niedziela, 5 czerwca 2022

[Nowy Sącz] z całym szacunkiem, ale nie umie pani w rowery

Nie lubię się skarżyć, na codzień nie marudzę, staram się mieć pozytywne nastawienie do życia. Zawsze. Obsłudze serwisu rowerowego Sprint-Rowery.pl udało się jednak wzbudzić we mnie irytację. Zaczęło się od popsucia się Mondzi, wszak od tego zaczyna się każda historia z serwisem rowerowym w tle. To po prostu takie inne "dawno, dawno temu, za siedmioma górami". Zawiozłam, oddałam, usłyszałam, że będzie gotowe za tydzień - dwa. To na styk, bo po dokładnie dwóch wyjeżdżaliśmy do Nowego Sącza, no ale w dzisiejszych czasach nawet nie szukałam dalej. Jest tak niesłychany popyt na usługi naprawcze w Warszawie, że od ręki nikt nic nie zrobi. Czyli siedem - czternaście dni, niech będzie. W drugim tygodniu zaczynam się denerwować, bo nikt się do mnie nie odzywa. Dzwonię, mówią, że zabiorą się jutro. Dzwonię znów, mówią, że za godzinę wchodzi na serwis i zadzwonią wieczorem. Dzwonię znów i znów, i tak jeszcze kilkanaście razy, ale tych połączeń już nikt nie odbiera. Podirytowana jadę do nich w piątek przed samym zamknięciem, bo mam dość i chciałabym się czegoś dowiedzieć. Co zabawne kiedy wjeżdżam na parking, ktoś wreszcie oddzwania (na te kilkanaście połączeń przez parę dni i kilka smsów), ale teraz to ja nie odbieram, za pięć minut będę w środku. Rower oczywiście niegotowy. Ba, niezaczęty. Mają zrobić jutro, od 11 i o 12 zadzwonią, czy będzie gotowy na 13 czy na 17. Patrzę panu w oczu i pewnie w moim spojrzeniu da się odczytać pewien sceptycyzm. Zastanawiam się, czy on wierzy w to, co mówi i okłamuje siebie czy mnie. Uzgadniam jeszcze tylko, czy jest możliwość ewentualnej wysyłki roweru kurierem, żeby uratować chociaż połowę mojego pobytu w Nowym Sączu i taka możliwość jest. Pewnie nie jest żadnym zaskoczeniem, że kontaktu w sobotę nie nawiązali, jak również w poniedziałek i przez większość wtorku, ale od wieczora zaczęli dzwonić regularnie pytać o głupoty (czy zmienić opony, czy na pewno nie zmienić opon, bo na tylnej już zupełnie nie widać wskaźnika zużycia i to bardzo niebezpieczne - obejrzeliśmy ją potem w domu, wygląda jak nówka, wskaźnik widać wyraźnie i bynajmniej nie jest zużyty), a na moje (jedyne istotne) pytanie, jak mam zapłacić skoro rower będzie wysyłany, a nie odbierany na miejscu zawsze odpowiadali, że to trzeba się skonsultować z szefem i dadzą znać. W środę roweru nadal nie nadali, bo "kurier zapomniał przyjechać" (a pies zjadł moją pracę domową), co jest trochę dziwne, bo w czwartek jeszcze odpowiadałam na pytanie jaką przesyłką wysłać tak ważną zawartość. Tym pytaniem pan zresztą wbił sobie gwóźdź do trumny najbardziej negatywnej opinii jaką kiedykolwiek wystawiłam w internecie, pytanie było sformułowane tak i jest to cytat słowo w słowo: z całym szacunkiem, ale jak tak patrzę, to pani nie umie w rowery, więc lepiej, żebyśmy wysłali [Mondzię] na palecie, to nie będzie musiała pani [jej] składać". Sprint-Rowery.pl, serwis, który nie umie w obsługę klienta. Nie polecam.

mało zostaje po pracy czasu wolnego, którego nie przeznaczamy na jazdę,
ale jak już się jakiś zapodzieje, to wykorzystujemy go na tarasie
ale większość czasu wolnego spędzamy jednak tak - póki nie przyjedzie
Mondzia, używam Złomka. Nie jest to rower marzeń, no chyba że
ktoś jest tak wygłodniały jazdy po górach jak ja - wtedy każdy jest.
i tak, to będzie oznaczało, że będziemy musieli na powrót zapakować trzy
rowery, ale spokojnie się zmieszczą. To znaczy w chwili robienia tego zdjęcia
zdecydowanie jeszcze nie wiem, czy spokojnie czy nie. Piotrek twierdzi, że
się zmieszczą, mnie się wydaje, że będzie to problematyczne, no ale w razie
czego ja i tak wracam autem. Najwyżej on pojedzie rowerem do Warszawy...
jak w takiej okolicy jazda na Złomku mogłaby się nie podobać?
no nie mogłaby!
tryb napawania się zielonością i soczystością wiosny
tryb przygody - etap pierwszy
tryb przygody - etap drugi, konieczny
tryb leśny
tryb fotograficzny
tryb towarzyski - w środy jeździ się w okolicy ustawki, a właściwie pseudo-
wyścigi; trasa jest trudna, tempo zabójcze (Piotrek imponuje lokalsom
dojeżdżając w pierwszej grupie), gubię się bardzo szybko, na pierwszej górce.
Jestem też na to przygotowana, mam wgraną trasę ze startu na metę, ale
dwukrotnie krótszą, więc na kresce jestem przed chłopakami.
tryb towarzyski - etap drugi. A po kresce wszyscy spotykają się pod sklepem
tryb odhaczania kolejnych dróg
i kolejnych podjazdów
i jeszcze innych dróg
Mondzia, Mondzia, Mondzia, ach to ty!
tęskniłam!
kolejna środa, kolejna szansa na zgubienie się. Gubię się trochę później i razem
ze mną gubi się dwóch chłopaków - poznaję Piotrka i Miro i razem, zmieniając
się na prowadzeniu dojeżdżamy do mety, zmęczeni, przetyrani, ale z nową
(słuszną) porcją endorfin!
zawarte znajomości wykorzystujemy w weekend, kiedy chłopaki oprowadzają
nas po okolicznych małych miłych asfaltowych dróżkach
w towarzystwie życzliwych ludzi najlepiej!
i wreszcie mamy też wspólną fotę!
rozważny (Pan Ridek) i romantyczna (Mondzia)
tryb zdążyć przed zmrokiem
na dzień pożegnania dajemy się wyciągnąć na podjazd pod Przehybę, jeden
z trudniejszych podjazdów w Polsce - wbrew zdjęciu wcale nie wjechaliśmy
na szczyt razem, Piotrek czekał na mnie z pół godziny ;-)
tryb pożegnalny
tryb ostatniego kilometra - i do auta, zapakować się i do domu
tryb wysokościowy

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz