wtorek, 9 maja 2017

[Kos] wyspa smaczna

Obieżysmaku, Obieżysmaku, tyle postów o Kosie, a nic o jedzenie - co tam się je? Je się dużo dobrych rzeczy - oliwki; ser - fetę, gravierę, kozi, owczy; pomidory; sos tzatziki; szaszłyki tzw. souvlaki; świeżutkie ryby i owoce morza; faszerowane warzywa; mousakę; pitę; paszteciki z ciasta filo ze szpinakiem lub serem; dolmades - ryż zawijany w liście winogron a'la gołąbki; baklavę; chałwę.
kwintesencje greckiej kuchni - souvlaki, tzatziki, pita
restauracja #1 w Kosie wg Trip Advisora!
świeżuteńkie owoce morza
lody o smaku baklavy, mniam!

[Kos] wyspa pierzasta

Jedna z wycieczek rowerowych jaką zrobiliśmy na Kosie zaprowadziła nas do Kefalos, ale zanim - odwiedziliśmy pawi park. Przy słabej kamienisto-płytowo-żwirowo-resztkoasfaltowej drodze dość nieoczekiwanie (chyba że ktoś wie po co jedzie) wjeżdża się do królestwa pawi. Na małym obszarze lasu jest ich po prostu mnóstwo - paw przy pawiu pawia pogania. Ganiają się, stroszą pióra, pokazują dumnie ogony, wskakują na drzewa, ochryple krzyczą - kra kra.
królestwo pawi
 czyj ładniejszy? czyj dłuższy? czyj bardziej kolorowy?
ja mam taki ogon, a ty?
Po pawiej przerwie z powrotem na rowery i w drogę - na zachód w stronę słońca pięknej plaży z malowniczym widokiem na wysepkę. Stoi na niej kościółek, a lokalna tradycja mówi, że kto przeprawi się na małą wyspę z dużej, może zabić w dzwon. Niestety, na rowerach się nie dało przejechać przez morze, woda niemożebnie zimna, więc odpuściliśmy. Zresztą Piotrek na tej wycieczce już przetestował przykościelny dzwon - chciał tylko "delikatnie dotknąć sznurka", ale wyszło potężne bim-bam. Na szczęście kościół stał w tak szczerym polu, że myślę, że nikt nie usłyszał. Na wszelki wypadek szybko zwialiśmy.
bim-bam
A przy samej plaży jedna z większych atrakcji na Kosie - ruiny starożytniej świątyni z bardzo cenną mozaiką na podłodze. Niestety - z racji braku środków na restaurację takiego zabytku, mozaikę przysypano grubą warstwą piasku. O, tak to się robi w Grecji.
cuda pod piachem
Po najdłuższym naszym pobycie na plaży na tym wyjeździe (z piętnaście minut ciągnęliśmy rowery po tym wstrętnym piasku ;)) czas na podjazd - niecałe 300 metrów do kolejnej atrakcji, czyli opuszczonego monastyru.
pot i łzy po podjeździe nie zmieściły się w kadrze
opuszczony monastyr pod rozłożystym platanem
dzwonnica przy opuszczonym monastyrze
Po monastyrze czas do domu, zahaczyliśmy tylko o Kefalos, pokontemplowaliśmy piękne widoki i z uczciwymi niecałymi 75 kilometrami dojechaliśmy do hotelu - zasłużyliśmy na kolację!

niedziela, 7 maja 2017

[Kos] wyspa biało-niebieska

Greeecjaaa biało-niebiescy, Greeecjaaa biało-niebiescy... Trochę fotek na potwierdzenie, że Kos jest istotnie częścią Grecji:
lazurowy
cyjan
chabrowy
błękit Thenarda
turkusowy
błękit królewski
lapis-lazuli
błękit paryski
morski
kobaltowy
A propos kolorów - podczas jednego z podjazdów robimy przerwę na lemoniadę w niezwykle urokliwym miejscu: kawiarnia pośród zielonej enklawy, ładna kolorystycznie - przyciągające wzrok tabliczki, rysunki. Wchodzą dwie dziewczyny, jak się okazuje Polki. Patrzą oniemiałe i jedna do drugiej mówi: ty, ale tu instagramowa masakra!
instagramowa masakra!
bardziej pasowałyby zdjęcia kwadratowe - no ale mam prostokątne

[Nisyros] wyspa wulkaniczna

Przy przyjeździe do hotelu nasze biuro podróży - litościwie przemilczmy które, chociaż to pewnie bez znaczenia, bo każde zdzierca - wręcza harmonogram wycieczek. Na Nisyros (wyspę wulkaniczną; kilkugodzinna wycieczka) zabierają statkiem tylko w czwartki i kosztuje ta przyjemność 49 euro od dorosłego, 25 od dziecka. Że nas jest tutaj dziewięcioro dorosłych i siedmioro dzieci (nie liczmy niemowlaka), wychodzi 616 euro od całej grupy. Ua, drogo, czy to naprawdę musi tyle kosztować?! Idziemy do pierwszej lepszej agencji turystycznej na miejscu - w Kardamenie - od dużej głowy 22 euro, od małej 12, tym razem tylko 282. Kto kupuje wycieczki przez polskie biura podróży, ktoooo?
wyspa Nisyros
Według mitologii jej powstanie to zasługa Posejdona, który gonił Polivotisa
(jednego z gigantów) - a kiedy trójzębem oderwał grudę ziemi z Kosu
i rzucił w kierunku uciekającego, ona spadła do morza i już tam została
ostatnia aktywność hydrotermalna na Nisyrosie to rok 1887, ale
wcześniejsze (25 i 15 tysięcy lat temu) wybuchy były naprawdę potężne
ten pierwszy trwał kilka dni, podczas których 8 MILIARDÓW TON magmy
wyleciało w powietrze (na wysokość 12 KILOMETRÓW), po czym opadło
i przykryło wyspę piętnasto-metrową kołdetką z materiału piroklastycznego
(TODO: trudne słowo, sprawdzić co to). Powstało wtedy 20 miliardów
metrów kwadratowych pumeksu i popiołu...
i ten zapach - siarkowodór N° 5
plaża pełna pumeksowatych kamieni - chociaż od pumeksu cięższych
a sama wyspa bardzo zielona - widocznie popiół jest dobrym nawozem

[Kos] wyspa rowerowa aka o kocie, który udawał Greka

Knajpa, pora lunchu, chwila wytchnienia w morderczym podjeździe pod kolejną górę na Kosie. Licencia poetica; trzymając się faktów właśnie zjeżdżaliśmy dumni, znaczy ja dumna, ze szczytu 442 metry, na który wjechaliśmy z poziomu morza, na wysokość 60, żeby rozpocząć kolejny podjazd do Zii - 330 m npm, z której później zjedziemy znów do morza, żeby wjechać na 210; ale - nie uprzedzajmy faktów. Na razie siedzimy w tej knajpie, na stół wjeżdżają greckie pyszności, a mianowicie soulvaki i sos tzatziki. Dokoła stołu trzy koty, czekają, patrzą, niemo proszą.
Ja: Odejdź, kocie, no odejdź, nie dam ci nic do jedzenia. Spadaj!
Kot niewzruszony ani drgnie.
Ja: No, kocie, już, już, spadaj. Idź sobie, nie patrz na mnie! Piooooootrek, on nie rozumie po polsku.
Pio: Nie rozumie. Albo udaje Greka…
Człowieku, cztery souvlaki?
Nie zjesz tyle, zaszkodzi ci, nie pojedziesz dalej, zaufaj mi.
Co do wjazdów, w ciągu sześciu dni było ich więcej - łącznie 4 kilometry! Podsumowanie:
1. DZIEŃ: 44 km, 494 m przewyższenia, hotel -> lotnisko -> Mastichari -> zamek -> hotel
2. DZIEŃ: 56 km, 1039 m przewyższenia, hotel -> “210” -> Pili -> Zia -> Zipari -> lotnisko -> hotel
3. DZIEŃ: 16.3 km, 210 m przewyższenia, hotel -> “210” -> hotel
4. DZIEŃ: 73.3 km, 437 m przewyższenia, hotel -> lotnisko -> Marmari -> Tigkaki -> Kos -> Pili -> “210” -> hotel
5. DZIEŃ: 71 km, 700 m przewyższenia, hotel -> lotnisko -> Plaki -> Kefalos -> opuszczony klasztor -> Kefalos -> Kardamena -> hotel
6. DZIEŃ: 71.3 km, 1157 m przewyższenia, hotel -> “210” -> Pili -> Zia -> szczyt Kefala (620 m)  -> Tigkaki -> Marmari -> Mastichari -> lotnisko -> Kardamena
TOTAL: 332 km, 4107 m przewyższenia!
teraz już liczę wycieczki w metrach (przewyższenia),
a nie kilometrach (odległości)
Z tej ostatniej jestem najbardziej dumna, chociaż nie taki był plan :-) Mieliśmy wjechać na 300 metrów, a potem trochę gorszą drogą w miarę po płaskim przedrzeć się na wschód i tam zaatakować szczycik 460 m. No dobra, wjechaliśmy na 300, skręciliśmy w drogę, faktycznie gorsza - skończył się asfalt, zaczęły się kamienie i z rzadka piasek. Trochę ciężko, ale trasa niezła, oznakowana przez strzałki na kamieniach jako MTB - świetnie, czyli tutaj ktoś jeździ! A my w górę - robi się 350, 400, 450, Piotrek się zasępia, bo mieliśmy nie przekroczyć 400 - dziwna mapa, ale nic - wydaje mu się (co i rusz), że to ostatnie metry podjazdu. Ale nie są ostatnie - potem jest 500 i znów nie są ostatnie - potem 550, znowu sprawdzamy mapę i gps - zgubiliśmy drogę, nie zauważyliśmy rozgałęzienia, teraz jesteśmy na drodze do szczytu Kefala (662 m). No cóż, zostało 110 - trzeba wjechać! Niestety, 110 wjechać się nie udało - po 70 spotkaliśmy szlaban, znaki "no photographs", "military area" i żołnierza z karabinem, który zza ogrodzenia warknął, że "we should not be here". Uch, dobrze, że nie strzelał!

sobota, 6 maja 2017

[Kos] wyspa niegotowa

Z innych pierwszych wrażeń, Kos wydaje się być jeszcze zupełnie nieprzygotowany na przyjęcie turystów. Hotele przyjmują pierwszy turnus, animatorzy zjeżdżają, leżaki wyjmowane są z magazynów. Wypożyczalnie dopiero się otwierają - przygotowują i przeglądają samochody i rowery do oddania w ręce turystom. Knajpy kompletują krzesła. Budynki są właśnie odmalowywane, żeby kolor był świeży, a krycie pełne.
budowa plaży
zamknięty bankomat? REALLY?!?!
kompletowanie krzeseł

[Kos] wyspa polska

Kos - nasze trzecie wakacje z biurem podróży, ale jakby pierwsze - do Agadiru na brydża i do Andory na narty wyjeżdżaliśmy, skorzystać z przelotu, noclegu i wyżywienia. Teraz niby też, ale… Przelot polskim czarterem i pan pilot po wylądowaniu biorący oddech po słowach “wylądowaliśmy w Kos (sic! poza tym - jeżeli już to *na* Kos lub *w* Kardamena)” w oczekiwaniu na oklaski. I hotel all inclusive z dala od cywilizacji, za to blisko plaży, serwujący posiłki sześć razy na dobę (i zamiast skupić się na jakości, niestety poszli w ilość - wybór bardzo duży, ale to niedopieczone, tamto zwęglone, to surowe, to zimne, to niedoprawione). Ludzie kursujący posiłek - basen - plaża - posiłek. I mnóstwo, mnóstwo dzieci - zewsząd słychać “mamoooo, ja chcę się kąpać”, “tatoooo, on mi zabrał samochodzik”, “mamooo, ale on mnie ochlapał”, “tatooo, jestem głodny”. I tak w koło Macieju, ważkie problemy do natychmiastowego rozwiązania.
Wszędzie słychać też język polski - i Tui, i Itaka, i Rainbow Tours zabierają klientów na tę już trochę polską wyspę - a miejscowi to zauważają; i jak to bywa - gdzie popyt, tam podaż, voila:
w sklepach z pamiątkami książki po polsku,
a w hotelowym telewizorze TV Polonia
wycieczki w lokalnych agencjach
turystycznych reklamowane po polsku dla Polaków
polska kawiarnia w Mastichiari;
z całym szacunkiem dla Google Translatora
 (którego uwielbiam i myślę, że robi naprawdę
dobrą robotę), ale na “zimne piwo z kija” to jeszcze
 tłumaczyć nie umie, to mógł napisać tylko człowiek,
dobrze mówiący po polsku.
 I faktycznie - obsługa polska, a ich czekoladowy
suflet bomba (szczególnie po kilkudziesięciu
 kilometrach rowerowych w nogach).
inna knajpa
drogowskazy do ważnych miejsc i - Warszawa!