Brak cywilizacji? Uwielbiam! Puste drogi (na użytek tego posta do cywilizacji nie zaliczamy asfaltowych dróg), zero spalin, nie trzeba uważać na wyprzedzające samochody, można rozmawiać, można słuchać ciszy. Wszystko fajnie dopóki nie stanie się coś złego lub nie ma się ochoty na coś niecodziennego. Szpital na wyspie oczywiście jest, ale mały i pewnie nie tak wyposażony (i nie z tak dobrymi lekarzami) jak w stolicach na kontynencie. Sklep rowerowy z zapasowymi częściami? Najbliższy na Teneryfie. Coś innego na obiad niż carne fiesta (skądinąd smaczne marynowane kawałki wieprzowiny podawane na stosie frytek) lub generalnie mięso i ziemniaczki? Zrób sobie samemu, w knajpach nie zamówisz. Zajęcia z pilatesu? A co to w ogóle jest pilates? Podobnie z nieoczywistymi zawodami. Raz dziennie (poza sobotą) z wyspy kursuje prom na Teneryfę (dwie i pół godziny), tam wysadza ludzi, zabiera nowych, wraca (kolejne dwie i pół godziny) i tutaj śpi w porcie. To oznacza, że na El Hierro potrzeba jednego i w zasadzie tylko jednego kapitana promu. A jeśli zachoruje? A co jak pojedzie wakacje? A jeśli nie chce pracować w rytmie sześciodniowym? Na te wszystkie pytania można znaleźć odpowiedź (między wyspami latają jeszcze samoloty czy raczej samolociki - przy tym dystansie to dosłownie parę minut i z głowy, więc potencjalnie pilota można ściągnąć, ale przecież lotnisko jest w konkretnym miejscu i loty są o konkretnej godzinie i to jednak zajmuje czas - wszystko to sprawia, że logistyka jest bardzo trudna).
Ja o przykrościach związanych z brakiem sklepów / serwisów / wypożyczalni rowerowych przekonuję się szybko, bo już drugiego dnia. Wsiadam na rower, a on... nie jedzie. W transporcie albo podczas przydomowego manewrowania pękła przerzutka. Dzwonię do Bike Pointu, jedynego słusznego sklepo-serwiso-wypożyczalni na Teneryfie. Mają! Jest drogo, ale mają. Do portu stamtąd poniżej czterech kilometrów, niestety sklep zamyka się o 18, prom wypływa o 19:30, zresztą i tak nikt mi tej części nie zaniesie (oczywiście odpłatnie). Wrzucam ogłoszenie w mediach społecznościowych i na rowerowych czatach ze znajomymi - czy ktoś jest w tej części świata albo zna kogoś kto jest. Dostaję kilka namiarów, większość okazuje się bezużyteczna oprócz Marcina, który najpierw pisze, że nie może, ale potem o 17:59 melduje się przy drzwiach Bike Pointu. Świetnie, na razie orkiestra gra. Marcin jedzie dalej i próbuje oddać cenne pudełko obsłudze promu, ale ci kategorycznie się nie zgadzają (serio?!?! Hiszpanie?!?!). Znajduje za to dwie sympatycznie wyglądające turystki z Belgii i to im wręcza paczuchę. Jest szansa na sukces! Teraz tylko pożyczyć od Piotrka rower (port na El Hierro jest dziesięć kilometrów od domu 600 metrów niżej) i od 21:30 czekam grzecznie aż przypłyną. Odbieram i jakąś godzinę później siedzę szczęśliwa na kanapie. Ten brak cywilizacji nie jest wcale taki straszny! :)
![]() |
I nawet kiedy będę sam Nie zmienię się, to nie mój świat Przede mną droga, którą znam Którą ja wybrałem sam |
![]() |
tak wygląda szczęście! |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz