sobota, 22 kwietnia 2017

[Ryga] КГБ

Sobota to dzień muzealny - z racji lokalnego minimum pogodowego (najwięcej opadów, najniższa temperatura) staraliśmy się jak mogliśmy chować pod dachem. Po śniadaniu pierwsza na liście do odwiedzenia była katedra, do której dotarliśmy na 12 - na krótki, dwudziestominutowy koncert organowy. Niestety, nie wolno było nagrywać filmików, nawet króciutkich, które mogłyby oddać nastrój. Było poważnie, kulturalnie, nostalgicznie.
Punkt drugi to jedno z lepszych, choć smutniejszych muzeów, które ostatnio odwiedzaliśmy - siedziba KGB, udostępniona do zwiedzania trzy lata temu. Znajduje się ona w pięknej kamienicy z początku XX wieku, która zanim pełniła niechlubną funkcję, była nazywana Flower House - od kwiaciarni, a także kwiatowych ornamentów. O 13.30 zaczynała się jedna z trzech oprowadzanych w soboty po angielsku wycieczek. Przewodnik pokazał nam głównie więzienie (parter i piwnica), dodając, że zwykli pracownicy biura KGB często nawet nie wiedzieli, co znajduje się na dole w ich budynku. Teraz można to obejrzeć, ale też poczuć i dotknąć - muzeum nie jest z gatunku "za szybką", nikt nie krzyczy, że dotknęło się mebli czy drzwi - wręcz przeciwnie, siadaliśmy na krzesłach w pokoju posłuchań, na pryczach w celach, dotykaliśmy czego chcieliśmy. Było strasznie, szczególnie że przewodnik obrazowo mówił i opowiadał historie pojedynczych ludzi. Pokazał nam pokój-recpecję, w której kazano nowo przybyłym opróżnić kieszenie, fotografowano ich, wstępnie przepytywano, a rzeźnickim nożem odcinano guziki, paski, sznurki, żeby uniemożliwić przyszłym więźniom samobójstwa. Salę przesłuchań z weneckim lustrem, w którym wymuszano zeznania - i to nie siłą, ale szantażem ("twoja żona już do nas jedzie", "twoje dzieci wyślemy do szkoły w głębi Rosji") albo metodą na dobrego i złego policjanta. Izolatki, w których ludzi zamykano na trzy dni bez jedzenia i picia. Cele z małym składanym łóżkiem, które zamykano o 6 rano, a w celi mieszkało 8 kobiet. Inną bardzo dużą celę, w której łóżka nie były składane, było ich cztery i dużo miejsca pomiędzy, ale więźniów było trzydziestu, całą dobę paliła się silna jarzeniowa żarówka, a strażnicy zabraniali zasłaniać ręką oczu ("muszę zawsze widzieć twoją twarz i dłonie"). Sztuczną celę, w której kończył się tunel, którym agenci KGB mogli dostać się potajemnie na złożenie raportów. Niewielki spacerniak, na który wychodzono na dziesięć minut raz na dwa tygodnie. Pokój, w którym w jednym roku rozstrzelano stu osiemdziesięciu sześciu najczęściej zupełnie niewinnych więźniów.
wejście narożne dla "zwykłych ludzi" (nie dla pracowników biura ani
więźniów - ci pierwsi wchodzili przez szeroką bramę na piękną klatkę, ci
drudzy przez małe "one way" drzwi od podwórka) - czyli dla kogo?
Kto dobrowolnie przychodził w to miejsce?
rzędy cel
cela, widać wizjer, przez który zaglądano, by
kontrolować co robią więźniowe. Korytarz
wzdłuż cel wyłożono dywanem, który tłumił
odgłos kroków, dzięki czemu więźniowie nie
słyszeli nadchodzących strażników. Dywan
oczywiście czerwony - żeby krew nie rzucała
się za bardzo w oczy i nie trzeba było za często
go prać...
cela, widać otwór do karmienia. Rano brudna
woda aka kawa plus trochę chleba, na obiad
zupa, wieczorem brudna kawa aka herbata
i znowu trochę chleba.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz