niedziela, 3 grudnia 2017

[Col de Vence] przekroczyć poziomicę 1000 m

Weekendu dzień trzeci, czyli ostatni, pod hasłem chodź pojedźmy wreszcie w góry i mińmy tę magiczną poziomicę 1000 metrów. Pewnie, I'm in! Wycieczka profil miała nudny - najpierw do góry, a potem w dół. I już. O. Relive. Trochę statystyk: 100 km, 1374 m przewyższenia, jedno zwiedzone miasto (Vence), zero-daniowy obiad (żeby wyszła średnia 3/dzień! a tak na serio, to jako że o 18 musieliśmy oddać rowery do wypożyczalni, a potem samolot, to trochę było nam żal czasu, który można spędzić na pedałowaniu spędzać na jedzeniu... Z temperaturą standardowo - pod górę krótki rękawek, z górki cztery warstwy (najbliższa ciała z wełny merynosów, koszulka kolarska z krótkim rękawem, bluza z długim, nieoddychająca i przez to zatrzymująca ciepłe powietrze kurtka przeciwdeszczowa) i i tak zimno! Tak bardzo zimno!
nawet jeszcze nie "zaczynamy podjazd"
kolejne urokliwe kamienne miasteczko na wzgórzu
Vence.
Vence. dlaczego Gombrowicz wzbudza w nas zachwyt i miłość? Dlatego,
panowie, że Gombrowicz wielkim pisarzem był! I przez ostatnie pięć lat
mieszkał w Vence właśnie.
Vence. znów zwodnicze piękne niebo, że niby słonecznie
i ciepło...
Col de Vence. w drodze na górę nawet całkiem ciepło.
Col de Vence. 963 m npm za 9 kilometrów i 577 m podjazdu. Ale potem
będzie jeszcze gdzie przekroczyć tysiaka.
Google wykrył panoramę. Aha.
Col de Vence. odhaczone.
Col de Vence. w dół, więc zimno. Mimo słońca. A jak zaraz się schowa
za górami i drzewami, to rozpocznie się etap nerwowego przeszukiwania
plecaka, bo a nuż mamy tam coś jeszcze do ubrania...
zimno, ale pięknie.
cebulka, level pro. Więcej par rękawiczek nie miałam.
ostatnie kamienne miasteczko na pożegnanie
Au revoir!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz