poniedziałek, 30 grudnia 2024

[Australia] niepotrzebne jest nam nic, tylko gumy metr i hyc!

Cześć, mam na imię Labi. 

Że niby #wallaby, chociaż nie jestem pewny, czy ja aby nie team #kangaroo. W każdym razie kicający, no tak. Aha, spieszę wyjaśnić, że ja wcale nie przejąłem bloga Natalii, ona mówi, że kontent rowerowy wróci, ale na razie liczę się tylko ja. Że miłość od pierwszego kicnięcia i na zabój. No. To chwilowo pomagam trochę, bo Natalia zajęta jest. Siedzi na laptopie i googluje - "domestic kangaroos", "kangury domowe legalnie", "pet kangaroo", "hodowla kangurów polska". Trochę mnie to martwi, bo mówiła, że mieszka w jakimś zimnym miejscu na planecie i że nie ma hektara buszu w ogródku, więc gdzie tam kicać? Ale nic. No, napisałem co miałem, teraz żegnam się z państwem, dużo zielonej trawki życzę i oby się wysoko kicało, c'ya.

sobota, 28 grudnia 2024

[Sutherland] czy Święty Mikołaj pływa na desce?

Niby Święty Mikołaj obsługuje cały glob, ale jednak z Laponii do Australii jest na tyle daleko, że po drodze pogubił prezenty! Część jeszcze przy przesiadce w Dubaju, a resztę już nad Pacyfikiem, zaraz po tym jak zmęczone renifery musiały awaryjnie lądować na Sri Lance, a Boże Narodzenie w Australii uratował zaprzęg kangurów. Uratował, ale nie dla wszystkich - mnie Mikołaj nie przyniósł nic poza ładnymi wspólnymi zdjęciami - tak się bowiem ciekawie zdarzyło, że wigilię spędzamy z kolegą z Warszawy, w którego peletonie w ciepłe letnie dni regularnie śmigamy do Góry Kalwarii. I ten kolega robi nam na pamiątkę kilka zdjęć. Dzięki!

fot. @___wheelman (czyli Kacper)
fot. @___wheelman (czyli Kacper)

czwartek, 26 grudnia 2024

[Góry Błękitne] jaki kraj, takie Zakopane

W wigilię wigilii nieopatrznie jedziemy w Góry Błękitne. Podobny plan ma zdaje się pięć milionów Sydnejczyków. Tak przynajmniej zgaduję po liczbie aut na drogach lub wolnych miejsc na parkingu pod Woolworthsem (lokalna sieć supermarketów). Potem czytam w internecie (a internet przecież wie wszystko i nie kłamie), że Australijczycy lubią święta spędzać w naturze i na dworzu - na plaży, grillu lub w samochodowej podróży. Szczęśliwie szlaków starczy dla każdego, jednak na wszelki wypadek uciekamy stamtąd po dwóch spacerach i jednej nocy. A Góry Błękitne okazują się być całkiem... zielone.

nagroda za wdrapanie się na punkt widokowy

Australijskie smakołyki bożonarodzeniowe (słodkie, niezdrowe, smaczne) testujemy po świętach. Od 26. grudnia przecenione 40% taniej. Dominują smaki przypraw korzennych, rodzynków, owoców suszonych - słowem nic odkrywczego.

podobnie jak w Nowej Zelandii wiele produktów ma ranking zdrowotności.
Pudding bożonarodzeniowy dostaje oszałamiające 2.5 na 5.

wtorek, 24 grudnia 2024

[Sydney] wąż, który połknął słonia

Ulice podsydnejskie (a kto wie, może i generalnie australijskie?) są blogoprzyjazne - wszystkie takie same, w związku z czym nie mam problemu z wybieraniem zdjęć. Mogę wziąć jakiekolwiek, byle nieporuszone, bez samochodów w kadrze i w ładnych kolorach, ot cała filozofia. Typowa droga wygląda tu tak:

Po lewej busz, po prawej busz, a środkiem asfalt płynie. Równie nudno (chociaż nieoczekiwanie) ma zmysł słuchu - w tym buszu za sprawą cykad jest nieprzyzwoicie głośno! Na drugiej jeździe byłam już przygotowana i na telefonie zainstalowałam aplikację do pomiaru decybeli. Maksymalnie widziałam 88, a normą było 60-80, w falach - raz ciszej, raz głośniej. To duże wartości - internet podaje 90 dla odgłosu kosiarki do trawy, 80-100 dla głośności filmu w kinie, normalna rozmowa to 60.

Czasami tylko na poboczu stoją dla złamania monotonii znaki drogowe - "uwaga kangur"czy "uwaga koala" (nic z tego, naobiecywali, naobiecywali, ale żaden kangur czy koala nie był łaskaw się pojawić).

"uwaga wąż, który połknął słonia" - i nie mogę tego odrobaczyć teraz!

Na koniec jeszcze kilka obrazków z samego miasta:

piątek, 20 grudnia 2024

[Nicea] brak trzeciej ręki

Nicea w grudniu nie pachnie mi ani słoną morską bryzą ani Nutellą, którą smaruje się naleśniki. W ogóle nie pamiętam z tej podróży żadnych zapachów, tylko kadry. Sztuczny bożonarodzeniowy śnieg na jak najprawdziwszych choinkach. Hotel Negresco w renowacji i mimo tego codzienne do niego wędrówki. Jajka na miękko i świeża chrupiąca (jak tylko Francuzi umieją) bagietka na śniadanie. Powolne sączenie kawoherbaty i gapienie się na uliczny ruch. Świąteczne drzewko, o którego kabel ciągle się ktoś potykał i inne drzewko udekorowane cukierkami, starannie przez nas wygrzebanymi. Zdjęcia, koniecznie poziomo, nigdy pionowo. Przypadkowo wybrana na postój pierwsza lepsza kawiarnia, w której ze zdjęć (ani pionowych, ani poziomych - kwadratowych) ze ściany patrzy na nas (na mnie? Taty Tadej nie interesuje) Tadej Pogačar (tak, *ten* Tadej). Knajpy i bary raczej zamknięte niż otwarte. Parada mikołajów i aniołków. Utrata taty na kilka minut, kiedy tylko ktoś (kelnerka, sprzedawca, pani gospodarz, pan z wypożyczalni rowerów, inni turyści) nieopatrznie (dla siebie i kilku następnych minut) wda się z nim w rozmowę po francusku. Klatkowinda jak na starych filmach. Dużo imigrantów przejmujących ulicę od chowających się od zimna w swoich mieszkaniach Francuzów. Croissanty z piekarni, która wygrała w 2020 mistrzostwa croissantów (gdzie składa się CV do jury takich mistrzostw? Mogę za darmo!). Nocna parada rowerzystów. Sen na wysokościach. Obserwowanie samolotów na promenadzie Anglików. Ederlezi i Aznavour uprzyjemniający i tak miły wieczór. Remontowany MAMAC (nicejska MOMA) i utyskiwanie na jego brzydotę zewnętrzną (w środku nie byliśmy, zamknięty do 2028) oraz skłonności ludzi do kopiowania nie swoich pomysłów.

sen na wysokościach - na polecenie pilota łóżko zjeżdża i zatrzymuje
się nad samym stolikiem
dyspensa na pionowe!

"A i tak największym hitem będzie zdjęcie z pomylonymi suwakami od bluzy". Tak.