środa, 1 listopada 2017

[Benidorm] 92% Mount Everestu!

Wycieczka czwarta

Rest day! Wyczekany, upragniony dzień odpoczynku, nie że nicnierobienia, ale żeby podjazdów mniej, może dłuższy dystans, ale po płaskim, co Piotrek, zaplanujesz coś? Jasne, jasne, nic się nie martw, będzie pani zadowolona! Zaczynamy skromnie od pokręcenia się po Benidormie. To zaskakujące miasto - nieduże (69 tysięcy mieszkańców), a wysokie - pełne wieżowców i wysokich budynków, według Wikipedii to miasto z największą liczbą wysokich budynków (po prawdzie to nie wiem, ile pięter ma w tej definicji wysoki budynek) per capita na świecie! Wjeżdżamy też na podmiejski punkt widokowy (200 m npm):
najlepsze zdjęcie z wyjazdu, credits: Mąż (!gracias!)
Przy okazji taka perełka z Benidormu:
i od razu człowiek czuje się jak w domu!
Potem jedziemy do Alicante. Plan zakładał, że dotrzemy tam w miarę szybko, zjemy obiad i pozwiedzamy. Wyszło inaczej - jechaliśmy długo (w końcu dużo pod górę), po drodze napatoczyła się fabryka czekolady z przyfabrycznym sklepem, co skazało nas automatycznie na długą przerwę i bycie o kilka pralinek cięższymi, a pod Alicante wszystkie restauracje miały sjestę i trochę nam zajęło znalezienie czynnej stacji dowęglowodanującej! Zwiedzanie miasta odłożone na bliżej nieokreśloną przyszłość, ale 86 km i 1170 m dopisało się do statystyk. Relive: https://www.relive.cc/view/e1025975115 i kilka widoczków z trasy:
co mogliśmy zrobić? musieliśmy się zatrzymać!
po 4 na głowę; te z piwem i szampanem zostały na wieczór
widoczek 1
widoczek 2
widoczek 3
widoczek 4
montaditos (kanapki) na późny lunch w jednym z nielicznych niezamkniętych
na sjestę lokali


Wycieczka piąta

Naodpoczywali się we wtorek, to w środę jadą dalej. Na pierwszy ogień Port de Tudons - dziesięciokilometrowy uczciwy, jednorodny podjazd na 1025 metrów. Co kilometr elegancka tabliczka, jakie będzie następne tysiąc metrów (średnie/maksymalne nachylenie).
maksymalnie 9%, średnio 6.5%
jedziemy sobie
dojechaliśmy
zupełnie nieudany lunch, przyznaję, mea culpa.
wybrałam jakieś dziwne miejsce, a potem zamówiłam kurczaka i świnkę;
pani się trzy razy dopytywała, czy tylko to, czy nie chcemy jeszcze chleba,
ale myślałam, że chodzi o przystawkę; spodziewałam się, że i kurczak
i wieprzowina będą z czymś - frytkami, sałatką. Kotleciki były dwa, zupełnie
bez niczego; kurczak przynajmniej był pięknie skomponowany z czosnkiem
Następny punkt to Confrides: zjeżdżamy na 660, żeby za chwilę z powrotem wjeżdżać na 960. Na górze wieje, szaro, żadnej tabliczki czy punktu widokowego, więc jedziemy dalej.
widok z drogi na Confrides
I właściwie mieliśmy wracać... ale że do zachodu słońca dwie godziny, a nam do hotelu zostało tylko 25 kilometrów i to 800 metrów w dół, trzeba było trochę podrasować plan i dodać podjazd - no to siup, tu jest jakaś boczna dróżka, zobacz, 400 metrów w 3 kilometry! Mamy to? Mamy! To do hotelu, por favor.
to już ostatnia góra [dzisiaj], obiecuję!
Relive: https://www.relive.cc/view/e1026446293. Dziś: 90 / 2202. Total: 437 / 8128.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz