Nie lubię się skarżyć, na codzień nie marudzę, staram się mieć pozytywne nastawienie do życia. Zawsze. Obsłudze serwisu rowerowego Sprint-Rowery.pl udało się jednak wzbudzić we mnie irytację. Zaczęło się od popsucia się Mondzi, wszak od tego zaczyna się każda historia z serwisem rowerowym w tle. To po prostu takie inne "dawno, dawno temu, za siedmioma górami". Zawiozłam, oddałam, usłyszałam, że będzie gotowe za tydzień - dwa. To na styk, bo po dokładnie dwóch wyjeżdżaliśmy do Nowego Sącza, no ale w dzisiejszych czasach nawet nie szukałam dalej. Jest tak niesłychany popyt na usługi naprawcze w Warszawie, że od ręki nikt nic nie zrobi. Czyli siedem - czternaście dni, niech będzie. W drugim tygodniu zaczynam się denerwować, bo nikt się do mnie nie odzywa. Dzwonię, mówią, że zabiorą się jutro. Dzwonię znów, mówią, że za godzinę wchodzi na serwis i zadzwonią wieczorem. Dzwonię znów i znów, i tak jeszcze kilkanaście razy, ale tych połączeń już nikt nie odbiera. Podirytowana jadę do nich w piątek przed samym zamknięciem, bo mam dość i chciałabym się czegoś dowiedzieć. Co zabawne kiedy wjeżdżam na parking, ktoś wreszcie oddzwania (na te kilkanaście połączeń przez parę dni i kilka smsów), ale teraz to ja nie odbieram, za pięć minut będę w środku. Rower oczywiście niegotowy. Ba, niezaczęty. Mają zrobić jutro, od 11 i o 12 zadzwonią, czy będzie gotowy na 13 czy na 17. Patrzę panu w oczu i pewnie w moim spojrzeniu da się odczytać pewien sceptycyzm. Zastanawiam się, czy on wierzy w to, co mówi i okłamuje siebie czy mnie. Uzgadniam jeszcze tylko, czy jest możliwość ewentualnej wysyłki roweru kurierem, żeby uratować chociaż połowę mojego pobytu w Nowym Sączu i taka możliwość jest. Pewnie nie jest żadnym zaskoczeniem, że kontaktu w sobotę nie nawiązali, jak również w poniedziałek i przez większość wtorku, ale od wieczora zaczęli dzwonić regularnie pytać o głupoty (czy zmienić opony, czy na pewno nie zmienić opon, bo na tylnej już zupełnie nie widać wskaźnika zużycia i to bardzo niebezpieczne - obejrzeliśmy ją potem w domu, wygląda jak nówka, wskaźnik widać wyraźnie i bynajmniej nie jest zużyty), a na moje (jedyne istotne) pytanie, jak mam zapłacić skoro rower będzie wysyłany, a nie odbierany na miejscu zawsze odpowiadali, że to trzeba się skonsultować z szefem i dadzą znać. W środę roweru nadal nie nadali, bo "kurier zapomniał przyjechać" (a pies zjadł moją pracę domową), co jest trochę dziwne, bo w czwartek jeszcze odpowiadałam na pytanie jaką przesyłką wysłać tak ważną zawartość. Tym pytaniem pan zresztą wbił sobie gwóźdź do trumny najbardziej negatywnej opinii jaką kiedykolwiek wystawiłam w internecie, pytanie było sformułowane tak i jest to cytat słowo w słowo: z całym szacunkiem, ale jak tak patrzę, to pani nie umie w rowery, więc lepiej, żebyśmy wysłali [Mondzię] na palecie, to nie będzie musiała pani [jej] składać". Sprint-Rowery.pl, serwis, który nie umie w obsługę klienta. Nie polecam.
 |
mało zostaje po pracy czasu wolnego, którego nie przeznaczamy na jazdę, ale jak już się jakiś zapodzieje, to wykorzystujemy go na tarasie |
 |
ale większość czasu wolnego spędzamy jednak tak - póki nie przyjedzie Mondzia, używam Złomka. Nie jest to rower marzeń, no chyba że ktoś jest tak wygłodniały jazdy po górach jak ja - wtedy każdy jest. |
 |
i tak, to będzie oznaczało, że będziemy musieli na powrót zapakować trzy rowery, ale spokojnie się zmieszczą. To znaczy w chwili robienia tego zdjęcia zdecydowanie jeszcze nie wiem, czy spokojnie czy nie. Piotrek twierdzi, że się zmieszczą, mnie się wydaje, że będzie to problematyczne, no ale w razie czego ja i tak wracam autem. Najwyżej on pojedzie rowerem do Warszawy... |
 |
jak w takiej okolicy jazda na Złomku mogłaby się nie podobać? |
 |
no nie mogłaby! |
 |
tryb napawania się zielonością i soczystością wiosny |
 |
tryb przygody - etap pierwszy |
 |
tryb przygody - etap drugi, konieczny |
 |
tryb leśny |
 |
tryb fotograficzny |
 |
tryb towarzyski - w środy jeździ się w okolicy ustawki, a właściwie pseudo- wyścigi; trasa jest trudna, tempo zabójcze (Piotrek imponuje lokalsom dojeżdżając w pierwszej grupie), gubię się bardzo szybko, na pierwszej górce. Jestem też na to przygotowana, mam wgraną trasę ze startu na metę, ale dwukrotnie krótszą, więc na kresce jestem przed chłopakami. |
 |
tryb towarzyski - etap drugi. A po kresce wszyscy spotykają się pod sklepem |
 |
tryb odhaczania kolejnych dróg |
 |
i kolejnych podjazdów |
 |
i jeszcze innych dróg |
 |
Mondzia, Mondzia, Mondzia, ach to ty! |
 |
tęskniłam! |
 |
kolejna środa, kolejna szansa na zgubienie się. Gubię się trochę później i razem ze mną gubi się dwóch chłopaków - poznaję Piotrka i Miro i razem, zmieniając się na prowadzeniu dojeżdżamy do mety, zmęczeni, przetyrani, ale z nową (słuszną) porcją endorfin! |
 |
zawarte znajomości wykorzystujemy w weekend, kiedy chłopaki oprowadzają nas po okolicznych małych miłych asfaltowych dróżkach |
 |
w towarzystwie życzliwych ludzi najlepiej! |
 |
i wreszcie mamy też wspólną fotę! |
 |
rozważny (Pan Ridek) i romantyczna (Mondzia) |
 |
tryb zdążyć przed zmrokiem |
 |
na dzień pożegnania dajemy się wyciągnąć na podjazd pod Przehybę, jeden z trudniejszych podjazdów w Polsce - wbrew zdjęciu wcale nie wjechaliśmy na szczyt razem, Piotrek czekał na mnie z pół godziny ;-) |
 |
tryb pożegnalny |
 |
tryb ostatniego kilometra - i do auta, zapakować się i do domu |
 |
tryb wysokościowy |