środa, 8 listopada 2023

[Las Vegas] najmiasto

Może te światła (kilometry neonów i tony ledów) to próba oswojenia samotności, lęku przed brakiem i własnymi słabościami, chęć pokonania demonów? Ja też bałam się zasypiać przy zgaszonej lampce, rozpędzona wyobraźnia widziała w kącie pokoju Bukę (tę z Muminków). W Vegas zasnąć się nie da, Vegas działa 24/7, blink blink blink. Przy świetle jarzeniówek i ledów, rzece drinków i szotów nie wiadomo czy jest dzień czy noc i w jakiej strefie czasowej. Tysiące ludzi obstawia, klika przyciski i czeka w napięciu - czarne czy białe, orzeł czy reszka, wielki dramat człowieka czy chwilowe szczęście.

Może to specyficzne prawo podatkowe Nevady, które zapewnia jej prym w tej formie rozrywki? Dosłownie na granicy stanu zaczynają się światełka, rozległe parkingi, głośna muzyka i stukot żetonów. Gra się prawdopodobnie we wszystkie możliwe gry hazardowe, które przyjdą Wam do głowy. Albo i w jeszcze inne - szczyt kuriozum dostrzegliśmy przy jednym ze stolików, na środku którego stała mała makieta konnego toru wyścigowego i sześć plastikowych figurek koni poruszających się dokoła z losową prędkością. Ich ruch śledziło z wypiekami na twarzy kilku obstawiających. Dawaj, dawaj dwójka, no szybciej, dajesz, no, meta, tak! Ręce w geście triumfu, ktoś wygrał, ktoś przegrał. I znów, i od początku.

Vegas to antonim słowa "elegancko", ale też i synonim tego słowa. Kasyno kojarzyło mi się z odpowiednią formą ubioru, może niekoniecznie pełnym garniturem i wieczorową sukienką, ale już na pewno ze smukłym szklanym kieliszkiem z martini i oliwką. Nic z tych rzeczy. W Vegas wystarczą sandały i krótkie spodenki, mogą być też przepocone kolarskie ciuchy albo podkoszulek z napisem "nie jestem leniwy, tylko energooszczędny", a piwo czy nawet drogą whiskey pije się z plastikowego kubka. Nie trzeba biletu wstępu czy zaproszenia, kasyno jest wszędzie, jest mimochodem, jest częścią krajobrazu jak krzesło czy stół. Z drugiej strony są też restauracje z menu bez cen lub daniami projektowanymi przez Gordona Ramsaya, są długie limuzyny na kilkunastu gości i hotelowe penthouse'y na całe piętro.

Wszystko musi być naj, wszystko musi być duże. Gość chce wieżę Eiffla? Gość ma wieżę Eiffla! Chce weneckie kanały, Koloseum, Wenus z Milo? Prego! Piramida? Statua Wolności? Klient nasz pan... Z jednej strony megalomania, przesada, karykatura, z drugiej zabawa, chwilo trwaj, jutra nie ma!

Na fali tych emocji rezerwuję pokój w hotelu-zamku, nie spodziewam się bowiem, że do Vegas kiedykolwiek wrócę, poproszę zatem full experience właśnie teraz! Żałuję szybko - przy pierwszym niekończącym się marszu z recepcji do windy przez zatęchły korytarz jednorękich bandytów. A potem żałuję znów - kiedy wracam sama z parkingu do pokoju i mimo że w linii prostej jest to jakieś dwieście metrów, operacja zajmuje mi dwadzieścia minut, bo mylę wieże (hotel ma dwie, mieszkamy na dwudziestym piętrze), a hotel godny jest Vegas. Czyli duży.

do autentycznego znaku na granicy miasta stała taka kolejka turystów,
że odechciało nam się czekać
mieszkaliśmy w wieży (wieży? Osobliwa nazwa dla megapudła) po prawej
powinno się przyjąć zakaz oglądania miasta przy włączonym słońcu.
Wieczorem - z neonami i innymi bajerami to jeszcze jako tako,
ale w ciągu dnia... - no cóż
zwyczajni ludzie, zwyczajne kasyno, na zdjęciach wygląda lepiej niż na żywo

Można też posmakować miasta z innej perspektywy, z takiej, której Vegas jest absolutnie fascynujące, bo da się tu przeżyć dwa zupełnie przeciwstawne doświadczenia - człowiekowstręt i człowiekotęsknotę. To drugie przychodzi w samotności, w wielogodzinnej podróży przez brak cywilizacji (częściowy, jedziemy oczywiście asfaltową drogą, ale poza nią i samochodami nie ma nic i nikogo, nigdzie), przez pustynię, gdzie bardziej niż gdzie indziej docenia się prosty fakt, że w bidonach jest woda, a w kieszonce batonik. Cisza, spokój, błogość, trochę strach czy niepokój, że w razie czego jesteśmy zdani na siebie, ale jednak bardziej radość, że nikt nam nie przeszkadza.

żeby dostrzec tutaj Las Vegas, trzeba by dysponować lupą, ale ono tam jest!
Między linią horyzontu a górami widać (uwierzcie na słowo) wysokie budynki.
To Vegas!

Polecam też przeczytać co o Vegas pisze mój ulubiony bloger na https://hopcycling.pl/las-vegas/, a pisze, że miasto przypomina grę siedmiolatka w Sim City z kodami na nieskończone pieniądze.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz