W ładny letni weekend właściwe pytanie nie zaczyna się od czy, a od dokąd. Tym razem odpowiedź brzmi czesko - Moravy przez Jeseniky i jak zwykle nie ma ziewania. Plan wyjazdu w czterech punktach.
Czwartek.
Czwartek zaczyna się wcześnie, a właściwie wcześniej niż wcześniej. Nasz pociąg do Wodzisławia Śląskiego odjeżdża już o 5:10. Budzimy się i wykonujemy te same mechaniczne ruchy, co już tyle razy - czajnik, herbata, jogurt, granola, łyżka, pasta, szczoteczka, koszulka, skarpetki, kask, winda, start Garmina i w drogę. Ulice są puściutkie, o tej godzinie jeszcze wszyscy śpią, nawet słońce i zielone światła na skrzyżowaniach - czerwona fala zamienia nasz dojazd na dworzec w jazdę wysoce interwałową, a przecież nie ma na to czasu, pociąg nie poczeka! Dojeżdżamy na Śląsk na dziewiątą i zaczynamy od próby obudzenia się drugim śniadaniem w cukierni na rynku, a potem - w drogę (znowu, ale tym razem już naprawdę)! Trasa wiedzie jak najszybciej do Czech, a potem na zachód. Jest dość ciepło, słonecznie, nie bardzo płasko, ale też nie bardzo górzyście. Wychodzi 147 kilometrów i 1200 metrów przewyższenia zanim dojedziemy do Jesenika - początkowo według planów bazy na dwa dni, ale prognoza pogody i zapowiadane opady deszczu w sobotę weryfikują plany. Zostaniemy tu na dwie noce.
 |
Warszawiacy przed piątą smacznie śpią
|
 |
większość (tych ładnych) zdjęć z trasy to szpalery drzew
|
 |
wielbię je bardzo i mogę w dowolnych ilościach
|
 |
krótkie wakacje, słońce, banan w kieszonce koszulki i na twarzy
|
 |
moja ulubiona ulica w Opavie
|
 |
"nie wiem co to, ale zrób mi z tym zdjęcie" #teammrówkojad
|
 |
złota godzina, piękne światło, ale też co za tym idzie niższa temperatura
|
 |
szybciej, szybciej, nie wlecz się tak, bo zimno
|
Piątek.Prognoza na piątek była świetna. Ba, jeszcze jak jedliśmy śniadanie, za oknem 14 stopni i deszcz w szyby, to Google twardo oznajmiał, że jest pełne słońce i 21... Padać przestało, chmury zostały, mało kresek na termometrze również, ale jak to mówią - nie ma złej pogody, są tylko złe ubrania, a my mamy te całkiem niezłe. Ruszamy, *ta* pętla sama się nie zrobi - 140 km, 3600 metrów w pionie i wszystko pięknie, tylko braku widoków żal, bo na obu najwyższych szczytach, na które się dzielnie wdrapywaliśmy, mgła i chmury.
 |
liczyłam na trochę bardziej niebieskie niebo
|
 |
i na jakąkolwiek widoczność na podjazdach
|
 |
Dlouhé stráně, stąd ponoć jest ładny widok, wygooglujemy sobie... albo i właściwie nie - https://maps.app.goo.gl/6xbphkvVj5ucoY8J7, mapy specjalnie pomocne tym razem nie są |
 |
chwilowe przejaśnienie - tam gdzieś jest nasz drugi duży cel, Praděd przynajmniej w tych okolicznościach nie straszy |
 |
chwilowe wypłaszczenie, bardzo chwilowe
|
 |
o i koniec, jakiś kolejny podjazd, tyle tego było tego dnia, że kto by to spamiętał
|
 |
fajne serpentyny, ale właściwie zbyt fajne, bo na kilku kilometrach minął nas jakiś milion motocykli. Lekko licząc. |
 |
ziuuum, ziuuuuuum, ziuuuuuuuuuum
|
 |
czekaliśmy na Pradědzie pół godziny i z kompletnej mgły na chwilę zrobiło się tak - na bezrybiu i rak ryba |
Sobota.Uciekając przed deszczem wracamy do formuły podróżniczej i jedziemy z Jesenika do Ołomuńca, tam ponoć ma padać dopiero wieczorem. Faktycznie jest pięknie, ciepło i sucho, raczymy się pagórkami, sączymy je niespiesznie, bo po piątku nogi ważą jakby ze dwa razy więcej. Z trasy wyszukujemy na komórce nocleg - znajdujemy "smart hotel", w którym meldujemy się bezkontaktowo, co lubię bardzo, bo wtedy nikt mi nie marudzi, że rowery nie mogą z nami do pokoju. A ja bez dobranoc, Mondziu, słodkich snów, to nie zasnę. Wpadają 103 kilometry / 1000 metrów, a do brzuszka smażony ser w bułce (już kiedyś tu byliśmy, już ten ser jedliśmy, to dla niego wracaliśmy).
 |
idealny błękit, idealna zieleń, idealny asfalt (trzy razy I)
|
 |
i jeszcze idealna modelka (cztery razy I)
|
 |
Branná, to wcale nie tak, że nie chciało mi się podjeżdżać, a oficjalnie no zobacz jak ładnie, nie można nie zrobić zdjęcia, ale faktem jest, że w miasteczku wciągnęliśmy po półtora kawałka ciasta i jest jakoś ciężej |
 |
tu również jest banan na twarzy, ale widać tylko tego w kieszonce
|
 |
tu kolejny szpaler
|
 |
i znowu modelka
|
 |
z kamerą wśród czeskich zwierząt ooo, z tym jegomościem mogłabym się dzisiaj ścigać, ale tylko z nim
|
Niedziela.
W ten długi weekend dni nieparzyste były ładne, parzyste brzydkie, niedziela była czwartym dniem, także ten... - nałapki (czyt. rękawki), nanóżki (czyt. nogawki), trzepotka (czyt. kurtka przeciwdeszczowa), ochraniacze na buty i już można ruszać, sakwy lżejsze. Olomounc - Wodzisław Śląski, 130 km / 1300 m, godzina zapasu, starczyło na ciastko w tej samej cukierni, co na otwarcie wycieczki - piękna klamra do pięknej pętli. Dobrze, że jutro do pracy i będzie można wreszcie odpocząć.
 |
szaro, buro, ale i tak jakoś przyjemnie
|
 |
skoro teraz jest tu ładnie, to przy niebieskim niebie musi być sztos. AI (z korporacyjnego Action Item, czyli zadanie do wykonania): zapisać współrzędne i wrócić przy lepszej pogodzie. |
 |
uśmiech się pojawia, gdy do obiadu blisko, bo wtem i o ten...
|
 |
...o o ten syr żeśmy walczyli z wiatrem, deszczem i podjazdami. O ten.
|
 |
jakiś pałac w jakimś mieście, żeby nie było, że ciągle ten asfalt i asfalt (albo ser i ser) |
 |
z wakacji pamiątki należy przywieźć, chociaż niewykluczone że nie wszystkie powyższe dobra dotrwały chociażby do Warszawy Centralnej... |