sobota, 27 stycznia 2018

[St Moritz] schön, finement, finemente, bel

Różnorodność i kilometraż tras: 10/10
Okolice Sankt Moritz to tak naprawdę dwa (niepołączone) ośrodki: St. Moritz – Corviglia (155 km) i Corvatsch/Furtschellas (120 km). Tzn połączone częściowo - z drugiego da się przyjechać do pierwszego długą, bardzo fajną, czarną trasą, ale powrotu nie ma - znaczy jest, ale tylko autobusem (co ma swoje duże plusy, bo znaczy, że trasa jest praktycznie niejeżdżona, każdy narciarz jedzie ją dziennie maksymalnie raz, przecież nikt nie lubi się tłuc autobusem). Jeżeli chodzi o różnorodność, to St Moritz jest trochę nudne - dużo płaskich tras, w tym dojazdówek, na których trzeba intensywnie pracować kijkami i ramionami, niczym Kowalczyk w klasyku. Za to Corvatsch... To chyba najlepszy ośrodek, w jakim szusowaliśmy do tej pory, praktycznie składający się z samych czerwonych tras, ale nawet te niebieskie nie całkiem płaskie, a miały swoje stromizny; były za to szerokie. Mogło też zdarzyć się tak, że na moją opinię wpłynęło, że praktycznie nie było innych ludzi - przez pierwsze dwie godziny na stoku jeździliśmy sami, a i potem tłumów nie zaobserwowaliśmy. Miodzio :-)
jedna z tras w ośrodku Corvatsch wczesnym popołudniem
Pogoda: 6.5/10
Było różnie. W czwartek rano mgła, totalne mleko, popołudnie słoneczne, ciepło (-5°C). W piątek pochmurnie, ale z dobrą widocznością, dość dużo słońca, podobna temperatura. W sobotę - idealnie (tak, tak, to jest właśnie ten dzień, kiedy stoki były tylko dla nas!), tylko trochę zimno (-12°C). W niedzielę - ech, silny wiatr (spowodował zamknięcie wszystkich górnych wyciągów i niektórych dolnych krzeseł), momentami słaba widoczność i padający śnieg (w całej południowej Szwajcarii i okolicy, śniegu było dużo, a jedna z lawin tego dnia uwięziła w tunelu kilka samochodów) - jeździło się mi bardzo, bardzo ciężko, po dwóch godzinach nogi piekły jak nigdy i miałam dość, a trzeba było wytrzymać jeszcze pięć. Znaczy dobry trening był!
czwartek - rano i po południu
Nasz kilometraż: 8/10
Nieźle - super - super - nieźle, czyli odpowiednio 48 km, 60.38 km (!!! rekordowe, jeszcze nigdy nie przekroczyliśmy 60 km i to nie że jeździliśmy jakoś ciągle po niebieskich), 59 km (ze średnią ruchu 27 km/h, przyzwoicie), 45 km. Uważny czytelnik mógł się już domyślić się, że daleko bardziej (sic!) od poprzednich dni męczący był ostatni, ten po trudnym, bo świeżym śniegu... Razem 212 km. Niby nieźle, ale ;)
na górze Corvatsch, na dole St Moritz
Przygotowanie tras: 8/10
Kiedy nie padał śnieg (czy to przez noc czy nad ranem czy cały dzień) i nie przykrywał porządnie przygotowanych stoków (co zdarzyło się raz), wtedy wreszcie widać było piękny sztruksik:
zdjęcie zrobione o godzinie 13 (sic!) na fajnej trasie
(dojazdówka do czarnej ścianki)  dnia pod tytułem
"prywatne stoki"
Widoki: 10/10
Góry to góry i kropka. Jeśli tylko coś widać - jest pięknie!
pięknie po niemiecku to schön
pięknie po francusku to finement
pięknie po włosku to finemente
pięknie po retoromańsku to bel
Oznakowanie tras: 1/10
Dramat, dramat, dramat.
Niestety nie mam żadnego naprawdę dobrego zdjęcia, ale szwajcarskie stoki przypominają tyczkowiska - dużo tyczek, między którymi biegną trasy, ale ja nigdy nie mogłam zorientować się: a) którędy [widać za dużo tyczek, trasy często są szerokie, przy świeżym śniegu ciężko odróżnić offroad od trasy] b) jakiego koloru [tyczki są dwukolorowe, a dodatkowo nie odróżniam ich niebieskiego od ich czarnego] c) jaki mają numer [numery są tylko raz, przy rozpoczęciu zjazdu].
najwięcej tyczek ile znalazłam na jednym zdjęciu
Jedzenie: 5/10
Na stoku jedzenie takie sobie. Oczywiście, jeśli raz pojedzie się do Austrii, to potem nic już nie smakuje :-) Wiadomo, na przerwę na nartach najlepsze Kaiserschmarrn (racuchy z musem jabłkowym) albo Germknoedel (kluska na parze z marmoladą), ale co zrobić gdy ich nie ma pod ręką widelcem?
rösti.
placek ziemniaczany z grubo tartych ziemniaków, z serem, boczkiem
i jajkiem sadzonym na wierzchu. Tłuste, raz można, ale więcej?
capunet.
makaron szpinakowy z boczkiem, cebulą i serem pecorino. To akurat pycha.
pizzoccheri.
makaron z mąki gryczanej z ziemniakami, kapustą, szałwią i serem.
Uch, kapusta? I makaron z ziemniakami? Really?
Karnet: 9/10
Jak na Szwajcarię tani (szczególnie, że za zakup online wcześniej dostaliśmy 30% zniżkę), dający dostęp do obu ośrodków (to znaczy, chcąc być ściśle dokładnym, to karnet do 1. ośrodka kosztuje N franków, do drugiego też N franków, a do obu N+1 franków, więc wybór był taki jakiś jasny...) i darmową jazdę autobusami. No i jeszcze (chociaż to akurat standard) logując się online, można (albo lepiej nie, jeśli ktoś nie lubi rozczarowań...) obejrzeć swoje filmiki ze zjazdów slalomowych. Szkoda tylko 10 franków kaucji, której nie mieliśmy jak odebrać (odbiera się oddając kartę w kasie, ale jak skończyliśmy, to były już zamknięte, a poza tym potrzebowaliśmy go jeszcze na jazdę autobusem), w Laax to były 3 franki....
Dojazd: 9/10
Gdyby nie nasze problemy z łańcuchami (vide poprzedni wpis na blogu), to dojazd byłby bardzo wygodny i tani - samolotem do Mediolanu, a stamtąd już "tylko" (hahahaha) 150 km do St Moritz.
Koszt: 4.5/10
No cóż, wiedzieliśmy, że jedziemy do Szwajcarii :-) Było drogo, ale jak na Szwajcarię, to właściwie całkiem nieźle. Tym bardziej, że samolot był śmiesznie tani, potem wypożyczyliśmy samochód po włoskich cenach, zakupy na śniadania i kolację też zrobiliśmy jeszcze w euro. Apartament, karnet i narty kosztowały jak w Austrii czy Francji czy Włoszech, więc w porządku. Jedynie jedzenie na stoku i wieczorem w knajpach drogie, ale o tym wiedzieliśmy przed :-)
Atrakcje dodatkowe: 10/10
Opcji dodatkowych pełen wachlarz - do wyboru biegówki (klasykiem i łyżwą, dużo przygotowanych torów), curling (w tym z instruktorem), znakomity basen, muzeum bobslejów (niestety czynny tylko przez godzinę we wtorki).
na basenie jak na stoku - tłumów nie ma;
sześć szerokich torów i trzech pływaków (razem ze mną)

czwartek, 18 stycznia 2018

[St Moritz] wyjazdy są stresujące

Wyjazdy są stresujące! Najpierw trzeba zarezerwować hotel/mieszkanie. Szuka się, przegląda strony, i ciągle w nerwach, że przejdzie nam koło nosa najlepsza oferta, najładniejszy apartament. Na przykład w takim St Moritz - na naszej stronie został tylko jeden pokój - i brać czy nie brać?
ostatecznie nie skusiliśmy się mimo darmowego wifi
Potem trzeba dojechać. Nastawić budzik na 4.20 rano i liczyć, że zadzwoni. Zaufać taksówkarzowi, że nie zapomni przyjechać, bo nie mamy marginesu błędu. Ufać, że Okęcie nie będzie przysypane śniegiem i samolot wystartuje o 6.20. Kiedy jest już 7 i nadal stoimy na pasie startowym, nie denerwować się, że będziemy tam stać cały dzień. Nie stresować się na lotnisku w Mediolanie, kiedy 5 minut pana z wypożyczalni samochodów okazuje się uroczo włosko-długimi pięcioma minutami. Nie irytować się, że samochód ma letnie opony (ci Włosi!), bo przecież w bagażniku mamy łańcuchy. Nie złościć się, kiedy jesteśmy już 30 kilometrów od celu, już w Szwajcarii, półtorej godziny od rozpoczęcia turnieju i nagle czarna droga staje się biała, a my zatrzymujemy się zakładać łańcuchy. Ani kiedy instrukcja okazuje się trudna. I co kilkaset metrów żołwiego tempa zatrzymujemy się je poprawiać. I kiedy one w końcu pękają, a my zawracamy i ślimaczo-żółwim tempem dojeżdżamy do najbliższego warsztatu, żeby za sto franków kupić nowe łańcuchy i tym razem poprosić o założenie fachowca. A potem wrócić na trasę i nie tak dużo szybciej, już bezproblemowo, dojechać do St Moritz. Teraz stresować już się nie ma czym - wiemy, że turniej będziemy musieli rozegrać w jakichś innych okolicznościach. Na ten nie zdążyliśmy.
wyglądało, że dobrze, ale okazało się, że nie :-)

niedziela, 7 stycznia 2018

[Warszawa] ciasto z wkładką

Kiedy na święta pojechało się na urlop, a święta jednak by się chciało, to trzeba rozejrzeć się po świecie, żeby poszukać inspiracji. W takiej na przykład Hiszpanii prezentów nie przynosi Mikołaj, ale Trzej Królowie. Sounds like a plan? A raczej dopiero połowa planu. Żeby zobaczyć drugą, trzeba spojrzeć w kierunku Francji. Tam na Trzech Króli piecze się specjalne ciasto, la galette des rois - "kieszonkę" z ciasta francuskiego nadzianą migdałami. Do nadzienia dodaje się wkładkę - oryginalnie ceramiczną figurkę króla, w domowych pieleszach do zastąpienia np migdałem czy daktylem. Komu na kolacji ze znajomymi czy rodziną trafi się kawałek ciasta z bonusem, ten zostaje królem dnia, wkłada na głowę papierową koronę, a za rok będzie sponsorem świątecznego ciasta.

Przepis na nadzienie: 120 gramów mielonych migdałów, 80 gramów cukru pudru, jajko, 100 gramów roztopionego masła.

Notka do przyszłej Natalki: nie używać ciasta mrożonego w płatach. Płatów już przekrojonych wcale nie da się skleić i przy pieczeniu wylewa się nadzienie. A ten placek miał takie perspektywy!

I na koniec konkurs - czego mogła Natalka zapomnieć włożyć do ciasta? Do wygrania daktyl! Nówka nieśmigana.
że ubieranie choinki 6 stycznia to jakby późno?
Niuanse!
czerwone dla niego, czarne dla niej.
Zgadnijcie, których jest więcej? :(
mrożone ciasto w płatach - nie!
nie, nie, nie :-)
pierwowzór, tak wygląda to ciasto w jednej z najlepszych paryskich
cukierni

wtorek, 2 stycznia 2018

[Rzym] z ziemi włoskiej do polskiej

Ulice/pomniki.
Józef Piłsudski
Henryk Sienkiewicz
Kościoły.
spowiedź po polsku? Nessun problema!
makieta z kościołami z całego świata - w tym z Warszawy!
kaplica Stanisława Kostki
polski kościół!!!
niestety, zamknięty, kiedy przechodziliśmy obok
Papa.
naszego papieża w kościołach dużo
witryna muzeum figur woskowych
Akcenty.
polska szopka na wystawie "100 szopek ze świata"
Fiat 126!
nasi tu byli!
nasi tu sprzedają?
zbieżność raczej przypadkowa... chociaż kto wie?

poniedziałek, 1 stycznia 2018

[Rzym] presepio

Kto czyta tego bloga dłużej, doskonale wie, że lubimy kolekcjonować - we Wrocławiu krasnoludki, w Berlinie misie, w Szwajcarii krowy, w Gdańsku lwy, w Brukseli nawiązania do sikającego chłopca. W Rzymie łapaliśmy bożonarodzeniowe szopki - zgodnie z tradycją stoją w prawie każdym domu, a tym bardziej kościele. Poniżej łowy. [uwaga: to będzie długi post z dużą liczbą zdjęć]

wystawy sklepowe
#1 piekarnia
#2 cukiernia i tort-szopka
#3 inna cukiernia i inny tort-szopka
#4 sklep z biżuterią
#5 ?
#6 ??

szopki na dworzu
#7 Watykan i plac świętego Piotra
#8 przy Koloseum
#9 przy Schodach Hiszpańskich


wystawa stu szopek
#10 jedyna szopka z Polski
#11 kartonowy tryptyk
#12 ceramika
#13
#14
#15 osły grające na skrzypcach? iiiha
#16 szopka recyclingowa był sobie przedmiot
#17 szydełko
#18 szydełko
#19 mój ulubieniec - części samochodowe
#20 folia spożywcza
#21 witraże
#22 juta
#23 pióra
#24 wełna
#25 liście kukurydzy
#26 drewno
#27 

kościoły
#28
#29
#30
#31
#32
#33
#34
#35
#36
#37
#38
#39
#40
#41
#42 muszelki
#43
#44
#45
#46
#47
#48
#49
#50
#51
#52
#53
#54
#55