Tytuł to dość przekorne połączenie dwóch żebysiów: jem, żeby jeździć i jeżdżę, żeby jeść. Faktycznie, kiedy myślę o idealnych wakacjach czy nawet krótkim weekendzie, to widać w nim pewien schemat: wstaję - jem dużo - jadę - jem mało - jadę - jem dużo - jadę - jem mało - jadę - jem dużo - śpię. I powtarzam. I wtedy jestem szczęśliwa. W miniony weekend schemat był w użyciu, chociaż pojawił się w nim nowy element: kilkugodzinne wpisywanie cyferek i literek w kwadraciki na pełnej koncentracji, czyli finał Mistrzostw Polski w Łamigłówkach, tradycyjnie organizowany przed Fundację Sfinks, tradycyjnie już w Pałacu Domaniowskim nad zalewem o tej właśnie nazwie (okolice Radomia). Plan zakładał w sobotę luźny przejazd w tamtą stronę rowerem, nocleg, łamigłówki (w przypadku N., objazd okolicy u P.) i żwawszy już powrót w niedzielę po południu. I całkiem nieźle został zrealizowany, chociaż po cichu marzyła mi się w sobotę pierwsza dwusetka, ale okoliczności nie sprzyjały - po pierwsze obrzydliwy wiatr w twarz (o jak ja się stresowałam, czy ten wiatr się przez noc zmieni czy nie, na szczęście został taki sam, w związku z czym powrót był jedną długą przyjemnością). Po drugie - skoro wyjeżdżaliśmy przez Wilanów, to pomyślałam, że możemy zahaczyć o Medicover i zrobię dawno odkładane badania krwi, bo w tygodniu, na czczo, ciężej znaleźć na to czas. Potem odbyło się jeszcze śniadanie i zanim wyjechaliśmy zrobiła się 11.30. Późno. Ograniczyliśmy trasę do 140 kilometrów, nie wyrzucając z planów odwiedzenia Ursynowa.
 |
jak śniadanie w Wilanowie, to po królewsku! |
 |
Warka. Pierwszy przystanek na "jem dużo", wersja
mazowiecka, czyli jabłkowa.
Pierogi z cynamonem i jabłkami. |
 |
Kaczka z jabłkami. |
 |
Kurczak nadziewany jabłkami. |
 |
Trasa, wyjątkowo bez jabłoni. |
 |
tutaj przypomniała nam się niezależnie historia kolegi, który w studenckich
czasach został zaczepiony na jednym z wyjazdów przez grupę
umiarkowanie ciepło nastawionych kibiców, którzy koniecznie chcieli się
dowiedzieć skąd jest. Odpowiedział, że z Ursynowa, na co oni:
dobrze, że nie z Warszawy, Warszawiaków nie lubimy. |
 |
w większości nasza trasa prowadziła asfaltem, ale że w niedzielę
ścigano się na Paris - Roubaix, takie zdjęcie musiało być |
 |
u celu, z dużym zapasem do zachodu słońca (czyli mogliśmy zrobić
dodatkowe 30 km, a niech to!) |
Słówko o łamigłówkach. Same zawody wyglądają jak konkursy za starych dawnych czasów - te same emocje, te same piórniki pełne ołówków i kolorowych długopisów. Pięć rund różnej długości, pomiędzy dziesięciominutowe przerwy. Instrukcje do zadań można przeczytać tu. Moje wyniki:
Runda 1 - [zadania: Skyscrapers, Slitherlink, Masyu, Battleships, Kakuro] - 20 minut, 5/10 zadań, 89/333 punktów
Runda 2 - [zadania: Domino, Spiral Galaxies, ABC-Box, Thermometers, Kakuro, Suguru, ABC-Division] - 60 minut, 5/14 zadań, 388/1000 punktów
Runda 3 - [zadania: Numberlink, Easy as ABC, Tapa, Masyu, Four Winds, Star Battle, Different Neighbours, Hitori] - 36 minut, 10/20 zadań, 234/600 punktów
Runda 4 - [zadania: Battleships, Calcudoku, Nurikabe, Slitherlink, Kakuro, Skyscrapers, Tic-Tac-Toe Logic, Hashi] - 60 minut, 9/20 zadań, 479/1000 punktów
Runda 5 - [zadania: Akari, Yajilin, Magic Summer, Filomino, Pentatouch, Pentominous] -18 minut, 2/10 zadań, 93/333 punktów
Razem 1283 punkty i 21 miejsce (na około 40 finalistów wyłonionych w internetowych eliminacjach). Dla porównania rok temu zdobyłam 959 punktów i dopiero 35. miejsce. Co będzie za rok?
 |
piszemy |
 |
napisałam, czas do domu! |
 |
kolejna odsłona jabłek, znowu w Warce. Jabłecznik. |
Czytelnik mógłby zapytać, dlaczego Piotrek nie startował - istotnie nie próbował się nawet dostać do finału, zignorował eliminacje. Oficjalnie mówi, że takie zawody są bez sensu, bo trzeba wyćwiczyć proste schematy i być szybkim, a myślenia w tym nie ma. Ja jednak obstawiam, że po prostu nie chce okazać się gorszym od swojej lepszej połówki i móc mówić
ba, gdybym wystartował, to bym.... No i dzięki wolnemu niedzielnemu porankowi, jako pierwszy z naszej pary trzasnął 200 km. Dokładniej 227 km.