W sobotę rano wstajemy i z przyzwyczajenia szykujemy się na rowery - koszulka, pampersy, buty wpinki, izotonik - a nie, przecież dzisiaj już nigdzie nie pedałujemy! Jedziemy autobusem do Walencji i mamy w planach cały dzień zwiedzania. Zaczynamy od stadionu Valencii CF (aktualnie 2. miejsce w La Lidze) - trafiamy akurat na przedmeczową gorączkę. Jesteśmy dwie godziny przed meczem - pełno stoisk z szalikami, kibiców poubieranych w ukochane barwy, do gry szykuje się orkiestra, wszyscy czekają na przyjazd autobusu z piłkarzami. Wreszcie są - grany jest hymn (?), ludzie krzyczą, klaszczą, śpiewają, wiwatują, gwiżdżą (też, niestety, na piłkarzy przeciwników).
 |
szalik negatywny #antimadridista |
Kontynuujemy spacer - idziemy do najbardziej rozpoznawalnych budowli w mieście. Na Starym Mieście lądujemy dopiero, gdy się ściemnia, dlatego na blogu nie będzie spektakularnych (ani właściwie żadnych) zdjęć stamtąd (na wyjazd nie wzięliśmy aparatu; na rowerach liczy się każdy gram, a telefon robi wystarczająco dobre fotki w ciągu dnia. Nocą idzie mu gorzej).
 |
miasteczko sztuki i nauki |
 |
idealne miejsce na dłuższą sesję zdjęciową |
 |
trzeba wykorzystać grę światła i wody |
I kilka flagowych atrakcji obieżysmakowych - w końcu to też blog o jedzeniu:
 |
paella - "when in Valencia, do as the Valencians do" paella valenciana to taka bez owoców morza - z kurczakiem, zającem i warzywami, musieliśmy spróbować |
 |
horchata con fartons - lokalny odpowiednik churrosów z czekoladą; fartony przypominają w smaku paluchy podkarpackie z Lubaszki :-) horchata to takie ryżowe mleko oczywiście maczamy jedno w drugim, ale płyn ma konsystencję mleka, nie roztopionej czekolady, więc nie osiada na ciachu tak ładnie jak choco |
 |
jedna z ciekawszych knajp spotkanych w Walencji: bar z płatkami. Płatków jest 100 rodzajów, mleka 17 (bez laktozy, sojowe, waniliowe to pewnie tylko początek listy opcji). Duża miska kosztuje ze 4 euro. |
 |
"oni wszyscy w tej kolejce naprawdę stoją po płatki?!" Tak. |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz