wtorek, 15 lutego 2022

[Teneryfa] po powrocie w moich żyłach będą płynąć ziemniaki

Dzień na Teneryfie zaczyna się od wizyty u Pana Bagietki. To niecałe półtora kilometra prostą drogą z małą hopką pośrodku. Zazwyczaj (okej, niech będzie: zawsze) ten obowiązek ta przyjemność przypada Piotrkowi. Ja gotuję jajka, wyjmuję z lodówki hummus i otwieram awokado, a on jedzie po dwie bułki z ziarnami, por favor.

Pan Bagietka jako żywy!

Potem wciąga nas wir pracy. Niestety tymczasowe mieszkanie nie jest zbyt fotogeniczne, nie jest też zbyt rozświetlone (nad czym ogromnie ubolewam) - parter plus małe okna wychodzące na patio to pewnie dobre rozwiązanie na upalne lato, ale nie dla uciekających od śniegu i lodu kolarzy z Polski. Im by się marzył nasłoneczniony taras, okna do podłogi i zero zasłon! A, i jeszcze widok na ocean. Ewentualnie na wulkan. Dobra, pomarzyli, to do roboty! A robota to głównie wideokonferencje, maile, dokumenty...

jedyne zdjęcie z naszego hiszpańskiego casa: sala konferencyjna "sypialnia"

Nie po to jednak przyjechali na Teneryfę, żeby zaraz się dać temu wirowi tak całkowicie wciągnąć! Kiedy tylko obydwojgu uda się upchnąć spotkania w dwóch blokach, żeby pomiędzy zmieściło się chociaż półtorej godziny wolnego, ruszamy pod górę. Pod względem rowerowym mieszkamy w najidealniejszym miejscu na wyspie - nie dość, że zielono, że spokojniej niż na południu, że blisko morza stromo, więc wjeżdża się z widokiem na ocean, to przede wszystkim świetnych podjazdów mnóstwo. Nasz domyślny, kiedy czasu mało, a chęć przepalić nogę jest, zaczyna się dwa kilometry od domu, pięćset metrów za Panem Bagietką. Jedziemy, jedziemy, jedziemy aż skończy się czas lub ochota, wtedy zawrotka i w kilka czy kilkanaście minut jesteśmy w powrotem przed laptopem. Idylla!

uśmiech
skupienie
Garachico
wąchanie kwiatków
patrzenie z nostalgią na ciastka w kawiarni

Co jemy? Kulinarnie nasza wioska rajem nie jest - pizzeria otwiera się o 19 w piątki, soboty i niedzielę. Do tego jedna restauracja z hiszpańskim jedzeniem, bar z tapasami i dwie kawiarnie z kanapkami. Póki mieliśmy wypożyczony samochód zapakowaliśmy pod korek lodówkę gotowymi daniami - tortillą do odgrzania, sałatkami z kuskusem (do tego tuńczyk z puszki i voilà, jeden posiłek z głowy mniej), zupami krem. I jakoś to leci. Generalnie jemy dużo ziemniaków - tortillę ubóstwiam i jem na kilogramy, częstym dodatkiem skrobiowym są frytki (te ograniczam) lub ziemniaki w mundurkach (tych nie cierpię).

tortilla z bananem
(wait, whaaaat? Ziemniory z bananem?! Ano :) W barze były też z porem
i jabłkiem...)
kanapki. Jemy ich tutaj dużo, bo i Hiszpanie lubią je jeść. Zawsze
zdrowiej niż ciastko... A do tego kakao!
cafe leche leche, ulubiony napój Piotrka
papryczki padrón, ulubiona przekąska Piotrka

Ale nie samym rowerem człowiek żyje - zeszłej zimy zrobiłam ten koszmarny błąd, że w planach tylko rower i rower, w kółko rower, a potem jak zaczął się sezon i długie dystanse, to okazało się, że nie ma mobilności, że nie ma mocnych pleców i mięśni brzucha, a zamiast tego były godziny skręcania się z bólu, nieprzespane noce i kolejne wizyty u kolejnych fizjo. W 2022 nauczona na własnych pomyłkach, rozciągam się prawie codziennie, a dwa razy w tygodniu wpada trening siłowy w siłowni z najpiękniejszym widokiem na świecie!

absolutnie najlepszym widokiem.
To moje ulubione miejsce na Teneryfie, a mata była pierwszym zakupem
na wyspie.
do ćwiczeń specjalistyczny sprzęt potrzebny nie jest - tu Piotrek wymachuje
sznurkiem do wiązania maty
ja w podróż ostatnio zawsze zabieram gumy rozporowe. Ważą tyle co
nic, a pozwalają zrobić ćwiczenie z obciążeniem.
chociaż tu obciążenia pod dostatkiem
(złośliwi powiedzieliby, że dobra ściema, wiadomo, że lawa nic nie waży,
ale przecież wśród Czytelników złośliwców nie ma)
jedyny mankament tej siłowni to, że mamy do niej 4.5 kilometra.
Niby blisko, ale ktoś matę musi zawieźć.
i tu w przeciwieństwie do Pana Bagietki tym obowiązkiem dzielimy
się po równo (no, a przynajmniej: równiej)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz