Ulice podsydnejskie (a kto wie, może i generalnie australijskie?) są blogoprzyjazne - wszystkie takie same, w związku z czym nie mam problemu z wybieraniem zdjęć. Mogę wziąć jakiekolwiek, byle nieporuszone, bez samochodów w kadrze i w ładnych kolorach, ot cała filozofia. Typowa droga wygląda tu tak:
Po lewej busz, po prawej busz, a środkiem asfalt płynie. Równie nudno (chociaż nieoczekiwanie) ma zmysł słuchu - w tym buszu za sprawą cykad jest nieprzyzwoicie głośno! Na drugiej jeździe byłam już przygotowana i na telefonie zainstalowałam aplikację do pomiaru decybeli. Maksymalnie widziałam 88, a normą było 60-80, w falach - raz ciszej, raz głośniej. To duże wartości - internet podaje 90 dla odgłosu kosiarki do trawy, 80-100 dla głośności filmu w kinie, normalna rozmowa to 60.
Czasami tylko na poboczu stoją dla złamania monotonii znaki drogowe - "uwaga kangur"czy "uwaga koala" (nic z tego, naobiecywali, naobiecywali, ale żaden kangur czy koala nie był łaskaw się pojawić).
![]() |
"uwaga wąż, który połknął słonia" - i nie mogę tego odrobaczyć teraz! |
Na koniec jeszcze kilka obrazków z samego miasta:
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz