poniedziałek, 24 czerwca 2019

[Turcja] (nie?) zostać baklavoholikiem

Ostrzegam, to będzie długi post, bo jedzenie tureckie jest boskie!
śniadanie - najważniejszy posiłek dnia - trzeba celebrować, szczególnie
jeżeli towarzyszą mu okoliczności przyrody jak na zdjęciu i drugie
szczególnie, jeżeli jest tak znakomite, jak w Kapadocji (i Turcji w ogóle),
czyli wytrawne i różnorodne. Pełne aromatu pomidory, ogórki,
bułeczki z różnymi nadzieniami, sery owcze, kozie, krowie, oliwki...
...a także gözleme, czyli placko-naleśniki z nadzieniem
(najbardziej popularne serowo-szpinakowe) lub bez. W naszym hoteliku
podawane z syropem winogronowym.
W tle herbata - czarną piją wszyscy na zakończenie posiłku.
pide - tutejsza pizza, zawsze o kształcie kropli
tak tak, przechodzimy do dań głównych. W Kapadocji (i pewnie Turcji
bardziej kontynentalnej) króluje mięso, na wybrzeżu dużo ryb.
Tutaj klasyczne danie ryż plus grillowane mięso.
kebab, czyli po turecku grillowane mięso właśnie
od lewej:
köfte - kotleciki z mięsa mielonego
sigara boregi - pałeczki z ciasta filo z nadzieniem z sera feta
hummus
tureckie ravioli, małe uszka z nadzieniem mięsnym, polane jogurtem
desery! Wreszcie! Cevizli Sucuk - przekąska pochodząca z Gruzji, ale
popularna i w Turcji. Orzechy włoskie wiązane nićmi gotowane są
w soku z winogron. Pychotki!
baklaviarnia
cel na Turcję był prosty - nie zostać baklavoholikiem, nie zostać
baklavoholikiem, nie zostać baklavo... przepraszam, jeszcze jeden
kawałek z pistacjami, o o ten, mogę prosić?
i obowiązkowo coś na wynos do domu, żeby jeszcze w Warszawie
mieć czym osłodzić sobie życie...
kiedy künefe będzie już tylko radosnym wspomnieniem...
Co to künefe? Ciasto serowe - nadzienie tradycyjnie robi się z owczego
nabulsi, skorupkę z cienkich długich wstążek makaronowych, a wierzch
posypuje się siekanymi orzechami pistacjowymi. Mmmmmmm...
a oprócz tego co powyżej, jak ktoś zgłodnieje, jedzenie zawsze jest
w zasięgu ręki - na ulicy budek, wózków z przekąskami jest co nie miara
budki sprzedają obwarzanki, mule, kasztany, kukurydzę, popcorn, lody
są też pieczone ziemniaki - kumpiry
jest też wszystko inne!

[Stambuł] europejsko-azjatycki tygiel

Stambuł w kilku słowach? Kolorowy, żywy, głośny, aromatyczny, tłoczny, wibrujący. Mrowie ludzi, każdy podąża w innym tempie i w swoim kierunku. Turyści niespiesznie przechadzający się od stoiska z kaszmirowymi szalami do następnego sklepiku z magnesami z Kapadocji, trzy za dziesięć lirów, best price for you, my friend. Restauratorzy nawołujący do odwiedzenia ich knajpek albo chociaż zajrzenia do menu. Mobilni sprzedawcy z zimną butelkowaną wodą czy chusteczkami. Lokalni chłopcy ciągnący gigantyczne jutowe worki wypełnione kartonami i plastikowymi butelkami. Wszędobylski zapach dobrego jedzenia - wózki pełne obwarzanków, pieczonych kasztanów, kukurydzy, muli, świeżo wyciskanych soków. Budki z ziemniakami, waflami, plackami. Nieliczni rowerzyści lawirujący między samochodami nieustannie stojącymi w korku. Żółte taksówki, dostawczaki, autokary pełne przyjezdnych niezwalniające przed pasami czy pieszymi, ale jakoś tak zgrabnie zjeżdżające na inny pas, że i oni przejadą, i oni przejdą. Baklaviarnie z wystawami uginającymi się pod piramidami ciasta filo, wypełnionego orzechami, pistacjami i ociekającego miodem. Leżący w poprzek ulicy duży pies. Śpiew muezina wzywającego do modlitwy. Syrena statku wpływającego do portu. Kopuły meczetów i minarety. Sklepy z dywanami, lampami, rachatłukum. Pałac sułtana z niebieskimi mozaikami, złoty tron, ogrody. Miasto, które nie zasypia nigdy. Migawki.
meczet zza kukurydzy
uliczne jedzenie i minarety - dwa bardzo charakterystyczne znaki
rozpoznawcze Stambułu
kopuły Ayasofyi
Ayasofya.
Trochę rozczarowująca. Za Wikipedią uważana jest za
najwspanialszy obiekt architektury i budownictwa pierwszego tysiąclecia
naszej ery. I oczywiście nie jest brzydka - co to, to nie, nie zrozumcie mnie
źle! Oczekiwania jednak miałam gigantyczne. Jakoś mi się wydawało, że
Hagia Sophia to jest cud nad cuda; a cóż, to jest po prostu bardzo ładny
kościół przerobiony na meczet. Może moja opinia byłaby mniej surowa,
gdyby nie rusztowania zasłaniające połowę wnętrza. Może.
meczet nad cieśniną - modlisz się w Europie, ale przez okna widzisz Azję
słoń duszący lwa na mozaice z VI wieku
kolumna w podziemnej cysternie
zobaczyć sułtański przepych
niebieski vs niebieski
sułtańskiego przepychu ciąg dalszy
pałac sułtana tak inny niż nasze europejskie pałace i zamki...
Cztery dziedzińce, w kolejne wchodzi się niczym w kręgi piekła.
Budowle niskie, praktycznie jedno-, dwupiętrowe, niepołączone, bo
przecież ciepło i nie pada, więc można wyjść na dwór.
Dużo ogrodów, dużo pawilonów, oprawa podwójnie przepyszna -
i piękna, i kosztowna (złoto, szlachetne kamienie, perły). 

niedziela, 23 czerwca 2019

[Stambuł] kocie życie to nie jest pieskie życie

Z dedykacją dla wiernych izabelińskich czytelników.

W Kapadocji poznaliśmy tureckie psy. Napisałabym: bezpańskie, ale na to stanowczo zbyt zadbane - ostrzyżone, oczipowane, grzeczne, więc napiszę: biegające samopas w ilościach znacznie przewyższających europejskie normy. Nie szczekają, nie gryzą, nie są agresywne, po prostu łakną towarzystwa. Gdy znajdą swojego wędrowca lub rowerzystę, podłączają się i idą/biegną obok przez wiele kilometrów. Czasem coś zapachnie i sprawdzą, co dzieje się pod kamieniem czy krzakiem, ale zaraz lojalnie wracają do nowo zapoznanych człowieków. Początkowo się trochę stresowaliśmy, bo jednak są to duże psy, ale taki już tutejszy klimat i trzeba się przyzwyczaić, że na randki tylko z psią przyzwoitką. W Stambule, mimo że to największe europejskie miasto, sytuacja podobna - zwierzak przy zwierzaku, to jeden robi zdechłego psa na środku chodnika (a co, że niby nie można tu leżeć?), to jakiś biegnie wzdłuż autostrady po wewnętrznej stronie barierki (jak on się tu dostał?).
nasz kilkukilometrowy kumpel na jednej z Wysp Książęcych
W Stambule jednak konkurencja o ludzką uwagę większa, bo miasto opanowane jest głównie przez koty - szare, białe, czarne, w ciapki, łaciate, małe i dorosłe. Trochę ujęć poniżej.
Kotopatra
czarne końcówki
zahipnotyzuję cię, a ty mi dasz rybkę albo mleczka, deal?
ledwo zdążyłam kota sfotografować, a zajęła się nim Japonka - sięgnęła
do plecaka i wyjęła garść kocich chrupek. Serio, ludzie, zwiedzacie
z kocimi chrupkami w torebce?
rudzielec
ciekawostka - stambulskie wybrzeże pełne domków dla kotów! Jeden
co dwieście-czterysta metrów. Widać, że zamieszkałe i widać, że
ludzie próbują się o koty troszczyć, ale często robią to nieumiejętnie - w
jednym lokum leżał tost z serem, pyszności, koty przecież zazwyczaj
wcinają taką kanapkę na śniadanie...
trzysta metrów dalej
Na koniec bonus - bo psy i koty w Warszawie też się zdarzają, ale konie?! Te spotkaliśmy na Wyspach Książęcych, gdzie największą lokalną atrakcją jest przejazd dorożką, a że Turcy lubią hurtowo(*), to koni jest dostatek, i te, które akurat nie pracują, muszą coś ze sobą zrobić - a przecież koń też człowiek, i dlaczego nie miałby się akurat przespacerować?
wykadrowałam jak umiałam, więc nie widać, że po drugiej stronie ulicy,
pod innym drzewem stoją sobie dwa inne konie...
(*) Balony w Kapadocji? Pewnie, wszyscy, codziennie, 150 sztuk na niebie naliczyłam... Kumpir (pieczony ziemniak) w budce na szybko? Pewnie, dwanaście budek jedna przy drugiej... Sklep z lampami? Pewnie, cała uliczka sklepów z lampami... Przejazd dorożką na Wyspach Książęcych? Pewnie, jedna za drugą za trzecią, i następna, następna, następna...

środa, 19 czerwca 2019

[Kapadocja] dzbanki na wierzbie czy balony na sośnie

Po co w ogóle do Turcji i to do tego w ciepłym czerwcu? Wracamy do starych pasji i próbujemy sił w mikstowych brydżowych Mistrzostwach Europy. Gramy od wtorku do (oby) piątku, ewentualnie środy, jeżeli nie pójdzie nam najlepiej [edit: nie poszło nam najlepiej, w ramach bonusu dodatkowe dni zwiedzania]. Do dyspozycji dwa weekendy - w drugi zobaczymy Stambuł, na pierwszy ogień poszła zaś Kapadocja, do której przylecieliśmy w sobotę o ósmej rano, a wylecieliśmy w poniedziałek o dwudziestej. Na dwa dni wypożyczyliśmy rowery mtb, w trzeci spacerujemy. Co zobaczyliśmy? Przede wszystkim skały. W najrozmaitszych formach, rozmiarach, funkcjach, porach, z góry, z dołu, z boku.
wprawdzie ja z tych, co deser na końcu, a nie że zaczynają od ciasta, ale
wyjątkowo na pierwszy ogień najbardziej czadowe ujęcie wyjazdu, czyli
kapadodzki klasyk - wschód słońca i balony.
Złożyłam podanie do Jaśnie Świecącego nam, czy by nie mógł obudzić się
w niedzielę trochę później niż o 5 rano (w końcu poprzedniej nocy dużo
nie spaliśmy), ale podanie zostało rozpatrzone odmownie...
A balonów multum. Ja naliczyłam 150. W każdym 10-20 osób, każda
zapłaciła 150-200 dolarów, i tak dzień w dzień, niezły biznes!
skalne domy, inne skalne domy, jeszcze inne skalne domy, dużo
dużo skalnych domów
są też skalne kościoły - byliśmy w kilku. Niektóre w ramach muzeum
na świeżym powietrzu pełne turystów, że noga za nogą w kolejce, ale
byliśmy też w kilku dużo mniej popularnych, że sami na własną rękę
eksplorowaliśmy kolejne pomieszczenia; raz z latarką, bo i miejscami były
totalne ciemności, w trochę trudniejszych warunkach - bo schody,
bo przecisnąć się, bo ciasny tunel i trzeba kilkanaście metrów w przykucu
- tak najlepiej!
skalny duży duży dom, czyli zamek
inne skalne budynki mieszkalne
skalne obeliski
skalne grubsze obeliski
skalne groty strzał (?)
skał było tak dużo, że czego by człowiek nie wymyślił, to znalazł skałę
o takim kształcie - widzieliśmy skalnego wielbłąda i skalnego zająca,
i dużo innych skalnych zwierzątek czy form
Unesco! Jednym z z punktów słynnej listy są zabytki sztuki naskalnej
w otoczeniu wyżłobionego przez erozję krajobrazu, tutaj Paşabağı.
skały można też podziwiać z góry
albo oddali, żeby złapać perspektywę
i znowu z góry
i znowu z oddali
dziura, wszak nie każda skała musi być pełna.
ciekawostka: na drzewach w Turcji rosną gliniane dzbanki!

sobota, 15 czerwca 2019

[ambasada Turcji] Gapy 2019 rozdane

Oscary 2019 rozdane, Fryderyki 2019 rozdane, Telekamery 2019 rozdane, czas na Gapy 2019. Rozstrzygnięcia w konkurencji najbardziej gapowaty wyjazd zagraniczny jednoznaczne jak nigdy! Że podróżujemy dużo/bardzo dużo, to to, co się wydarzyło nadal pozostawia mnie w lekkim (skreślić, dużym) szoku i nie wiem, czy śmiać się czy płakać... Otóż zaskoczyło nas zdarzenie nagłe i nieoczekiwane, jakim jest skończenie się terminu ważności paszportu jednego z nas. Drugie (ach, co za bohaterka z tego drugiego!) skojarzyło fakty pięć dni roboczych przed wylotem. Udało się wyżebrać paszport tymczasowy do odbioru o godzinie 13 w piątek (lecimy o 19:50). Niby spoko, ale halo, halo, do Turcji potrzeba też wizę. Normalni ludzie kupują ją na lotnisku albo przez internet, tylko że do tego trzeba mieć zwykły paszport, z tymczasowym się nie da... Panika, wracamy do urzędu, prosimy o wyrobienie dokumentu na czwartek, jest, można wypełnić wniosek o wizę (z pytaniami o siódme pokolenie wstecz), umówić się na jedyne wolne spotkanie u konsula na piątek i już o 16.30 wiza jest, jeeeeej. W tym kontekście moje zarezerwowanie hotelu na pierwszą krótką noc (przylot do Istambułu o północy, wylot do Kapadocji o 6) przy złym lotnisku, pozostało niemalże niezauważone. Ale uczciwie trzeba przyznać - miałam ciężko - lotnisko przeniosło się dwa miesiące temu w zupełnie inne miejsce Stambułu... Napisałabym, że noc na lotnisku nie była taka zła, ale w sumie była :-)
szczęście ma kształt okręgu i czarną obwódkę
druga w nocy, jedno z kilku największych lotnisk na świecie (na podstawie
bieżącego ruchu estymuje się, że rocznie obsłuży 90 milionów pasażerów,
dla porównania przez Atlantę - top 1 - przewija się rocznie niewiele
mniej niż 110 milionów podróżników)