Co napisać o miejscu, w którym było się już dwa razy po tygodniu, obfotografowało każdą tabliczkę na każdej przełęczy, każdy zakręt niemalże, zjadło wszystkie najbardziej aromatyczne paelle, najtłustsze churrosy, ponamaczało je w najsłodszej czekoladzie? Dlaczego w ogóle wracać w takie miejsce? I to nie drugi raz, a trzeci? Generalnie jest dla mnie dość niezrozumiałe, jak można chcieć wracać w miejsca, w których się już było, które się poznało, kiedy wszędzie tam, gdzieś, są nowe drogi, nowe zakręty, nowe podjazdy… Okolice Calpe / Benidormu / Alicante są jednak magiczne. Świetny asfalt, znikomy ruch samochodowy, kierowcy wyprzedzający kolarzy drugim pasem, a nie na zapałkę, potrafiący dzielnie jechać kilkaset metrów za wlokącym się pod górę 11 km/h cyklistą, dobre i lekkie rowery do wypożyczenia na każdym rogu, piękna pogoda, widoki, które nigdy się nie nudzą - góry, morze, natura, i tłumy, tłumy, tłumy braci i sióstr krwi - sylwetek mozolnie wspinających się i przepychających korbę noga za nogą tudzież pędzących w dół na złamanie karku, zależnie od aktualnej sytuacji i profilu trasy. Słowem - raj, i kiedy znajoma para zaczęła namawiać nas na wspólny wyjazd, no cóż - co było zrobić? Ja nie umiem odmawiać propozycjom, w których pojawia się słowo
rower. A miałam być asertywna w 2019...
 |
do Calpe przyjeżdżamy przede wszystkim poszukać formy - nic tak nie
ustawia dobrze sezonu, jak porządny trening w górach. Oczywiście
lepiej byłoby, żeby był trochę dłuższy (chociaż z perspektywy czasu
takiego siedmiodniowego wyjazdu to ja bym nie przeżyła, przydałyby się
też dni luźniejsze). My rozbijamy 7 dni na 3 i 4.
3 na Cyprze (o tym już było, gdzieś teren pofałdowany, ale przewyższenia
robimy dużo mniejsze) i 4 w Hiszpanii, gdzie już mamy do dyspozycji
górki z prawdziwego zdarzenia. |
 |
po raz pierwszy formy szukamy na Puig de la Llorenca. Tam jej nie ma!
Podjazd zaś jak był rok temu tak jest i teraz. Stoi i ma się dobrze, także
(niestety) te jego kawałki po 19% i 15% nachylenia. Odhaczamy
i zaraz zakładamy trzepotki (kurtki przeciwdeszczowe) i ochraniacze na
buty - w pierwszy dzień zostanie nam już tylko moknięcie i przeczekiwanie
najpierw deszczu w zamkniętej knajpie (znaczy z zamkniętą kuchnią,
na szczęście nie obowiązywało to na desery i jakieś dwie zapomniane
porcje klopsików, które szybko zmietliśmy z talerza), a potem burzy na
zadaszonym parkingu. W sobotę wpada marne 85 km. |
 |
na tym szczycie formy nie ma - ale może jest na innych? |
 |
no na tym nie... |
 |
i tutaj też jej nie ma |
 |
gdzie ona się mogła jeszcze schować, dumam, gdzie jej szukać |
 |
może w jaskini? nie |
 |
a może jednak? nie |
 |
na polach? nie |
 |
w kawiarni kolarskiej? nie |
 |
145 km niedzielnych nie przyniosło efektów. W poniedziałek mamy jeszcze więcej cierpliwości. Tak, tak, tych kilometrów dzisiaj będzie 163! |
 |
czuję, po prostu czuję, że to forma jest blisko, musi gdzieś tu być |
 |
[zdjęcie pozowane, nie zajumaliśmy pomarańczy z hiszpańskiego sadu] |
 |
odnaleziona! jest! była tutaj, cały czas, tylko pod pseudonimem |
 |
misja zrealizowana, we wtorek można już spokojniej i krócej, tym bardziej, że rowery musimy oddać wcześniej, bo o 17. A zachód słońca o 20.20, tyle zmarnowanego czasu! No dobra, nie tak dużo, musimy jeszcze się przebrać, spakować, zjeść jedyny tego dnia ciepły posiłek, dojechać do Benidormu, skąd o 19.45 zabiera nas autokar do Walencji, a stamtąd w środę przed 7 samolot do Krakowa. Uch, skomplikowana jest ta logistyka naszych wakacji. |
 |
cel na ten ostatni dzień to skromne (?) 108 km tak, żeby dobić do okrągłego pięciuset. Jak na cztery dni po górach, chyba całkiem nieźle. |
 |
szczególnie, że bynajmniej nie wszystkie podjazdy były gładkie i łatwe (no dobra, które podjazdy na dobrą sprawę były łatwe?) |
 |
bo czasem Piotrek znajdywał jakiś skrót przez góry... taki podjazd noname, killer, który spokojnie wygrywał ze wszystkimi przełęczami z tabliczką stromy, że trzeba wężykiem, od lewej do prawej, od prawej do lewej |
 |
a na górze wygląda się tak |
 |
18 dni jeżdżenia na jednej mapie: 7 w 2017, 7 w 2018, 4 w 2019 |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz