czwartek, 9 grudnia 2021

[Troodos] boska niedziela

Obie wyspy, na których dotychczas pomieszkiwaliśmy (Maderę i Teneryfę) dało się objechać jednego dnia - były to długie wycieczki, ale wykonalne. Niestety Cypr w obwodzie ma ponad sześćset kilometrów, a do tego nieliche przewyższenie. Trzeba znaleźć inny cel na *tę* wyprawę i znajdujemy - będzie nią wjazd na najwyższy szczyt, górę Olimp, 1952 m npm. To najtrudniejszy dzień w siodełku w listopadzie, chociaż robiło się już nie takie podjazdy. Jednak wjechać z poziomu morza na prawie dwa tysiące cieszy zawsze. To znaczy cieszy głowę, bo nóg już może niekoniecznie...

początkowo planujemy ruszyć razem ze wschodem słońca, dzień wcześniej
idziemy jednak późno spać (rywalizacja w internetowych MP w uciekaniu
z escape roomów) i startujemy dopiero o 6:40. Od tego już momentu
zaczyna się nasza walka ze słońcem - kto będzie pierwszy w domu?
chwilowo jednak powoli podjeżdżamy, a Piotrek działa w trybie wysoce
interwałowym - fotki sponad zakrętu, zza zakrętu i na rower, i sprint do
następnej dziupli fotograficznej
gdzieś tam z widokiem na góry
dojechaliśmy. Na termometrze pod koniec listopada kilkanaście stopni,
trochę ciężko uwierzyć, że tutaj pada śnieg i właśnie tutaj jeździ się
na Cyprze na nartach...
ratrak próbuje uwierzytelnić miejscówkę narciarską
tak samo jak liczne tabliczki, że tutaj wydarza się coś związanego ze
śniegiem lub narciarstwem
niestety nie było czasu na obiad czy dłuższą przerwę w kawiarni.
Jedyne co wynegocjowałam to piknik z widokiem. Batonik tutaj smakuje
jak nigdy!
do domu wracamy wśród cedrów

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz