Byłam przygotowana na majorkańską wszechkolarskość tak dobrze jak tylko przygotowana być mogłam (trzy wcześniejsze wizyty), a jednak i tak mnie zaskoczyła i to już od pierwszej chwili w hotelu. Albo właściwie od drugiej - rowerowy garaż mnie nie zdziwił, to standard, ale jedna wizytówka wśród stosu darmowych map i folderów reklamujących jaskinie i parki rozrywki zwróciła moją uwagę. "Całodobowa medyczna pomoc kolarska"? No nieźle...
![]() |
w Polsce takich znaków (upraszających o niejeżdżenie parami) nie ma! |
![]() |
ozdoby zewnętrzne |
![]() |
ozdoby wewnętrzne - do zabrania do domu, tak zwane pamiątki tutaj: magnesy z kolarskimi podjazdami |
![]() |
inne pamiątki z akcentami rowerowymi |
![]() |
jeśli outlety, to nie Tommy'ego Hilfigera czy Hugo Bossa, tylko kolarskiego Assosa (chociaż przykład akurat baaaardzo marny, bo Boss był popełnił colab z rzeczonym Assosem! Dość brzydki zresztą) |
![]() |
gdzie się nie obejrzeć rowery. Rowery, rowery, wincyj rowerów! |
![]() |
kolarskie knajpki... Tęcza na filiżance nawiązuje oczywiście do barw mistrza świata, a drewno, niebieska i czerwona linia to jak na welodromie. |
![]() |
w karcie nadal można zjeść słodką Marianne Vos czy zielonego Fabiana Cancellarę. Tutaj widać jak szalała na Majorce inflacja - przez ostatnie dwa lata tosty podrożały o dziesięć centów... |
![]() |
wiadomo, że najlepsze selfiki robi się w łazience, czyli lustro, którego nie wiedziałam, że potrzebuję! |
![]() |
w kultowych miejscówkach fotografowie nadal stoją ze świetnym sprzętem, zdjęcie w najwyższej rozdzielczości nadal kosztuje trochę powyżej sześciu euro |