piątek, 22 kwietnia 2022

[Emilia Romagna] dzień finału: fajny spacer, ale jednak wolałabym dzisiaj grać w karty - to zapytaj w hotelu, może ktoś ma talię

Sponsorem zwiedzania nowych miast (i pól, łąk, lasów) była literka K jak kontuzja i koronawirus. Początkowo rowery miały oczywiście lecieć z nami - załatwiliśmy samolot, wypożyczyliśmy auto, wynajęliśmy mieszkanie na tydzień po mistrzostwach, zamówiliśmy pogodę. Rowerów jednak nie zabraliśmy (dwa dni pierwszego weekendu do zagospodarowania). Do tego kilku zainfekowanych Amerykanów spowodowało panikę wśród organizatorów - rozgrywki zapauzowano (kolejny dzień), kazano się wszystkim przetestować, a po wznowieniu odwołano turniej pocieszenia (do którego wpadlibyśmy z przegranego ćwierćfinału (cztery dni do zagospodarowania), a także mecz o brąz (chociaż to już - niestety - nas nie dotyczyło). Czas wolny staraliśmy się spędzać na spacerach, najchętniej po wzgórzach, ale że jedyny samochód w ekipie mikstowej miał Igor, byliśmy zdani na ich łaskę i niełaskę. A kiedy zdecydowali po przegranej na Włochów, że wrócą do domu w czwartek zamiast niedzielę, nie pozostało nam nic innego niż podróż pociągiem do Bolonii i wypożyczenia auta tamże. Znowu byliśmy samodzielni. Znowu mogliśmy zwiedzać. Poniżej miks z różnych pięknych miejsc, które mieliśmy szczęście zobaczyć.

BUSTO ARSIZIO.
W pierwszą sobotę lądujemy pod Mediolanem wściekle wcześnie rano. Plan
mówił, żeby mieć cały dzień na rower, rzeczywistość powiedziała, żeby mieć
cały dzień czekania na Sabinę z Igorem, którzy przylatują wieczorem
i biorą auto. Tak będzie mi wygodniej dojechać, chwilowo nie mam ochoty
tłuc się trzema środkami lokomocji z kilkoma przesiadkami. Wsiadamy więc
w pierwszy pociąg, odjeżdżamy przystanek i chodzimy na chybił trafił,
wciągając przesmaczne risotto i najwłostsze z włoskich lodów.
BUSTO ARSIZIO.
Kiedy ja ostatnio byłam tak blisko roweru (no, na świeżym powietrzu,
trenażera przecież nie liczę)?
PARMA.
FIDENZA.
kiedy sama nie mogę jeździć, szukam jakiegokolwiek kontaktu z rowerami
PARMA.
jakiegokolwiek
BOLOGNA.
kolorowo, trochę mokro, tu trochę jak w Wenecji, ale właściwie to wcale nie
BOLOGNA.
od dzisiaj kojarzy mi się tylko z wieżami (mieszkalno-obronnymi), bo te
chciał tu mieć każdy (szacuje się, że w XII-XIII wieku mogło ich tu być 80-180!)
BOBBIO.
absolutnie najładniejsze włoskie miasteczko, które do tej pory odwiedziliśmy,
a Garbaty Most... no bo kto powiedział, że mosty muszą być płaskie?
BOBBIO.
ten sam most, inne ujęcie
BOBBIO.
chwila zadumy
BOBBIO.
nadal Bobbio
BOBBIO.
znowu Bobbio, dajcie już spokój!
SAN SALVATORE.
prawie Bobbio, bo raptem trzy kilometry dalej, co ja poradzę, że tam tak pięknie?
SAN SALVATORE.
COLI.
BRUGNELLO.
*te* widoki!
BRUGNELLO.
CASTELL'ARQUATO.
CASTELL'ARQUATO.
CASTELL'ARQUATO.
no prawie, bliziutko za. Losowa zatoczka parkingowa a'la punkt widokowy.
MORFASSO.
dalej od zamków, bliżej do natury.
MORFASSO.
MORFASSO.
Piotr "mam nadzieję, że mnie nie zwieje" Zdobywca
MORFASSO.
- jak tu ładnie, rób zdjęcia!
- eee, wrócimy tu kiedyś rowerem, wtedy będę robił
Auto - to było cudowne uczucie znów prowadzić, znów robić coś jak zwykły
sprawny człowiek!
MORFASSO.
VIGOLENO.
końcówka wyjazdu to naprzemiennie zamki i natura
SASSO MARCONI.
okolice Bolonii, powoli żegnamy się z ciepłem, słońcem i makaronem
SASSO MARCONI.
oj, wrócimy tu z rowerem, wrócimy

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz