wtorek, 18 lipca 2017

[Luksemburg] miasto pełne widoków

Obieżysmaku, Obieżysmaku, dokąd tym razem? Dokąd wyobieżysmakowałeś tanie bilety lotnicze? A więc tak - tym razem do Luksemburga na cztery dni (czwartek - niedziela). Lot w czwartek rano o nieprzyzwoicie wczesnej porze (7.40; fakt, że o półtorej godziny lepszej niż jak ostatnio lecieliśmy do Mediolanu...) zaowocował dość leniwym początkiem - trochę pochodziliśmy po mieście, zameldowaliśmy się w hotelu, obejrzeliśmy końcówkę etapu Tour de France, znowu wyszliśmy na miasto... Wyszło z tego 17 kilometrów spaceru i kilka refleksji.

Po pierwsze w mieście Luksemburg łatwo o piękne widoki - miasto położone jest na wzgórzu. Niewielkim (około 60 metrowym), ale dzięki temu z każdego miejsca jest widok - albo do góry albo na dół.
widok #1 do góry
widok #2: w dół
widok #3: do góry
widok #4: w dół
Po drugie Luksemburg to taki fajny mix. Z jednej strony czują się odrębni, wyjątkowi, osobni. Widać flagi, nasz hotelowy korytarz cały w godłach, w sklepach z pamiątkami cały stojak z pocztówkami z rodziną królewską...
w jakim ja jestem kraju? Aha, już wiem.
pozdrowienia z księciem czy księżniczką?
Z drugiej strony czerpią garściami z sąsiadów. Mówi się tu wieloma językami - czasem po niemiecku, czasem po francusku, holendersku czy luksembursku. Napisy na ulicach są w kilku językach, ale niarzadko tylko w jednym wybranym albo w jakiś dwóch. Różnych. Nie ma reguły. Najbezpieczniejszy jest angielski :-) Podobnie z jedzeniem - nie ma właściwie takiego tworu jak kuchnia luksemburska, jest synteza dań z Belgii, Francji i Niemiec.
zapożyczona z Alzacji flammkuchen, czyli pizzo-tarta,
klasycznie z cebulą i boczkiem
"tradycyjnie" luksemburskie - kiełbaski z winem w sosie musztardowym,
widać wpływy niemieckie
ale my tu gadu gadu o daniach głównych, a desery czekają.
I to desery prima sort, jak od najlepszych francuskich cukierników!
zostając w temacie deserów - w sklepach
wszystko co najlepsze u sąsiadów - belgijskie
wafle i holenderskie speculoosy w czekoladzie
Po trzecie mają wygodne bankomaty. Chociaż - jakbym chciała wypłacić tysiąc euro w banknotach po dziesięć, to chyba wyklikanie zajęłoby mi trzy dni...
tysiąc euro w banknotach po dziesięć to raptem sto baknotów;
zakładając jedno kliknięcie na 3 sekundy to 333 sekund, czyli 5 i pół minuty.
Czyli żadne trzy dni, phi!
Po czwarte znaleźliśmy polski akcent w tym kosmopolitycznym mieście:
ostatnio na blogu też było o Kowalskim, kto pamięta?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz