Rozpędzony peleton kilometr przed metą jest jak wataha wilków. Oczu kolarzy nie widzę, skrywają je ciemne okulary, ale mimika, sylwetka, napięte mięśnie dobitnie mówią, że są gotowi do skoku, do ataku, do ostatniego wystrzału nadludzkiej energii... Nawet powietrze pachnie inaczej - zapachem krwi, walki, adrenaliny. A potem pstryk, i już, i ich nie ma, przejechali, opada kurz... Zaraz druga grupa i trzecia, mniej agresywnie, choć niedużo wolniej, bo dalej na tyle szybko, że zanim oko zarejestruje Kwiatka, a mózg zrozumie, że ta jego wyciągnięta ręka to chce się pozbyć bidonu, to bidon jest już u kibica metr dalej...
 |
ooooo, o tak blisko było, o! |
 |
noga Valverde - jak na Mistrza Świata przystało Alejandro jest szybki,
szybszy nawet od mojego palca próbującego zrobić mu zdjęcie!
No dobra, żartuję, kolarze jechali tak szybko, że nie da się w czasie
rzeczywistym odróżnić tęczowej koszulki od jakiejkolwiek innej... |
 |
Sagan to nie jest, ale gościu jedzie na fajnym rowerze (S-Works
reklamowany jest jako najszybszy rower wyścigowy, jaki kiedykolwiek skonstruowaliśmy), to i fotka się należy. |
 |
Nairo Quintana |
Jeden z zarazem bardziej rowerowych i bardziej nierowerowych weekendów w tym roku spędzamy w Brukseli, skąd startuje 106., ale podwójnie jubileuszowa edycja Tour de France. Świętuje się setną rocznicę żółtej koszulki (fr. maillot jaune) - przypomnę, żółtej od żółtych stron gazety L'Auto, która organizowała pierwsze Toury - a także pięćdziesięciolecie pierwszej wygranej w Wielkiej Pętli największego kolarza wszech czasów, notabene Belga - Kanibala, Eddy'ego Merckxa. My przy tej okazji chcemy przekonać się, jak wygląda wyścig z perspektywy kibica i czy to prawda, że miejscowych ogarnia żółta gorączka. Początkowo planujemy wypożyczyć rowery i pojeździć po okolicy, ale szybko okazuje się, że wypożyczalnie albo zamykają się na niedzielę, albo zamykają się w ogóle na Tour de France, bo pomagają logistycznie w organizacji (ewentualnie jest to ich ładnie brzmiąca wymówka), albo nie mają na stanie szos - po co, w Belgii każdy ma ich po trzy w domu...
W Belgii startują trzy etapy, z tego dwa (weekendowe) i zaczynają się, i kończą w Brukseli. Sobota to najzwyklejszy odcinek pod słońcem - płasko, długo, nudno, typowo pod sprinterów. Po godzinie stania peleton zrobi jedno ziuuuuum, i tyle ich widzieli. W niedzielę jest za to drużynowa czasówka, której kibicuje się wdzięczniej - ośmiu kolarzy robi ziuuuuuum co pięć minut, i tak przez ponad dwie godziny, emocje są większe.
 |
w TTT Ineos jedzie jako pierwszy zespół z racji najgorszej sumy miejsc
po Grand Depart. Kwiato to ten z prawej. Chłopaki pojadą świetnie
i będą prowadzić prawie cały etap. Prawie... wyprzedzi ich tylko
ostatnia startująca drużyna, Lotto Jumbo. |
 |
CCC - polski zespół w wielkiej lidze!
Szkoda tylko, że Polak jedzie jeden - jest to Łukasz Wiśniowski.
Tu zmianę daje Greg Van Avermaet, cały w grochy. |
 |
nasz przepis na czasówkę? Pójść zobaczyć Ineos koło startu, polecieć na
kolejny fragment 2-3 km dalej, kiedy oni mają do zrobienia 15 km pętlę,
zdążyć o włos, zobaczyć Kwiatka drugi raz, a potem iść cztery minuty -
stawać na zdjęcie - iść cztery minuty - stawać na zdjęcie... |
 |
w maillot jaune jechał i w niej wygrał również drugi etap Mike Teunissen.
Pokonanie 27.6 km zajęło tym kolarzom 28 minut 58 sekund, co daje
niebotyczną średnią 57.17 km/h. Dla porównania - ja jestem *bardzo*
szczęśliwa, kiedy udaje mi się przez krótki okres utrzymać za kołem
chłopaków prędkość powyżej 40 kph... |
Całe miasto ewidentnie żyje Wielkim Wyścigiem. Kibiców jest dużo - w Brukseli w weekend trasa oblężona cała - blisko startu ludzi kilka rzędów, na czasówce trochę dalej od centrum bez problemu można w dowolnym miejscu podejść i znaleźć dla siebie kawałek przestrzeni. Widać, że niektórzy zrobili sobie na to święto kolarstwa piknik - porozstawiane leżaki, rozłożone stoły, w dłoniach piwo lub lemoniada, w pudełkach jedzenie, dzieci biegają, jeżdżą na rowerkach, hulajnogach, na zamkniętych torach tramwajowych rozstawiano siatkę do siatkówki...
 |
żeby zobaczyć peleton 1.2 km od mety (i prawie dostać bidon od Kwiatka)
w pierwszym rzędzie, przy trasie stanęliśmy prawie godzinę przed
przyjazdem kolarzy - bo wszędzie było już gęsto... |
 |
przykładowy kibic czekający na swoje drugie w ten weekend ziuuuum |
 |
dwie godziny przed peletonem trasą jedzie parada sponsorska (to pewnie
też jeden z powodów, dla których kibice ustawiają się tak wcześnie).
Jadą platformy, momentami dość ekscentryczne, jak ta z koszykiem
piknikowym Leclerca, a hostessy rozrzucają fanty - i jak breloczki z
żółtą koszulką, magnesy pod TdF, komiks okolicznościowy, małe
opakowania ciasteczek, koszulki, czapeczki to ja rozumiem, tak paczka
trzech zwykłych długopisów Bica tudzież jednorazowa saszetka
z keczupem to trochę przegięcie. |
 |
rozpoczęło się! Wybuch żółtego konfetti przegapiłam, bo akurat odwróciłam
się od sceny <facepalm> |
 |
scena główna i prezentacja kolarzy - ktoś z sokolim wzrokiem dostrzeże
Sagana - na początku sceny z lewej - witającego się z kibicami. Zbyt
rozmowny nie był - obiecał, że powalczy. I - powalczył. Na pierwszym
etapie zajął drugie miejsce, i od razu założył zieloną koszulkę, której
nie zdjął przynajmniej do ósmego etapu, kiedy kończę pisać ten post. |
 |
powiększenie dla nieposiadających sokolego wzroku |
 |
miasteczko kibica - tu można obłowić się w kolejną porcję fantów,
coś zjeść, pokibicować, pojeździć na rowerze stacjonarnym (czy to na
organizowanych na świeżym powietrzu zajęciach spinningowych z
widokiem na wysiłek kolarzy z TdF, czy to akacjach charytatywnych
pod hasłem "dwie minuty kręcenia pod górę i cegiełka do cegiełki zbieramy
na dobry cel" - z tych krótkich interwałów schodzimy bez tchu). Są też
wyścigi na symulatorach - cztery rowery single speed (bez przerzutek)
połączone z makietą - torem, po którym poruszają się figurki kolarzy.
Dwa razy wygrałam z Piotrkiem! Złośliwi mogliby powiedzieć, że jego
postać miała do pokonania dłuższą drogę, ale ja wiem swoje! W innej
grze, w której rzucało się piłeczki do dziurek i zbierało punkty, Piotrek
wygrał swoją turę i dostał kupon na 10 euro do belgijskiego Lotto.
Niestety, słabe liczby wylosowali i nasz kupon wart jest 4.95 euro -
chyba nie opłaca się jechać go zrealizować? |
 |
ja jechałam na żółtym, Piotrek na niebieskim i wiecie co? Tę turę
wygrał ŻÓŁTY! |
 |
niektórzy się męczą, niektórzy relaksują |
 |
na każdym rogu Brukseli sklep z pamiątkami, z nami wrócił bidon i dwie
koszulki |
 |
oczywiście można wyposażyć się również w koszulki teamowe.
z ciekawostek - w swojej naiwności spodziewałam się, że na Sky (to ta
drużyna, w której jeździł Kwiatek i której już nie ma) będzie promocja...
Było dokładnie odwrotnie - okazały się najdroższe w całym sklepowym
peletonie. Już białe kruki? Nie za wcześnie? |
 |
meta - kiedy się do niej dopchaliśmy, wszyscy kolarze już od godziny
leżeli na stole pod czujnym dotykiem masażysty...
Mimo że do pokonania mieliśmy tylko 1.2 km i pierwsza połowa poszła
sprawnie, to druga była mordęga. Wyobrażam sobie, że tak wyglądają
Krupówki albo Monciak, ale nie wiem (to się wypowiem), bo unikam
takich miejsc. |
 |
na tyle było już po ptakach, że podium dosłownie rozmontowywano na
naszych oczach... |
Zaczęłam od końca sobotniego etapu, to skończę na jego początku. Bo tutaj również widzieliśmy Kwiatka, chociaż zorientowałam się dopiero, przeglądając zdjęcia na komputerze... mimo że ich prędkość była dużo niższa - to wąski fragment po honorowym starcie - zaraz dopiero dojadą na ten prawdziwy i rozpocznie się wielkie ściganie. Allez allez!
 |
nie trafiliśmy, po której stronie drogi stanąć! |
 |
początek etapu to dobry czas na pogaduchy |
 |
za kolarzami samochody techniczne - przez parę minut minęło nas tu
dobre kilka milionów euro |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz