wtorek, 20 sierpnia 2019

[Budapeszt] félemelet, czyli jak zjeść ciastko (większy metraż) i mieć ciastko (zapłacić za mniejszy)

W Budapeszcie modne są teraz dwa trendy - ruin bars, czyli lokale w zrujnowanych blokach mieszkalnych, i antresole w tych jeszcze niezrujnowanych. Nocujemy w apartamencie, więc dość długo przeglądam serwisy, by zdobyć rozeznanie w temacie i znaleźć ofertę z niezłym stosunkiem ceny do jakości. Antresole pojawiają się wszędzie - i w opcjach budżetowych, i w luksusach, i w lepszych, i gorszych lokalizacjach, i w mniejszych, i większych metrażach. Skoro to takie budapesztańskie, to bierzemy!
antresole mamy dwie - i nad kuchnią (tu urzędujemy my), i salonem (tam
urzęduje brat i jakoś mu się udaje wymknąć bez zdjęcia, więc musicie
uwierzyć na słowo, że była)
opcja całkiem spoko, tylko na głowę to trzeba uważać...

poniedziałek, 19 sierpnia 2019

[Budapeszt] królowa Papryka I

Słodka, ostra, mielona, wędzona, chilli, suszona, surowa, gotowana... Jedno z lokalnych powiedzeń mówi, że kiedy węgierska gospodyni nie wie, co ugotować na obiad, bierze paprykę i dopiero zastanawia się, co do niej dodać.
miejski targ. Gdzie nie spojrzeć - papryka w jakiejś postaci.
<przerwa na konkurs> (chociaż głupi, bo sama nie znam odpowiedzi) co
jest w słoikach z motylkiem, słoniem, kotami, pieskiem? </koniec konkursu>
a skoro o papryce mowa - pierwsza klasyka węgierska, czyli leczo - potrawa
jednogarnkowa z papryki, cebuli i smażonych na smalcu pomidorów
klasyk drugi - pörkölt, mięsny gulasz, podawany z kluseczkami
klasyk trzeci - lángos, smażony w głębokim tłuszczu (mmm, ale zdrowo!)
drożdżowy placek - po lewej tradycyjnie, czyli ze śmietaną, żółtym serem,
cebulą i kiełbasą (mmm, jeszcze zdrowiej); po prawej mniej tradycyjnie,
bo z mozzarellą, pomidorami, papryką (rukola im się skończyła), ale ciągle
w miarę tradycyjnie, bo ze śmietaną i serem; po środku zupełnie
awangardowo - lángoszowe burgery...
ni to deser, ni posiłek - pogacze, wytrawne ciasteczka - z serem, twarogiem,
ziemniakami, pestkami dyni, wołowiną
już zdecydowanie deser - kołacze, popularne też w Polsce, na wszelkiej
maści festynach, a także np pod Tesco na Kabatach...
Chciałam zrobić zdjęcie egzemplarzowi, który był przeznaczony do
skonsumowania, ale takie to delikatne, jak się okazało, że cudem tylko
(ma się ten refleks jednak!)
rozwijający się samoistnie kołacz nie wylądował na ulicy...
sztrudel - deser uważany za również węgierski, chociaż mnie kojarzy się
bardziej z Austrią. Z drugiej strony w królestwie Austro-Węgierskim może
nie chodziło li i jedynie o nazwę, ale też dziedzictwo smakowo-kulturowe?
zostajemy przy deserach, ale przechodzimy do części eksperymentatorskiej:
naleśniki, największe w moim życiu, średnica 50 cm! Komu wydaje się, że
to nic niech zapyta mojego brata łasucha, czy dokończył swoją porcję...
desero-eksperyment w modnym miejscu na kulinarnej mapie
Budapesztu - lokal Bors serwuje tylko zupy i bagietki na
ciepło, wszystko w jednorazowych naczyniach, do zjedzenia
w biegu, przed bistro albo na jednym z niewielu wysokich
krzeseł przy kontuarze. Zupy codziennie inne, nam trafiła
się taka o smaku brownie, z kropelkami białej czekolady
w roli grzanek. Niebo w gębie! fot. Bors
a naprzeciwko Borsa inny trendy lokal: Szimpla Kert, jeden z kilku barów
w mieszkalnych ruinach, ruin pub. Kiedyś była tu czyjaś kuchnia albo
sypialnia, teraz można wypić koktajl, siedząc w wannie i spoglądając w oczy
półtorametrowej figurce zająca. Na ścianach bohomazy, plakaty, dużo
kolorowego światła, eksponatów rodem z pchlego targu; jest dziwnie,
chaotycznie ale uroczo.

czwartek, 15 sierpnia 2019

[Podlasie] niebiesko-złote Podlasie

Dwa pierwsze skojarzenia z Podlasiem? Dla mnie charakterystyczne zdobienia domów i cerkwie. Zdjęcia mogły być lepsze, ale mi ktoś narzekał ciągle, że nic nie jadę i że zaraz zachód słońca, a my wciąż jesteśmy w lesie (czasem nawet dosłownie).
bonus - dwujęzyczne tabliczki pojawiają się w Polsce nie tylko na Kaszubach

[Brześć] num_visited_countries++

Granicę przekraczamy w Białowieży. To jedyne przejście do bezwizowego obszaru przy Brześciu, które można przejechać na rowerze. W istocie jest tylko dla rowerów - dla samochodów zupełnie zamknięte, a pieszo bezużyteczne (położone w środku lasu, kilkanaście kilometrów od cywilizacji). To powoduje, że białoruska Puszcza Białowieska jest rajem dla szosowców - ponad 120 km idealnie wyasfaltowanych dróg praktycznie tylko dla jednośladów, bo albo ścieżka rowerowa, albo i tak autem nie ma dokąd jechać. A że i tych jednośladów za bardzo nie widać, to cały las tylko nasz...
prawie tylko dla rowerów (około 50 km)
tylko i wyłącznie dla rowerów (70 km tego cuda)
droga wyjazdowa z Puszczy
dróżka przejazdowa przez Puszczę
Na Białorusi najbardziej baliśmy się dróg i że nie będzie na nich asfaltu. Trochę słusznie, trochę nie. Z racji, że kraj ten nie ma na googlowych mapach Street View musieliśmy zdać się na przeczucie i łut szczęścia. W tamtą stronę było znakomicie - najpierw wspomniany już gładki i idealny asfalt przez Puszczę, potem droga o szerokości prawie autostrady, którą głównie jechały znane Czytelnikom dwa rowery (w ogólności dojeżdża się nią do Puszczy, więc korzystają tylko turyści), potem było już tylko bardzo dobrze - nadal bez dziur, ale z większym ruchem samochodowym. Rozochoceni tym wstępem ostrzyliśmy sobie ząbki na powrót do Polski i już zastanawialiśmy się, jak przedłużyć naszą skromną trasę na trzeci dzień... po czym wjechaliśmy na pierwszy szutrowo-piaskowy kawałek, i drugi, i trzeci, i tak jechaliśmy sobie - póki była wieś albo domy, to asfaltem, a po wyjeździe szutrem, i znowu dom czy dwa, więc pięćdziesiąt metrów asfaltem i znowu szutrem... Aaaa gravela kupię od zaraz!
wsi spokojna, wsi białoruska
nie jestem dobra w te literki, więc właściwie nie wiem, co tu jest napisane,
ale wyglądało malowniczo
a tu wiem, co jest napisane - "trek".
widoki jak po naszej stronie granicy, tylko tutaj snopki bywają też w kształcie
prostopadłościanów
Z tym ruchem bezwizowym to też nie jest tak, że można sobie ot tak wjechać - i tak trzeba mieć przepustkę. Załatwia się ją online, wykupując za 50 zł "wycieczkę" w białoruskim biurze podróży. Wycieczka ta to ubezpieczenie medyczne do pięciu dni (sprawdzają na granicy!) i bilet wstępu do muzeum albo kupon na jazdę taksówką w Brześciu... Potem stos papierów trzeba wydrukować, obowiązkowo podpisać (inaczej dokument jest nieważny), zabrać paszport i już można jechać. Na granicy spędziliśmy dobre pół godziny i nie spotkaliśmy nikogo więcej. Na szczęście, bo trochę procedury trwają - życzliwi celnicy chętnie zaglądają do plecaków, toreb, podsiodłówek żywo zainteresowani każdą jedną skarpetką... A potem pakuj swój dobytek od początku...
Białoruś #1
Białoruś #2
Białoruś #3

środa, 14 sierpnia 2019

[Podlasie] mąki i ziemniaków

Panem et circenses, wołali Rzymianie; mąki i ziemniaków, wołają zazwyczaj wielbiciele kuchni tradycyjnej. Bo chociaż potrawy są różne, przygotowywane w inny sposób i wyglądające inaczej, to jednak dania regionalne zawsze bazują na lokalnych i tanich składnikach. To co się jada na tym Podlasiu?
zaguby - danie znad Bugu - czyli ciasto pierogowe i farsz z surowych
ziemniaków. Co odróżnia tę potrawę od pierogów, to że farsz zawija się
w płat ciasta, powstaje rulon, ten tnie się i gotuje.
babka ziemniaczana, czyli tarte ziemniaki, z wkrojonym boczkiem,
cebulą, kiełbasą, zapieczone w prostokątnej brytfance, niczym ciasto
sery korycińskie - tak, tak, z tych Korycin - ser podpuszczkowy na bazie
niepasteryzowanego mleka krowiego
marcinek, z wyglądu trochę tort, trochę sękacz. Wielowarstwowe ciasto
poprzekładane śmietaną, od kilku lat na ministerialnej liście potraw
tradycyjnych. Nie tak słodkie na jakie wygląda, mocne 6 na 10.
w kuchni podlaskiej widać wpływy białoruskie - wspomniana już babka
ziemniaczana, placki ziemniaczane czy przepysznie puszyste bliny (tu na
zdjęciu z miodem i jedzone po drugiej stronie granicy) 
a skoro o Białorusi i o miodzie mowa... Jedną z tradycyjnych przystawek są
ogórki konserwowe z miodem! I jak ja takich ogórków przełknąć nie mogę,
to z miodem, który zabija smak octu, nawet wchodzą!

wtorek, 13 sierpnia 2019

[Saki] stu dwudziestu Sakowskich

W powiecie hajnowskim mieszka w chwili obecnej 120 Sakowskich, co plasuje go na czwartym miejscu w Polsce, zaraz za warszawskim (279), łomżyńskim (160) i ostrołęckim (136). Na naszej drodze znalazły się (przypadek? Nie sądzę...) trzy wsie Saki. Niestety zwiedzanie nam nie poszło - w pierwszych znajduje się przepiękna cerkiew pod wezwaniem świętego Dymitra. Wyklikana trasa nie przebiegała obok tej perełki podlaskiej architektury sakralnej - trochę z nonszalancji (sprawdzimy na miejscu, gdzie to dokładnie), trochę z braku czasu (zapomniałam, że drugiego dnia weekendu+ też mieliśmy jechać przez Saki), a że na miejscu LTE nie chciało współpracować, a minęliśmy parafię (zwykły budynek) i cerkwi ani widu ani słychu, pomyśleliśmy, że jeszcze będzie albo ktoś źle umieścił na mapie pinezkę i świątynia jest zupełnie gdzie indziej, ale że pomieszały nam się wsie... Tym bardziej żal, że droga w okolicy była okrutnie nieprzyjemna (zamiast asfaltu szuter), więc nasze poświęcenie poszło trochę na marne...
pierwsze Saki
żeby tu dojechać zamieniliśmy kilometry asfaltu na szuter. I na co?
drugie Saki
drugie Saki to typowa podlaska wieś
wszystkie podobne - wąska ulica, słupy z gniazdami bocianimi,
posesja bardzo blisko drogi, dom przy samym płocie, uczucie braku przestrzeni
trzecie Saki nie miały nawet porządnej tabliczki wjazdowej
nie mówiąc już o asfaltowej drodze...