Podczas pięciominutowego postoju na tarasie widokowym używam czterech języków. Po polsku domagam się od Piotrka przerwy na batonika. Po hiszpańsku tłumaczę pani, że zaraz przestawię rower, ale też chciałabym zrobić zdjęcie (pani okupuje taras od kilku minut i ani myśli się ruszyć i dać miejsce innym. Prawdopodobnie nie ze złośliwości, tylko nie mieści jej się w głowie, że są ludzie, którzy mogą robić zdjęcie rowerowi na tle ładnego krajobrazu). Po niemiecku pytam pana kolarza czy zamiast selfie nie wolałby normalnego ujęcia ze swoim jednośladem. Po angielsku odpowiadam parze, że nie, mi na zdjęciu sama Mondzia wystarczy, siebie do albumu nie potrzebuję. Trzy języki są oczywiste, niemiecki jakby najmniej, a zupełnie niesłusznie! Gomera jest zdominowana przez niemieckich turystów i to nie o tyle, że knajpiane menu i wszystkie tabliczki informacyjne są po niemiecku, bo są, ale na tyle, że losowy człowiek wchodzący do kawiarni pyta się mnie po niemiecku czy stolik będzie wolny. Ja, bitte, ist frei.
 |
tutaj patrzymy na zielone, nie na czerwone - menu po hiszpańsku, angielsku i niemiecku. My czekamy na rybkę. |
Tak naprawdę na Gomerze używa się jeszcze jednego zupełnie nieoczywistego języka, a właściwie używa go dwadzieścia tysięcy lokalsów i to pewnie głównie na pokazach turystycznych. Mowa o gwizdanym silbo. Języku tubylczym, który pomagał dawnym Guanczom porozumiewać się na duże odległości. Krótki filmik tutaj.
Ja gwizdanego nie rozumiem, ale i tak fiu, fiu, fiu ciśnie mi się na usta, bo fiu, fiu, fiu, ale tu na tej Gomerze ładnie!
 |
uwaga, zakręt! |
 |
¡atención!, una ciclista |
 |
vorsicht, es ist zu schön hier! |
 |
beautiful even when the weather is not beautiful |
 |
fiu, fiu, fiu, ale bryka! |