wtorek, 5 listopada 2024

[El Hierro] falstart

Ja to, proszę państwa, mam na El Hierro bardzo dobre połączenie: wstaję rano, za piętnaście siódma; nawet późną jesienią to już widno. Za piętnaście siódma jestem spakowana, bo pakuję się wieczorem. Jem, wyrzucam śmieci, bo długo mnie nie będzie w domu. Do 148 mam raptem jeden kilometr, potem kwadrans i jestem na Okęciu. Tam dowiaduję się, że overbooking w Wizzairze to nie ściema i po kolejnej godzinie mam bilety na lot 14:25 do Madrytu oraz sześćset euro rekompensaty. Dwa autobusy i już o dwudziestej melduję się w niby przylotniskowym, ale jednak wcale nie tak przylotniskowym jak miałam nadzieję hotelu. Zasypiam szybko i szybko wstaję - szósta rano, spacer z walizką, te same dwa autobusy, ale w odwrotnej kolejności, lot na północną Teneryfę (tak, na wyspie są dwa lotniska), autobus do Santa Cruz, kolejny do Los Cristianos i już jestem w porcie, gdzie ściskam Piotrka i razem możemy wsiadać na prom na El Hierro. Dalej tylko ostatni (ostatni w mojej chronologii, bo w kwestii rozkładu jazdy mówienie "ostatni" na "jedyny w ciągu dnia" byłoby trochę nieuczciwe) autobus do Villa de Valverde i po jakichś trzydziestu siedmiu godzinach podróży jestem na miejscu!

jesteśmy!!!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz