niedziela, 25 grudnia 2022

[Ponte di Legno] nie bierz cukierków od nieznajomych

- powtarzają rodzice swoim pociechom, a te pociechy, niektóre już całkiem dorosłe i tak ufają obcym ludziom. I pytają na stoku przy beznadziejnej pogodzie, czy tam wyżej jest better i czy warto wjeżdżać wyciągiem (liczyliśmy, że wyjedziemy ponad chmury). I kiedy pani Włoszka odpowiada stanowczo, że better! i wjeżdżamy, a tam jest jeszcze większe mleko, jeszcze bardziej nic nie widać, to czujemy rozczarowanie, jakby obiecała nam czekoladową pralinkę, a w papierku była tylko krówka. I to nadgryziona.

pod wyciągiem better (ta nazwa została z nami do końca - krótkiego - wyjazdu)
było dużo gorzej, a na szczycie to już w ogóle. Tak wyglądało piątkowe
pogodowe maksimum.
ale że ja mam tam jechać? Tam nic nie widać!
a takie tam zwykłe schronisko z jadłospisem po polsku
komu barszczyk z uszkami, komu?
a takie tam zwykłe schronisko z obrazami narciarzy na suficie
w grudniu zachód słońca wcześnie, ale na jednym ze stoków to nie
przeszkadza w dłuższej jeździe (raz w tygodniu można śmigać przy sztucznym
oświetleniu cały wieczór, w inne dni lampy włączają na ostatnią godzinę) 
a kiedy już jesteśmy po jeździe, ale jeszcze przed jedzeniem (knajpy otwierają
się dopiero o 18 - 19), kibicujemy w zawodach Pucharu Świata w skitourach!
W piątek sprint - trasa wiedzie po prawej pod górę - część narciarze i narciarki
podchodzą z deskami na nogach, część (muszą) z deskami na plecach, na górze
zdejmują z nich raki, zjeżdżają (lewą stroną stoku) z jednym małym skokiem
pośrodku. Byli też nasi, a my zdzieraliśmy dla nich gardła. Niestety nie pomogło.
czy to była może nasza? Nie pamiętam...
sobota; żegnamy się z chmurami, witamy niebieskie niebo
czyli pogodę, po którą przyjechaliśmy na narty w Alpy
w Ponte di Legno można wjechać aż na trzy tysiące metrów! To już
poważna wysokość, start produkcji czerwonych krwinek za trzy, dwa, je...
a potem z 3000 m npm bez postoju zjeżdżamy na 1300 m npm!
Nawet jadąc szybko to się jedzie i jedzie, i jedzie...
i jedzie
każdy dobry dzień musi się kiedyś skończyć
bombardino - drugi obok aperola narciarski alpejski alkoholowy drink.
Jego skład to ajerkoniak, whisky i bita śmietana.
niedziela, ostatni dzień przedłużonego weekendu.
Choinkę hiszpańską na blogu pokazywałam, włoska wygląda tak; która lepsza?
najlepsza ekipa...
... najgorszy fotograf (na takim zbliżeniu nie widać nawet, że machają!)
ooo, tego jeszcze nie grali (na moich oczach)!
to również nowy widoczek - w niedzielę skitourowcy ścigali się na znacznie
dłuższym dystansie (i robili to iście ekspresowo)
takie tam normalne schronisko z zakazem gry w karty
najpiękniejszy widok uchwycony w zimowych górach ever. Na żywo
było jeszcze piękniej!

środa, 21 grudnia 2022

[Hiszpania] kto powiedział, że choinka musi być zielona?

Najbardziej hiszpańska z hiszpańskich tradycji świątecznych? Loteria - el Gordo! Kilkukrotnie byliśmy w Espanii w grudniu i na każdym kroku widzieliśmy sprzedawców losów, ale dopiero w tym roku pokusiłam się o wygooglanie, o co w tym naprawdę chodzi - i... chodzi o naprawdę niezłą kasę! Pula nagród wynosi cztery i pół miliarda (!) euro i nawet mimo że pojedyncza szansa jest droga - kupon z dziesięcioma pięciocyfrowymi numerami kosztuje aż 200 euro - to nadal nie spina mi się budżet tej tradycji. Można kupić również wersję tańszą - tzw décimos z jednym numerem za 20 euro, ale też i nagroda w razie czego dziesięciokrotnie niższa. Loterię organizuje się nieprzerwanie od 1812 (inna strona podaje rok 1763), nie przerwała jej ani wojna domowa ani generał Franco. Losowanie zawsze odbywa się 22. grudnia i jest to prawdziwe wydarzenie kulturalne - kulki wyciągają dzieci ze szkoły San Ildefonso w Madrycie i to one wyśpiewują (sic!) wygrane numery i wysokość wygranej. Polecam obejrzeć jak to wygląda tutaj lub tutaj.

market Super Dino i jego super szopka
kto powiedział, że choinka musi być zielona?
w zwykłym sklepie spokojnie można byłoby przepuścić cztery miliony
z głównej wygranej w El Gordo

sobota, 17 grudnia 2022

[Warszawa] nie będzie można już używać śliny do polerowania piłki

Słowa na zeszłą sobotę: batsman (to ten zawodnik, który próbuje odbić piłkę kijem), bowler (rzuca piłkę w kierunku batsmana, żeby strącić nią paliki), keeper (bramkarz - z tej samej drużyny co bowler, z innej drużyny niż batsman. Próbuje złapać piłkę i rozwalić nią słupki), wicket (bramka - trzy paliki, dwie poprzeczki), innings (połowa meczu krykieta, w której jedna drużyna się broni, a druga atakuje; potem następuje zamiana ról), over (część innings składająca się z sześciu rzutów jednego bowlera), no ball (rzut niezgodny z przepisami - kiedy bowler nie ma ręki prostej w łokciu), wide (rzut inaczej niezgodny z przepisami - kiedy piłka rzucona jest na zewnątrz dozwolonego terenu), test match (za wikipedią: najdłuższa pięciodniowa odmiana krykieta, w której rywalizacja odbywa się jedynie pomiędzy krajami posiadającymi pełne członkostwo w ICC - Międzynarodowej Radzie Krykieta).

Wnioski na zeszłą sobotę: zdecydowanie wolę sporty o prostszych zasadach, przykładowo - kto pierwszy na kresce, ten lepszy! A nie że do rzutu to trzeba mieć prostą rękę w łokciu, a tu trzeba stać za tą linią, a kij trzymać tak. No nie mówiąc już o nowej zasadzie pocovidowej, że nie można używać śliny do polerowania piłki! No któż to słyszał!

na treningu krykieta pojawiamy się w ramach wygrania aukcji charytatywnej
sobota, 9-12, balon przy szkole podstawowej przy ulicy Aspekt, gości nas
drużyna Hussars Cricket Club
pierwsze próby trafienia w nieruchomą piłkę
niektórym idzie to lepiej - widać kto w rodzinie ma piłkowy talent 
gramy bierzemy udział w potreningowym meczu
co się nie dogra, to się dowygląda
urządzenie do liczenia wyników

poniedziałek, 12 grudnia 2022

[Barcelona] dawkowanie szoku termicznego

Nikt nigdy nie mówił, że międzylądowanie to musi być kwestia tylko kilku godzin - przecież równie dobrze może zająć trzy dni. Skoro bowiem nie da się do domu polecieć na raz, to rozpakowywanie rowerów na krócej brzmiało nam na stratę czasu, a że pod Barceloną jeszcze nas z szosą nie było, więc taką okazję żal przegapić. Podsumowując - po co pojechaliśmy do Katalonii? A znajdzie się kilka celów:

Poczekać na walizkę (niestety ta pojawiła się na taśmie zupełnie od razu) w najlepszym towarzystwie - na lotniskowych ekranach transmisja z londyńskiego welodromu.

Przypomnieć sobie jak się zakłada wodoodporne ochraniacze na buty, rękawiczki, rękawki i nogawki albo innymi słowy podzielić sobie szok termiczny Kanary -> Warszawa na raty. Ewentualnie dać się minąć na podjeździe kabrioletowi z wystającą świąteczną choinką.

Przetestować trasę kolarskiego vlogera. Jednego z trzech dni przejechaliśmy dokładnie to co Janek Bikeshow tutaj, tylko pogodę mieliśmy lepszą.

Zobaczyć jaki widok rozlega się z Tibidabo. Ostatnim razem widoczność tam była... no, nie było jej w ogóle!

Odwiedzić inne miejsca, w których już byliśmy wcześniej (i to nawet dwa razy - bo drugi raz na powrocie z nart w Andorze).

Jeść - jeszcze więcej, jeszcze lepiej. Jak w Paryżu ciągnęło mnie do Pierre'a Hermé, tak w Barcelonie do Oriola Balaguera. Croissanty z nadzieniem sernikowym to sztos.

Przeżyć jak nasi na mundialu wtapiają z Francją po tym jak parę dni wcześniej wtopili z Argentyną. Z zemsty nie kupić empanadas.

Pookupować przyhotelowy skwer, ale tak to już bywa, jak wymeldować się trzeba wcześnie, a samolot powrotny wylatuje późnym wieczorem.

Zobaczyć jak w jego nowym mieście kochają Lewego.