Jadąc z Los Angeles do Las Vegas, nie jest trudno zauważyć, gdzie kończy się Kalifornia, a zaczyna Nevada. To tam gdzie w środku pustyni oczy kierowcy atakuje nagle feeria świateł i neonów. Pierwsze kasyno, pierwsza okazja do przepuszczenia domu z ogródkiem i psem, pierwsza pokusa wygrania fortuny. Z innej strony nie jest trudno zaobserwować gdzie kończy się Arizona, a zaczyna Kalifornia - to z kolei tam, gdzie na stacjach benzynowych zamiast trójki z przodu (na ostatniej zaobserwowanej: 3.64$ za galon) zaczyna się widzieć szóstkę (na pierwszej zaobserwowanej: 6.20$).
Oprócz (rzadkich) stacji benzynowych w Arizonie właściwie nic nie ma. Głównie piasek, skały, mikro krzaczki, kaktusy, stepy. Na ogromnym terenie (95% powierzchni Polski) mieszka raptem siedem milionów ludzi (głównie w Phoenix i innych dużych miastach), co daje średnio 57 (22) osób na milę (kilometr) kwadratową (ale jakby odjąć miastowych, to w zatrważającej większości stanu jest to poniżej dziesięciu osób na milę kwadratową). Można to (że nic nie ma) też zgadywać po kształcie granic - oprócz zachodniej, tej ciekawszej, pozostałe są poprowadzone od linijki, ciach, ciach, ciach i gotowe.
![]() |
latem temperatury dochodzą do 55 stopni, wodę nawet na krótki spacer zabrać warto |
![]() |
zakole rzeki Kolorado |
![]() |
najbardziej znana atrakcja Arizony: Grand Canyon (nasz trzeci park narodowy) |
![]() |
Grand Canyon jest okej, ale jest tak bardzo przestronny, tak duży, tak monstrualny, że wszystko widzi się już na pierwszym punkcie widokowym, dalej Kanion niczym nie zaskakuje |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz