Słodka, ostra, mielona, wędzona, chilli, suszona, surowa, gotowana... Jedno z lokalnych powiedzeń mówi, że kiedy węgierska gospodyni nie wie, co ugotować na obiad, bierze paprykę i dopiero zastanawia się, co do niej dodać.
 |
miejski targ. Gdzie nie spojrzeć - papryka w jakiejś postaci. |
 |
<przerwa na konkurs> (chociaż głupi, bo sama nie znam odpowiedzi) co
jest w słoikach z motylkiem, słoniem, kotami, pieskiem? </koniec konkursu> |
 |
a skoro o papryce mowa - pierwsza klasyka węgierska, czyli leczo - potrawa
jednogarnkowa z papryki, cebuli i smażonych na smalcu pomidorów |
 |
klasyk drugi - pörkölt, mięsny gulasz, podawany z kluseczkami |
 |
klasyk trzeci - lángos, smażony w głębokim tłuszczu (mmm, ale zdrowo!)
drożdżowy placek - po lewej tradycyjnie, czyli ze śmietaną, żółtym serem,
cebulą i kiełbasą (mmm, jeszcze zdrowiej); po prawej mniej tradycyjnie,
bo z mozzarellą, pomidorami, papryką (rukola im się skończyła), ale ciągle
w miarę tradycyjnie, bo ze śmietaną i serem; po środku zupełnie
awangardowo - lángoszowe burgery... |
 |
ni to deser, ni posiłek - pogacze, wytrawne ciasteczka - z serem, twarogiem,
ziemniakami, pestkami dyni, wołowiną |
 |
już zdecydowanie deser - kołacze, popularne też w Polsce, na wszelkiej
maści festynach, a także np pod Tesco na Kabatach...
Chciałam zrobić zdjęcie egzemplarzowi, który był przeznaczony do
skonsumowania, ale takie to delikatne, jak się okazało, że cudem tylko
(ma się ten refleks jednak!)
rozwijający się samoistnie kołacz nie wylądował na ulicy... |
 |
sztrudel - deser uważany za również węgierski, chociaż mnie kojarzy się
bardziej z Austrią. Z drugiej strony w królestwie Austro-Węgierskim może
nie chodziło li i jedynie o nazwę, ale też dziedzictwo smakowo-kulturowe? |
 |
zostajemy przy deserach, ale przechodzimy do części eksperymentatorskiej:
naleśniki, największe w moim życiu, średnica 50 cm! Komu wydaje się, że
to nic niech zapyta mojego brata łasucha, czy dokończył swoją porcję... |
 |
desero-eksperyment w modnym miejscu na kulinarnej mapie
Budapesztu - lokal Bors serwuje tylko zupy i bagietki na
ciepło, wszystko w jednorazowych naczyniach, do zjedzenia
w biegu, przed bistro albo na jednym z niewielu wysokich
krzeseł przy kontuarze. Zupy codziennie inne, nam trafiła
się taka o smaku brownie, z kropelkami białej czekolady
w roli grzanek. Niebo w gębie! fot. Bors |
 |
a naprzeciwko Borsa inny trendy lokal: Szimpla Kert, jeden z kilku barów
w mieszkalnych ruinach, ruin pub. Kiedyś była tu czyjaś kuchnia albo
sypialnia, teraz można wypić koktajl, siedząc w wannie i spoglądając w oczy
półtorametrowej figurce zająca. Na ścianach bohomazy, plakaty, dużo
kolorowego światła, eksponatów rodem z pchlego targu; jest dziwnie,
chaotycznie ale uroczo. |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz