wtorek, 11 lipca 2017

[Żyrardów] dobry timing nie jest zły

Co weekend przymierzamy się w tym roku do pokonania stu kilometrów na rowerze i jakoś nie szło - ostatnio nawet dużo nie brakowało (98.8 km), no ale magiczna granica nie została przekroczona. Potrzeba było eksperta do zaplanowania wycieczki! Ekspert zapragnął podróży sentymentalnej - przypomniało mu się, że w II klasie podstawówki był na zielonej szkole w Bolimowie. A Bolimów zaraz pod Warszawą, fiku miku, OK Google, hotel w Bolimowie. No dobra, może nie w, bo 30 km dalej, ale ładny, 4.8 na Tripadvisorze, smaczne śniadania, jedziemy! I pojechali.

Do Bolimowa dojechaliśmy sprawnie - no moooże z jakąś tam małą przerwą na lody. Aha, i jeszcze jedną na pierogi. No i na croissanta. Ale nic więcej; poza wymienionymi przerwami było sprawnie :-) No więc dojechaliśmy do tego Bolimowa, ja pełna nadziei na wspomnienia, że coś się przypomni, że coś znajomego zobaczę... Niestety. Nic. I nie dość, że takie nic, to jeszcze inne nic, bolimowskie, otóż w Bolimowie nic nie ma :( Żadnych zabytków, spektakularnych widoków, restauracji z gwiazdką Michelin czy choćby punktu z rzemieślniczymi lodami. No nic, po prostu nic! Myknęliśmy zdjęcie z tabliczką do dokumentacji i dalej w drogę.
do dokumentacji
A dalsza droga bardzo przyjemna - przez Bolimowski Park Krajobrazowy, dziesięć kilometrów do Skierniewic. Po lewej las, po prawej las, a środkiem droga płynie. A obok drogi ścieżka dla rowerzystów. Ze Skierniewic do miejsca postojowego, tj. hotelu w Radziejowicach całkiem blisko, ostatnie 30 km. Trochę zmęczeni- i mięśnie od wysiłku, i ciało od nie tak bardzo znowu wygodnej pozycji. Na ostatnie 3 km włączamy piąty bieg - chmury przybierają tak ciemny kolor, jakby miało lunąć, na horyzoncie widać błyskawice. Pędzimy do hotelu, zaczyna kropić 600 metrów od celu. My coraz bliżej, deszcz coraz konkretniejszy, wjeżdżamy pod dach, lunęło. No cóż, ma się to perfekcyjne wyczucie czasu :-)
dobry pokój hotelowy to taki z parkingiem dla rowerów
Nocujemy i w niedzielę wracamy ze zwiedzaniem, najpierw kręcimy się po parku w Radziejowicach, potem jedziemy do Żyrardowa, gdzie zachwycają tereny pofabryczne. Dużo czerwonej cegły, fajne klimatyczne budynki, w sam raz na lofty (są!), hipsterskie galerie handlowe (są!), eleganckie restauracje (są!). A do tego piękne niebieskie niebo. Aparat sam wyciągał się z futerału.
Filip de Girard - to on wynalazł maszyny do przędzenia lnu

spółka, która miała wykorzystywać wspomniane maszyny, została założona
24 czerwca 1829 roku...
...i nosiła nazwę "Karol Scholtz i Spółka"
dokoła przędzalni i tkalni powstała osada; tu domy robotników

a tu w tle magistrat
jeden z kolejnych niezliczonych budynków pofabrycznych
i detal
Wracamy do domu. Licznik wycieczki mówi 225 kilometrów! Rekordowo dużo! No a przy okazji padł rekord na 10 kilometrów - 19:37, to średnia ponad 30/h i to z dwoma czerwonymi światłami po drodze.
225!!!!
sobota
niedziela

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz