W tym roku głupich pomysłów już kilka było. Najpierw
500 km z konkretnym przewyższeniem podczas niecałych czterech dni w hiszpańskim Calpe (obiecano mi za taki kilometraż czekoladę, więc poszło sprawnie). Potem i - przede wszystkim - cały
le Tour de Google i ponad tysiak w jeden brzydki, mokry, zimny tydzień. Wreszcie
190 km jazdy pod wiatr na firmowy piknik czy dzień urlopu na ot taki przejazd z Konina do Warszawy. Widzicie sami, że poprzeczka na urodziny została zawieszona wysoko! A że powszechnie wiadomo, iż jeden głupi pomysł na cały wyjątkowy weekend to za mało, poszliśmy w dwa głupie pomysły.
pierwszy głupi pomysł
 |
jak najlepiej uczcić 31. urodziny?
kto ma lepszy pomysł niż przejechanie 310 km na rowerze z wiatrem w plecy
(a co, nie będziemy się męczyć z wiatrem w twarz przez tyle kilometrów!),
proszony jest o zgłoszenie się przed atakiem na 320 ;-)
Jak zdradza już pierwsze zdjęcie, w sobotę wiał wschodni... |
 |
startujemy chwilę po siódmej (wiem, późno) i w pięć osób dojeżdżamy do
Sochaczewa na urodzinowy "tort" - cukiernia Lukrecja (4.8 na mapsach)
sprzedaje na szczęście świeczki (2.5 zł sztuka), a pani ekspedientka
użycza nam zapalniczkę.
Wieje tak, że świeczki gasną, zanim zdążę pomyśleć życzenie. Zły znak? |
 |
w Sochaczewie rozdzielamy się - C. i P. , którzy mieli z nami jechać 200 km
do Konina orientują się, że nie mają jak wrócić (bilety rowerowe we
wszystkich pociągach wykupione) i zawracają do domu. My ruszamy dalej
we trójkę, chociaż kiedy zatrzymujemy się w Kutnie na pizzę, wydajemy
się o tym nie pamiętać, że jest nas tylko troje, bo pizzy zamawiamy tyle,
że spokojnie najedlibyśmy się całą ekipą! |
 |
zanim jednak rozdzieliśmy się, C. zrobił nam kilka ładnych zdjęć! |
 |
jeszcze jedno, fot. C. |
 |
już po rozdzieleniu, mój aparat nie ma takich fajnych suwaczków
do podrasowania kolorów, ale było ładnie prawie cały czas!
Deszcz spotkaliśmy trzy razy - dwa razy w wersji eks, w postaci
kałuży na drogach, raz jako mżawka. W kontekście tego, że był to dzień
z ogłoszeniem pogodowym i smsowym alertem RCB, to nie tak źle! |
 |
ale że ja nie wejdę?
no i nie weszłam, śliskie to, a buty-wpinki nie są stworzone do wspinaczki... |
drugi głupi pomysł
 |
nie jesteśmy jedynymi, którzy miewają głupie pomysły...
27 lipca odbywał się też 24-godzinny Psychoporanek.
Psychoporanek codzienny to przejazd amatorskim peletonem (raz większym,
raz mniejszym) około 50-60 km pętli spod sklepu Air Bike'a w Wilanowie
(ul. Branickiego), start 6 rano. Ten całodobowy polegał na jechaniu
kluczowej części tej pętli, około 30 km, start o pełnych godzinach
z mostku w Obórkach.
Też chcieliśmy wziąć udział, dlatego od razu po powrocie do domu z
Wrześni (pociąg 20-23, pół godziny metrem i 23:30 już jesteśmy we
własnych czterech ścianach), przepakowujemy się, znowu jemy
i ruszamy do Wilanowa, żeby załapać się na turę o 1 nad ranem! |
 |
niestety, grupa ruszyła 10 minut przed czasem, a jeszcze w dodatku
pojechała odrobinę inną trasą niż miała, więc się nie spotkaliśmy,
ale rundkę i tak przejechaliśmy - i było to przejechanie magiczne.
Bardzo dobrze znany teren pod osłoną nocy wygląda zupełnie inaczej,
a jechanie tylko na własnych lampkach (1100 lumenów, nie byle co)
jest ciekawym doświadczeniem. Świadomość jednak, że oni gdzieś
tam są, zaraz obok, dawała poczucie bezpieczeństwa. Polecam
spróbować ;-) |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz