piątek, 19 stycznia 2024

[Teneryfa] reset fabryczny

Końcówka grudnia to ciągła walka o każdy kilometr i o każde wyjście na rower. Nie mam na to ochoty. Jest ciężko. Powoli zbieram metry, codziennie odliczam ile jeszcze zostało do rocznego celu i dziwię się dlaczego tak dużo. Nie chce mi się. Nie chce mi się tak bardzo, tak strasznie, jak jeszcze nigdy mi się nie chciało. Z wybiciem dwunastu uderzeń i połknięciu dwunastu winogron, następuje reset fabryczny. Nagle - kiedy znika presja - wraca radość i chęć, szczególnie, że drugiego dnia nowego roku umawiam się na rower z Michałem Szulhanem (w internetach znanym jako Makitek) i Michał robi mi przecudowne zdjęcia. Myślę, że nie trzeba komentarza (może tylko taki, że nie umiem wybrać tych pięciu czy dziesięciu najnaj, wrzucam ich więcej, ale dwa najnaj są pod sam koniec, więc warto przescrollować wszystkie), ale potrzeba, by wybrzmiało głośno moje dziękuję, gracias za tę piękną pamiątkę!

fot. @makitek
fot. @makitek
fot. @makitek
fot. @makitek
fot. @makitek
fot. @makitek
fot. @makitek
fot. @makitek
fot. @makitek
fot. @makitek
fot. @makitek
fot. @makitek
to na pewno jest najnaj
fot. @makitek
fot. @makitek
i to też jest najnaj
fot. @makitek
fot. @makitek

środa, 17 stycznia 2024

[La Palma] rondo de Gaulle'a level hard

O wulkanach było, o najwyższym punkcie wyspy było, o zieleni, przezielonej zieloności było, wszystko było! Może tylko o wycieczce dokoła kolejnego (piątego) kanarka jeszcze nie było. Standardowo ruszamy za późno, chociaż pół godziny przed wschodem słońca (7:30). Już na buenos días zaczynamy od podjazdu - aż do baru ze śpiewającą choinką, za którą wjeżdżamy w tereny nieznane; równie piękne jak te znane dotychczas, tylko jeszcze bardziej puste i jeszcze bardziej zielone. Bar z churrosami w Los Sauces, w którym mieliśmy się zatrzymać na drugie śniadanie (w porze pierwszego śniadania) okazuje się zamknięty i musimy zadowolić się kanapkami z jajkiem i kakałkiem. Znowu zielono, znowu pusto, góra, dół, góra, chociaż wydaje się jakby było góra, góra, góra, bo zjazdy są przyjemne i trwają tak krótko, że można ich nie odnotować! Na obiad tortilla z bananami w Santo Domingo i moralny kac, że droga taka długa, a przerwy takie częste. To nie przeszkadza nam już przed odpauzowaniem licznika wyznaczyć kolejnego celu w cukierni za czterdzieści kilometrów. W międzyczasie zmienia się krajobraz - w okolicy Tazacorte wzmógł się ruch samochodowy (aha! To tutaj ukrywają się turyści!), a podjazd wystromił. Na południowym cyplu decydujemy się nie zjeżdżać nad ocean i skrócić trochę trasę, żeby dojechać do stolicy przed nocą. W Santa Cruz dosłownie rzucamy się na steki z frytkami. Teraz tylko jeden króciutki podjazd i można wskoczyć pod prysznic! I zacząć planować trasę na następny dzień!

środa, 10 stycznia 2024

[La Palma] apsik wulkanu

200 000 metrów wybija mi na rocznym liczniku 30.12.2023, trzydziestego aktywnego rowerowo dnia grudnia. W związku z tym ogłaszamy sylwestra dniem pieszym i ruszamy w niekolarskich butach śladem Ruta de los Volcanos. To długi spacer i mimo że nie mamy żadnego problemu z przejściem trasy, nasze łydki (nieprzyzwyczajone do schodzenia, bo to schodzenie jest bardziej problemem niż podchodzenie) pamiętają o nim kilka dni po. Głowa pamięta również - marsjański krajobraz, rozległe przestrzenie, połacie piasku, zastygłej lawy, pumeksu, mało roślin, chociaż o dziwo dużo drzew. I widok na Teneryfę.

corvus corax canariensis

Środowisko postwulkaniczne widzieliśmy też na rowerze. W 2021 roku Cumbre Vieja zrobił apsik i zamienił kawałek cywilizacji na wyspie w stertę kamieni. Łatwo go znaleźć na mapach Google'a - to tam gdzie kilka dróg z północy na południe gwałtownie się urywa. Przez długi czas nie było możliwości przejazdu (a tym samym okrążenia wyspy, co oczywiście zrobiliśmy), ale niedawno otwarto nowiutką drogę. Sprawdzamy ją jako jedni z pierwszych kolarzy. Jest w porządku!

nówka sztuka
smutne pobocze

sobota, 6 stycznia 2024

[Teneryfa] trzech króli i jedna królowa

Nie jestem ortodoksyjna, ale jednak tradycje polegające na jedzeniu cukru szanuję całą sobą. I oto jest - 6. stycznia i roscón de Reyes (wieniec królewski). Ciasto w formie obwarzanka, przekrojonego na pół i nadzianego kremem waniliowym (nasz), czekoladowym czy bitą śmietaną. Wkłada się do niego dwie niespodzianki - figurkę króla i ziarno fasoli. Kto w swoim kawałku trafi to pierwsze, może w nagrodę przez cały dzień nosić papierową koronę (również w pudełku i już od początku cała utytłana w kremie). Kto drugie - płaci za wieniec za rok. Króla poniekąd trafił Piotrek - wykoncypował, że figurka musi być pod plasterkiem pomarańczy, bo to bezpieczne miejsce. Nikt normalny nie kroi tam ciasta na kawałki, a przecież w zamyśle głupio próbować przekroić króla - bądź uszkodzić przy tym sam nóż. Ale korony Piotrek założyć nie chciał. Że brudna.

tu ciężej byłoby zlokalizować króla

I obietnica tytułowa:

czwartek, 4 stycznia 2024

[La Palma] na górze jest ciepło i słonecznie

"It's warm and sunny at the top" [na górze jest ciepło i słonecznie] krzyczy do nas (mozolnie podjeżdżających i przedzierających się przez zimne chmury) zjeżdżający kolarz i od razu motywacja rośnie mi o dziesięć watów, ale prawie do samego szczytu Teide myślę, czy nas wkręcał czy nie. Czy to byłoby etyczne i czy tak w ogóle wolno? Zmotywować kogoś, ale jednocześnie oszukać? I czy taki ktoś byłby wdzięczny? No bo bez tej zachęty, może by zawrócił i nie zrobił treningu, ale z nią łudził się godzinami, że czeka go nagroda...

Na La Palmie takich rozkmin nie mam - tutaj kolarzy jak na lekarstwo. Przez cały dzień jazdy spotykamy trzy, czasem cztery osoby i to też powoduje, że zakochujemy się w tym miejscu. Bo nie tylko rowerów nie ma. Nie ma też aut, ludzi, miast, cywilizacji. Jest za to zieleń i asfalty, czyli wszystko to czego nam trzeba do szczęścia. A kiedy do rozmowy używam mojego łamanego hiszpańskiego, lokalsi trajkoczą po swojemu, a nie przechodzą na angielski.

to tutaj, właśnie tutaj padło 200 000 metrów w 2023!
najwyższy szczyt Teneryfy (Teide) w drodze na najwyższy szczyt
La Palmy (Los Muchachos)
2426 m npm
stąd obserwuje się kosmos
na dole niebo, na górze łąka
my się kochamy jak drożdże i mąka

nie tak szła ta rymowanka?
znów na dole, jak się (bardzo bardzo) dobrze przypatrzeć, to widać
i Teide (po lewej), i Gomerę (po prawej)