznego sklepo-serwiso-wypożyczalni na Teneryfie. Mają! Jest drogo, ale mają. Do portu stamtąd poniżej czterech kilometrów, niestety sklep zamyka się o 18, prom wypływa o 19:30, zresztą i tak nikt mi tej części nie zaniesie (oczywiście odpłatnie). Wrzucam ogłoszenie w mediach społecznościowych i na rowerowych czatach ze znajomymi - czy ktoś jest w tej części świata albo zna kogoś kto jest. Dostaję kilka namiarów, większość okazuje się bezużyteczna oprócz Marcina, który najpierw pisze, że nie może, ale potem o 17:59 melduje się przy drzwiach Bike Pointu. Świetnie, na razie orkiestra gra. Marcin jedzie dalej i próbuje oddać cenne pudełko obsłudze promu, ale ci kategorycznie się nie zgadzają (serio?!?! Hiszpanie?!?!). Znajduje za to dwie sympatycznie wyglądające turystki z Belgii i to im wręcza paczuchę. Jest szansa na sukces! Teraz tylko pożyczyć od Piotrka rower (port na El Hierro jest dziesięć kilometrów od domu 600 metrów niżej) i od 21:30 czekam grzecznie aż przypłyną. Odbieram i jakąś godzinę później siedzę szczęśliwa na kanapie. Ten brak cywilizacji nie jest wcale taki straszny! :)

I nawet kiedy będę sam
Nie zmienię się, to nie mój świat
Przede mną droga, którą znam
Którą ja wybrałem sam
tak wygląda szczęście!