Może te światła (kilometry neonów i tony ledów) to próba oswojenia samotności, lęku przed brakiem i własnymi słabościami, chęć pokonania demonów? Ja też bałam się zasypiać przy zgaszonej lampce, rozpędzona wyobraźnia widziała w kącie pokoju Bukę (tę z Muminków). W Vegas zasnąć się nie da, Vegas działa 24/7, blink blink blink. Przy świetle jarzeniówek i ledów, rzece drinków i szotów nie wiadomo czy jest dzień czy noc i w jakiej strefie czasowej. Tysiące ludzi obstawia, klika przyciski i czeka w napięciu - czarne czy białe, orzeł czy reszka, wielki dramat człowieka czy chwilowe szczęście.
Może to specyficzne prawo podatkowe Nevady, które zapewnia jej prym w tej formie rozrywki? Dosłownie na granicy stanu zaczynają się światełka, rozległe parkingi, głośna muzyka i stukot żetonów. Gra się prawdopodobnie we wszystkie możliwe gry hazardowe, które przyjdą Wam do głowy. Albo i w jeszcze inne - szczyt kuriozum dostrzegliśmy przy jednym ze stolików, na środku którego stała mała makieta konnego toru wyścigowego i sześć plastikowych figurek koni poruszających się dokoła z losową prędkością. Ich ruch śledziło z wypiekami na twarzy kilku obstawiających. Dawaj, dawaj dwójka, no szybciej, dajesz, no, meta, tak! Ręce w geście triumfu, ktoś wygrał, ktoś przegrał. I znów, i od początku.
Vegas to antonim słowa "elegancko", ale też i synonim tego słowa. Kasyno kojarzyło mi się z odpowiednią formą ubioru, może niekoniecznie pełnym garniturem i wieczorową sukienką, ale już na pewno ze smukłym szklanym kieliszkiem z martini i oliwką. Nic z tych rzeczy. W Vegas wystarczą sandały i krótkie spodenki, mogą być też przepocone kolarskie ciuchy albo podkoszulek z napisem "nie jestem leniwy, tylko energooszczędny", a piwo czy nawet drogą whiskey pije się z plastikowego kubka. Nie trzeba biletu wstępu czy zaproszenia, kasyno jest wszędzie, jest mimochodem, jest częścią krajobrazu jak krzesło czy stół. Z drugiej strony są też restauracje z menu bez cen lub daniami projektowanymi przez Gordona Ramsaya, są długie limuzyny na kilkunastu gości i hotelowe penthouse'y na całe piętro.
Wszystko musi być naj, wszystko musi być duże. Gość chce wieżę Eiffla? Gość ma wieżę Eiffla! Chce weneckie kanały, Koloseum, Wenus z Milo? Prego! Piramida? Statua Wolności? Klient nasz pan... Z jednej strony megalomania, przesada, karykatura, z drugiej zabawa, chwilo trwaj, jutra nie ma!
Na fali tych emocji rezerwuję pokój w hotelu-zamku, nie spodziewam się bowiem, że do Vegas kiedykolwiek wrócę, poproszę zatem full experience właśnie teraz! Żałuję szybko - przy pierwszym niekończącym się marszu z recepcji do windy przez zatęchły korytarz jednorękich bandytów. A potem żałuję znów - kiedy wracam sama z parkingu do pokoju i mimo że w linii prostej jest to jakieś dwieście metrów, operacja zajmuje mi dwadzieścia minut, bo mylę wieże (hotel ma dwie, mieszkamy na dwudziestym piętrze), a hotel godny jest Vegas. Czyli duży.
![]() |
do autentycznego znaku na granicy miasta stała taka kolejka turystów, że odechciało nam się czekać |
![]() |
mieszkaliśmy w wieży (wieży? Osobliwa nazwa dla megapudła) po prawej |
![]() |
powinno się przyjąć zakaz oglądania miasta przy włączonym słońcu. Wieczorem - z neonami i innymi bajerami to jeszcze jako tako, ale w ciągu dnia... - no cóż |
![]() |
zwyczajni ludzie, zwyczajne kasyno, na zdjęciach wygląda lepiej niż na żywo |
Można też posmakować miasta z innej perspektywy, z takiej, której Vegas jest absolutnie fascynujące, bo da się tu przeżyć dwa zupełnie przeciwstawne doświadczenia - człowiekowstręt i człowiekotęsknotę. To drugie przychodzi w samotności, w wielogodzinnej podróży przez brak cywilizacji (częściowy, jedziemy oczywiście asfaltową drogą, ale poza nią i samochodami nie ma nic i nikogo, nigdzie), przez pustynię, gdzie bardziej niż gdzie indziej docenia się prosty fakt, że w bidonach jest woda, a w kieszonce batonik. Cisza, spokój, błogość, trochę strach czy niepokój, że w razie czego jesteśmy zdani na siebie, ale jednak bardziej radość, że nikt nam nie przeszkadza.
![]() |
żeby dostrzec tutaj Las Vegas, trzeba by dysponować lupą, ale ono tam jest! Między linią horyzontu a górami widać (uwierzcie na słowo) wysokie budynki. To Vegas! |
Polecam też przeczytać co o Vegas pisze mój ulubiony bloger na https://hopcycling.pl/las-vegas/, a pisze, że miasto przypomina grę siedmiolatka w Sim City z kodami na nieskończone pieniądze.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz