niedziela, 3 grudnia 2017

[Cannes] dłonią w dłoń z idolem

Weekendu dzień drugi - Cannes. Najpierw ze 200 metrów w górę do miasteczka St Paul de Vence, zwiedzanie, potem w doł, znów w górę (750 metrów), zwiedzanie miasteczka Gourdon, obiad, a potem już prosto do Cannes, zwiedzanie i powrót już po zmroku do Nicei (jak teraz wcześnie zachodzi teraz słońce! mimo wyjechania o 9, zdecydowanie nie wyrobiliśmy się przed 17 z całą 118 km wycieczką). Relive.
Nicea. rano, zaczynamy wycieczkę. W dużej części będziemy jechać wzdłuż
morza, ze dwadzieścia kilometrów elegancką ścieżką rowerową z całkiem
sporym ruchem (ale w końcu niedzielny ranek, piękna pogoda, co lepszego
można z nią zrobić?).
Nicea. o tędy.
St Paul de Vence. cóż, no ktoś musi prowadzić oba rowery,
żeby robić zdjęcia mógł ktoś. #konieczność #wyższa.
St Paul de Vence. poranna godzina, turystów jeszcze brak.
Ale na pewno się zjadą, miasteczko wielce urokliwe.
St Paul de Vence. kamienne, piękne.
St Paul de Vence. piękne, kamienne.
St Paul de Vence.
St Paul de Vence. widok w stronę morza.
St Paul de Vance. pomnik podkówkowego konia.
St Paul de Vence. widok na miasto. Na Lazurowym Wybrzeżu dużo takich
mają - kamiennych miasteczek na wzgórzach.
w drodze do Gourdon. To to takie małe tam wysoko na szczycie. Nasz cel.
w drodze do Gourdon. nie dajcie się zwieść zdjęciom! Czasem istotnie
świeciło słońce i kiedy podjeżdżało się i dochodził wysiłek, było ciepło.
Ale na zjazdach. W cieniu. Z dużą prędkością. Och, wtedy było zimno.
Ziiiiiimno. ZIMNO. ZIIIIIIIIMNO. Tak strasznie okropnie *Z I M N O*!
Gourdon. koniec wspinaczki! Czas na przerwę i obiad - zaletą obiadów poza
Niceą jest ich istotnie niższa cena (Nicea jest obrzydliwie droga), a najbardziej
opłaca się brać zestawy obiadowe, tak więc zgodnie z zasadą "spali się",
wciągamy krem z warzyw, steka z polentą i tartę orzechową. A potem, komu
w drogę, temu... Trzeba zjechać do Cannes przed zmrokiem.
Cannes. kasyno.
Cannes. powoli zachodzi słońce, póki co białe budynki przybierają
najpiękniejszy kolor w ciągu dnia miodowo-złoty.
Cannes. nie czytałam wcześniej, nie oglądałam zdjęć, ale jakoś tak sobie
wyobraziłam, że aleja gwiazd to będzie jakaś taka promenada wow.
Tymczasem zupełnie o ręce się nie dba - tu stoi jakaś barierka i zasłania
kilka, tu jakieś z boku, zupełnie niewyeksponowane.
Mimo to udało się znaleźć łapkę idola: dłonią z dłoń z Quentinem!
Cannes. napis górujący nad miastem niczym ten z Hollywood.
Cannes. głupia sprawa, pawilon festiwalowy zauważyliśmy dopiero
wyjeżdżając, przypadkiem. To co wcześniej widzieliśmy to boczne wejście,
na tyle niereprezentacyjne, że nawet fotki brak.
Cannes. złote palmy, złote flamingi.
Nicea. znowu jedzenie? Przecież byliście już na trzydaniowym obiedzie!
No niby tak, ale wróciliśmy wściekle głodni, a że Piotrek znalazł jeszcze
świetną restaurację, to skończyło się na dwóch trzydaniowych obiadach
jednego dnia... Jak to leciało? "Spali się"?
Tarte fine "Facon Pissaladiere" (au boudin noir roti, tomates et oignons
confits), roquette. Czyli tarta z kaszanką albo coś w ten deseń ;)
Nicea. supreme volaille roti, puree patates doules, legunes, jus au thyn.
Kurczak.
Nicea. no i jak zwykle - być w takim miejscu i nie spróbować deseru?
Zbrodnia! I pełna, bo pełna, ale dałam radę - najlepsze ciastko ever ;)
Cudownie uprażone jabłko na kruchym spodzie i z kremem waniliowym.
Mrrau.
Nicea. wprawdzie bez gwiazdki, ale z wyróżnieniem
"Bib Gourmand", mówiącym o "korzystnym stosunku
jakości do ceny".

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz