czwartek, 24 lutego 2022

[Teneryfa] 26:53

Są takie dni, kiedy pisanie o rowerach może się wydawać niestosowne. Kiedy człowiek się boi, kiedy jest bezsilny, kiedy nie rozumie, kiedy czuje, że zaraz coś wciągnie go pod wodę, a on przestanie móc oddychać. Ale też w te dni rower jest jedynym, co utrzymuje go na powierzchni, co da radość, chociaż i zmęczenie oraz wyczyści myśli, pozwali się odciąć, zdystansować, zapomnieć. Więc jednak będzie o rowerach.

A raczej o jednym rowerowym podjeździe - Masce. W kolarskim światku jest uważany za jeden z trudniejszych, ale chociaż nie jest łatwy (na odcinku 3.64 kilometra trzeba podjechać 421 metrów), to jednak pokonaliśmy w życiu kilka gorszych bestii. Skoro jednak wszyscy uważają, że to taki trudny podjazd... to jednym z planów na Teneryfę było zostanie na nim tak zwaną lokalną legendą w aplikacji Strava. Wirtualny laurowy wieniec dostaje się za przejechanie danego segmentu największą liczbę razy w ciągu ostatnich dziewięćdziesięciu dni. Maskę zdobyliśmy cztery razy i za każdym razem bolało tak samo bardzo. Wróć, właściwie za każdym razem bolało coraz bardziej - bo to takie miejsce, które działa na ambicję jak czerwona płachta na byka - i jakoś zawsze chciałam pobić swój najlepszy czas. Całkiem nieźle to poszło! Z 30:31 w 2021 zeszłam do 26:53 (co daje niebotyczną prędkość 8.1 km/h). Wiadomo, im bardziej się cierpi, tym krócej się cierpi.

podjechałem, zjechałem, odpoczywam

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz