środa, 1 grudnia 2021

[Cypr] co do minuty

Jedne z pierwszych rowerowych kroków na Cyprze skierowaliśmy na lokalną ustawkę. Warto poznać miejscowych, ich zwyczaje, trasy i może umówić się na wspólne kręcenie. Okazuje się, że jazdy grupowe startują co wtorek o siódmej rano spod sklepu rowerowego Ride Easy w Paphos. Dojazd mamy znakomity - niby aż dziesięć kilometrów (a przecież rano każda minuta się liczy!), ale tylko w dół i w dół i w dół, także razem ze światłami w mieście zajmuje nam raptem kwadrans. Co innego powrót... to już co najmniej godzina męczenia się...

Poznaliśmy trochę nowych osób, w większości ekspatów lub turystów, często wielomiesięcznych. Mia i Fredrik ze Szwecji odchowali córki, sprzedali dom i w październiku porzucili Skandynawię dla wyspy, na której da się rowerem jeździć cały rok. Wiosną chcą organizować tu obozy triathlonowe. Andy przeprowadził się z Irlandii rok temu. Kontener z rzeczami przypłynął podczas naszego pobytu - po roku (sic!). Janice ma na koncie 67 wiosen, a formę lepszą niż niejeden z naszych kolarskich kumpli. Parę lat temu była w Poznaniu na Gran Fondo (wyścigu dla amatorów) - skarżyła się, że na mecie brakowało wody i prawie zemdlała z pragnienia. Słabo musieć tak świecić oczyma za rodzimych organizatorów. Henning z Holandii wsiadł ot tak w samolot - pracuje jako barman, ale przez wymuszone zamykanie knajp o dwudziestej, aktualnie brakuje dla niego pracy. Katrin ze Szwajcarii sadziła wczoraj ziemniaki. Zajmuje się rolnictwem, a na Cyprze inaczej hoduje się te warzywa (w szczególności zbiera się i od razu sadzi nowe, w końcu żyzna gleba, a pogoda sprzyjająca). Posiedzi co najmniej do świąt. Shaun biegnie w weekend półmaraton. Dwa i pół roku temu przyjechał z Wielkiej Brytanii z projektem z pracy. Projekt się skończył, miłość do wyspy nie. Ian jutro robi Everesting. Trochę zazdroszczę, trochę żałuję, że kibicować będziemy z Polski. Dzień krótki, ale dużo z wymienionych będzie wspomagać - Janice od startu do wschodu słońca i po zachodzie do końca będzie jechać za nim autem i oświetlać drogę reflektorami. Powodzenia Ian, oby Ci się udało!

ósma rano - połowa dystansu, dojechaliśmy do skały Afrodyty i zawróciliśmy
ósma rano, tydzień później
Piotrek i Mia, z tyłu Janice

Z Mią i Fredrikiem próbujemy raz umówić się na rower - jest ciężko, bo dopiero wymieniamy się kontaktami na Whatsappie i Instagramie. Odpisywanie idzie wolno, im komunikatory nie działają poza wifi, błędnie myślą, że mieszkamy w Tali (200 m npm), a nie w Tsadzie (600 m npm), więc nawet rano nie udaje nam się smsowo dogadać czy idziemy razem i o której. Ustalamy, że nie i że do następnego. Wychodzimy z Piotrkiem sami, zjeżdżamy do głównej drogi i dwadzieścia sekund zastanawiamy się, czy jechać w prawo czy w lewo i którą trasą. Tyle wystarcza, żeby na podjeździe wyłoniły się trzy znajome sylwetki - Mii, Fredrika i jeszcze jednego kolarza - Ricka! Niezłe spotkanie! A prawie spotkaliśmy się raz jeszcze, dwa tygodnie później, ale tam właśnie owych kluczowych dwudziestu sekund zabrakło :( Na jednym z rond nie mieliśmy wątpliwości, żeby skręcić w lewo i nie doczekaliśmy aż oni owe dwadzieścia sekund później nadjadą z naszej prawej...

Fredrik, Rick, Mia i my
mało mamy wspólnych zdjęć, dzięki @mind_trilife
gonię Mię, ale nie jest łatwo!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz