Wracamy w sobotę. Owszem, cieszę się, bo zdążyliśmy się za Czytelnikami mocno stęsknić, ale też obawiam się, że bez łez się nie obędzie, bo zapuściłam na Maderze korzenie i te trzeba będzie pojutrze (już pojutrze?!?!) wyrwać. Czujemy się tutaj już jak w domu - miejsca, ulice i budynki nazywamy niekoniecznie nazwami własnymi, a własnymi nazwami (!). I tak do Ribeiry lecimy na brownie, mając na myśli konkretne ciasto w konkretnej cukierni. Gdy chcemy podjechać w przerwie lunchowej do Terreiro da Luta, to mówimy o przejażdżce na kanapki z jajkiem. Jeśli trochę dalej, to rozważamy kawiarnię u pani, która nie chciała pieniędzy (pani nie mówiła po angielsku. Zamówiliśmy. Zjedliśmy. Piotrek poszedł zapłacić. Pay. Pagar. Pani nic. Piotrek wyciągnął bankom dwudziestoeurowy, pani się ucieszyła, usmiechnęła i... rozmieniła na dwie dziesiątki). Gdy zastanawiamy się, co można zjeść bliżej, to decydujemy między knajpą z cydrem a knajpą z tanim risotto. Gdy opisujemy sobie ulice, to mówimy na przykład o podjeździe od sushi do tego skrzyżowania, na którym zawsze się czeka (true story, od której strony byśmy go nie atakowali, jakim środkiem transportu, to zawsze czerwone. Zawsze). Wiemy, że pomarańcze na sok kupuje się w Amanhacerze, a świeże białe sery w plastikowych pojemniczkach z zielonymi napisami w Pingo Doce. Madero, będę tęsknić!
 |
w ramach rozrywki zbieramy cukry firmy Delta. Tu po pierwsze dowiadujemy się, że Maderczycy słodzą kawę na potęgę. Wybieramy kawiarnie po szyldzie (Delta to marka kawy), najchętniej ze stolikami na zewnątrz. Na wielu brudne naczynia po poprzednich gościach, można cukry podebrać, ale wszystkie zawsze porozrywane i zużyte. Po drugie Piotrek bywa czasem mało przytomny. Jak już mówiłam wybieramy kawiarnie po szyldzie. Bierzemy kawę i herbatę, ja proszę jeszcze o kakao, pani pyta czy z cukrem, uśmiecham się i mówię, że pewnie... w tym czasie kiedy Pio wydobywa z siebie "nie". Ostatecznie z sześciu saszetek zostawiamy pięć. Po trzecie, z ciekawostek matematycznych w połowie zbierania jesteśmy, gdy mamy 21 z 24. Oczekiwana wartość sztuk, żeby zebrać pierwsze 21 to 46.6 saszetek, na ostatnie trzy jest to aż 44 (jako suma 24/1, 24/2 i 24/3). |
 |
do tego, że porcje są duże, a bywają wielkie, nie udaje nam się przyzwyczaić przez całe cztery miesiące! |
 |
a na końcu kolekcja tęczy jako wykorzystanie symbolu nadziei. Nadziei, że jeszcze kiedyś wrócimy na Maderę. |
 |
tylu tęczy, co tutaj, to nie widziałam przez całe swoje przedmaderskie życie! |
 |
suwaczki: @cezex |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz