W ciągu lat grałam w brydżowych mistrzostwach w bardzo wielu różnych miejscach (Jesolo, Poiana Brasov, San Remo, Albena, Opatija, Wrocław, Filadelfia, Vejle, Dublin, Taicang, Reims), ale okolice Salsomaggiore przebijają je wszystkie. Chociaż uczciwie trzeba przyznać, że na tamte turnieje jeździła trochę inna Natalka. Taka, która wolała wolniej i spokojniej, a sportu unikała jak ognia. Taka, która nie doceniłaby pagórkowatych terenów i możliwości fizycznego zmęczenia się w przerwie od stresującej gry. Taka, która lgnęła do hałasu miasta i wieżowców, a nie pasących się krów i zająców przekicujących przez polną drogę.
 |
czasem gra |
 |
czasem spacer z tymi, z którymi gramy (rzadko, bo zawsze któraś z naszych dwóch par gra, tylko jedna pauzuje) |
 |
czasem spacer we dwoje i oglądanie okolicy |
 |
no... albo... nerwowe odświeżanie wyników meczu... co piętnaście sekund |
 |
przez to nerwowe odświeżanie można nie zauważyć, że akurat przechodzi się koło fajnego zamku |
 |
pogoda bywała różna (raczej lepsza niż gorsza), ale codziennie udawało się dopisać do dzienniczka kilkanaście (raczej; lub kilka) kilometrów spaceru |
 |
pomocne było w tym nasze niemieszkanie w miejscowości gry - Salsomaggiore Terme - a cztery kilometry dalej - w Tabiano Bagni. Polskie reprezentacje mikstowa i kobieca zatrzymały się w małym rodzinnym hoteliku, gdzie zostaliśmy niesamowicie sympatycznie przyjęci. Panie właścicielki wprawdzie mówiły po angielsku podobnie jak my po włosku, ale szybko nauczyły się naszych imion i preferencji - kto co zamawia na śniadanie (uova strapazzate, czyli jajecznicę, por favore), kto co pije (na mój widok pani od razu idzie po wrzątek i herbatę), a porozumiewaliśmy się używając uniwersalnego języka uśmiechu i gestów. |
 |
nawet menu kolacyjne drukowały po przepuszczeniu przez Googlowego tłumacza (z różnym rezultatem) |
 |
przerwa podczas robienia miejsca na ową kolację |
 |
team Poland |
 |
gotowy do akcji |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz