Teneryfa to nasza ucieczka dla leniwych, azyl, miejsce, którego instrukcję obsługi znamy na pamięć. Kiedy widzę drogowskaz na Icod de los Vinos, to czuję się jakbym wracała do siebie, chociaż tym razem wynajęliśmy mieszkanie w pobliskiej, ale jednak trochę innej części wyspy - Los Gigantes. Najpierw mozolny podjazd serpentynami. Na przełęczy Erjos zawsze są chmury choćby cała reszta wyspy grzała się w pełnym słońcu. Potem zjazd, na którym miałam kiedyś najlepszy wynik na Stravie, ale potem odebrała mi go mistrzyni Annemiek van Vleuten. Na rondzie w lewo, przy skręcie na Garachico również. Punkt widokowy, agrafka, agrafka, agrafka, kilka metrów sztywno pod górę, znowu agrafka, agrafka, zaczyna być widać wyraźnie domy w Garachico, agrafka, agrafka, stromiutko w dół, główna droga, stop. Teraz trasa prowadzi przy piekarni z Panem Bagietką, plaży, na której się rozciągaliśmy i robiliśmy pompki, barze z sernikiem pistacjowym i kanapkami z croissantem, jajkiem, awokado i białym serem. Dalej knajpa z paellą, podjazd, na którym rok temu spotkaliśmy Tomka i już tylko ta diabelna Masca, na której za każdym razem próbuję pobić swój rekord i znowu jesteśmy przy Erjos. Do domu tylko w dół, zaraz będziemy.
.jpg)
.jpg) |
tę jazdę Piotrek nazwał "klasyczne zaraz wyjedziemy ponad chmury", ale wydaje mi się, że wcale nie klasyczne, bo klasycznie to nam się nad te chmury wyjechać nie udaje (bo tak długo i wysoko się ciągną) |
.jpg) |
w hiszpańskich barach najczęściej zamawiam kakao i nikt się na mnie krzywo nie patrzy! Tym razem ciepłe spienione mleko. |
W Los Gigantes piszą się nowe wspomnienia. Są między innymi dwa podjazdy - drogą bananową (bo rosną przy niej - czy ktoś to zgadnie?! - banany!) i motorową (bo z powodu nieźle wyprofilowanych zakrętów upodobali ją sobie motocykliści). Jest też skrzyżowanie przy policjantce. W hiszpańskich miasteczkach lubują się w jednokierunkowych ulicach. Kiedy się sprowadzaliśmy, pierwszego dnia, ta konkretna (konieczna, jedyna zjeżdżająca do naszych okolic) była zamknięta, a stała przy nim - no jakżeby inaczej - kobieta w mundurze, która uprzejmie nam wytłumaczyła, że tam dalej to jest kolejna ulica, wprawdzie jednokierunkowa (pod prąd), ale dzisiaj można nią jeździć w obie strony.
.jpg) |
centrum dowodzenia to tutaj ratujemy świat, tutaj piszemy maile, tutaj jemy kanapki z jajkiem i awokado. Stąd też obserwujemy spokojne portowe życie i co drugą pełną godzinę odsłuchujemy piosenki wiodącej z "Piratów z Karaibów", kiedy przypływa ich statek wycieczkowy |
.jpg) |
bésame bésame mucho [en Los Gigantes] |
.jpg) |
ta po prawej to Marianne Vos!!! |
.jpg) |
a tu grupa bliżej niezidentyfikowanych PROsów panów |
 |
w jedną stronę 50 metrów, w drugą 1.6 kilometra |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz